Pokusa nie jedno ma imię.
Jestem grzesznicą. Jawnogrzesznicą. Pewnie za karę trafiłam do tego miejsca czarną rozkoszą płynącego. Czasami zdarzają mi się okresy abstynencji. Czuję się lżejsza, zdrowsza, silniejsza. Ale znów dopada mnie pragnienie, wszelkimi sposobami wodząc na pokuszenie: smakami, delikatnością, zapachem... I już nie wiem, do raju trafiłam, czy do piekła...
Kiedyś mogłam grzeszyć bezkarnie, dziś muszę być czujna by nie popaść w ruinę. Z trudem odwracam głowę od przedmiotu moich namiętności. I nie chcę się już bronić... Ponownie tracę rozum i coś co ludzie nazywają zdrowym rozsądkiem... Zanurzam się w finezyjnej, wyrafinowanej przyjemności. Nie mogę i nie chcę się dłużej opierać. Znajduję tysiące powodów. Łudzę się, że się uszczęśliwiam. Czuje euforię. Oszukuję siebie, że tylko dziś jeszcze raz dotknę rajskich bram. Jutro zacznę walczyć od nowa. Przyrzekam unikać pokusy. Przegonić demony. Być grzeczną dziewczynką. Zaczynać dzień od twarożka z rzodkiewkami. Ale dopiero jutro... Zawsze jest jakieś jutro... Ono nigdy nie umiera.
Jej Wysokość: Belgijska Czekolada.
Gdybym miała wszystko o niej napisać, wyszłaby z tego opasła książka, a i tak nie wyczerpałabym tematu.
W Belgii wiele rzeczy jest troszeczkę na opak. Pierwszym paradoksem dotyczącym grzesznej słodkości, która jest chlubą narodową tego kraju, jest to, że wprowadził ją na belgijski rynek ... Szwajcar. Niejaki Jean Neuhaus, brukselski aptekarz, pokrywał medykamenty czekoladą sprzedając je obok cukierków na kaszel. Była połowa XIX wieku. Lecz to dopiero jego wnuk, noszący to samo imię co dziadek, wynalazł słynne pralinki. Od tego czasu, po dziś dzień Belgia jest światowym imperium pralinek, a Bruksela nazywana "czekoladowym miastem".
To tylko tu zbudowano najdłuższy czekoladowy pociąg, na poczcie sprzedawano czekoladowe znaczki (Nika pisała o nich tutaj), a a wiotkie kibicie modelek na wybiegach spowite są w kunsztowne suknie z czekolady, ociekając słodyczą.
Kiedyś rynek starego miasta w Brukseli był zdominowany przez złotników. Ale to dawne czasy. Dziś nie uświadczysz tam złotniczego sklepu. Zostały wyparte przez przemysł cukierniczy. Ale witryny czekoladowych salonów całkowicie przypominają bogactwem i kunsztem - te z artystyczna biżuterią.
Różnorodność słodkich mark jest tak ogromna, że trudno je zliczyć. Obok nazw ogólnie znanych jak Leonidas, Marcolini, czy wspomniany Neuhaus, istnieją setki małych rodzinnych ateliers, których wyroby konkurują śmiało z czekoladkowymi gigantami. W najbardziej renomowanych cukierniach w mieście, przed świętami, kolejki są długie jak nie przymierzając w Polsce za komuny po papier toaletowy. Ale jak ma nie budzić emocji ciasto pokryte z wielką precyzją siedmioma warstwami czekolady, tak cienkimi, że stanowią jedną delikatnie lejącą się całość lecz tak finezyjnymi, że odróżniasz i smakujesz odzielnie smak i kruchość każdej z nich. To nawet trudno opisać. To tutaj musiało powstać określenie:"poezja smaku". Belgijscy cukiernicy ciągle z nimi eksperymentują. To jedynie w Belgii próbowałam takich wynalazków jak czekoladki z dodatkiem imbiru, guarany, babelutte (rodzaj długiego karmelu aromatyzowanego miodem, pochądzący z Zachodniej Flandrii) połączonego z solą morską, czekoladki z pieprzem i malinami, marakują i bazylią... Wyrafinowanie przepyszne... Po niektóre z nich trzeba jechać aż do Antwerpii lub Brugii, ale warte są każdej ceny i odległości.
Ech, i powiedzcie mi, jak żyć i choć raz nie ulec tej pokusie... No jak?...
ulec takiej pokusie.......mniam, mniam:):):)
OdpowiedzUsuńUlec takiej pokusie... to i nie grzech ;) prawda? :)
Usuńwszystko co słodkie grzechem być nie może:):):
UsuńMmm pysznosci i jaki przystojniak na zdjeciu :-) w.
OdpowiedzUsuńRozumie się samo przez się. ja tylko z przystojniakami trzymam! :) a ten z nich największy, bezkonkurencyjny! :) No jeszcze Dawidek, każdy w swojej kategorii wiekowej :)
UsuńJeśli raz ulec, po już na amen polec:). Belgijskie należą do moich ulubionych. Doprowadziły mnie do katastrofy:)))
OdpowiedzUsuń:) No własnie, tez się tego boję :)
UsuńTak, to prawda, trudno nie ulec takiej pokusie! Czekoladki firmy Neuhaus sa wysmienite i kiedy pierwszy raz je sprobowalam, rzeczywiscie mozna bylo mowic o poezji smaku!! Sa jedyne w swoim rodzaju, rozplywaja sie w ustach jak delikatnie maselko, kazda pralinka ma wyjatkowy i wyrafinowany smaczek. Rowniez czekolady i praliny firmy Rausch, choc malo znane sa przepyszne....dziwnym zbiegiem okolicznosci to moje panienskie nazwisko..... Mieszkam blisko fabryki czekoladek i mam te mozliwosc probowania najprzerozniejszych czekoladek.... kiedys w ciagu tygodnia zjadlam 4 kg pralin...i musze powiedziec szczerze, ze wogole nie przytylam....a jak to byla rozkosc dla podniebienia, tylko te moze sie przkonac, kto sie skusil i rozmie, cie doskonale, jak trudno oprzec sie pokusie mieszkajac tam, gdzie Ty!
OdpowiedzUsuńPieknie i z finezja opisalas o czekoladkach, Agnieszko:) Pozdrawiam cie serdecznie:)
4 kg pralin! O kochana to jestes jeszcze lepsza ode mnie :) Zainteresuję się tymi czekoladkami Rausch z całą pewnością... Dowiedz się dobrze, może to twoja fabryka! Pozdrawiam cię cieplutko :)
UsuńOj tam! Raz nie zawsze, dwa razy dziennie to nie non stop. Ważne endorfiny, które się wyzwalają podczas smakowania.
OdpowiedzUsuńCziję się rozgrzeszona! Dzięki Caddi. Bardzo trafiły do mnie twoje argumenty :)
UsuńOj jakie piekne! Czekoladowa wrozka urocza! A Ciuchcia piekna..... :D Nie dla mnie takie pokusy, z racji alergii pokarmowej ........... ale oczy nacieszyc moge bezkarnie ;))
OdpowiedzUsuńMnie tez ta wróżka zauroczyła! :)
UsuńOstatnio, gdy leciałam do Polski, chciałam kupić jakieś fajne angielskie bombonierki lub czekolady na prezenciki dla znajomych. Poszłam do Marka i Spensera i ze zdumieniem odkryłam, ze półki ze słodyczami w tej szacownej angielskiej firmie w trzech czwartych zapełnione są belgijskimi czekoladkami :) i holenderskimi ciasteczkami.
OdpowiedzUsuńdobre sobie :)
UsuńAch, mieć taki pociąg na własność i chrupać po wagoniku...
OdpowiedzUsuńO to dopiero byłaby rozpusta! :)
UsuńGdyby czekolada w naszych sklepach przybierala takie postaci, jak na Twoich zdjęciach, to bylabym wybawiona z nałogu, bo szkoda byłoby mi zjesć np. taki piękny pociąg. Tymczasem zwykłe tabliczki znikają...
OdpowiedzUsuń... w zastraszającym tempie znikają, nie zawaham się powiedzieć, że chyba same się zjadają :)
UsuńAGUŚ jak przyjadę do Ciebie to pogrzeszymy razem.Basia
OdpowiedzUsuńCzekam siostrzyczko... :)
UsuńCóż, obyśmy tylko takie grzechy mieli :) Ja należę do tych "dziwolągów", dla których czekolada mogłaby nie istnieć. Jednak rozumiem Twoje uzależnienie Agnieszko, bo i ja nie jestem wolan od tego typu kajdanów.
OdpowiedzUsuńSmakuj i nie miej wyrzutów sumienia :)
A na twarożek z rzodkiewką zawsze można znaleźć czas :)
słodkie kajdany :)
UsuńBelgijska czekolada jest bajecznie pyszna.
OdpowiedzUsuńTwarożek ze szczypiorkiem i rzodkiewką jem codziennie na śniadanie.
Pozdrawiam serdecznie:)
ja chyba jutro też zjem na śniadanie :)
UsuńOj słodycze w ogóle to moja pięta....
OdpowiedzUsuńi moja, ogromna! wspierajmy się, może założymy AKPC (Anonimowy Klub Pożeraczy Czekolady)
UsuńO, mamo... Chyba bym umarła ;) Niestety, też jestem czekoladoholiczką :)
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie! Tyle, że ty możesz bezkarnie się objadac, jesteś szczuplutka!
UsuńUdało Ci się czegoś nie odgryźć? ;)
OdpowiedzUsuńNa szczęscie dobrze chroniony, ale slinotoku dostałam...
UsuńJuż patrzyłam czy pociąg gdzieś nie nadgryziony :)) Dobrze jest strzeżony bo już dawno zostałby zjedzony. :) Kocham czekoladę a pralinki zamówię już patrzyłam :) muszę zgrzeszyć koniecznie. :)
OdpowiedzUsuńTo taki słodki grzech:)
Usuńczasem kupuję w pewnej sieciowej pijalni czekolady kilka belgijskich czekoladek (kilka bo ceny są chyba z kosmosu, bo ani z piekła, ani z nieba ) i mam swoją chwilę raju na ziemi :)
OdpowiedzUsuńnie mogę się napatrzyć na zdjęcia !!!
tak, tak ceny sa kosmiczne ... :)
UsuńOj, jak tu nie ulec takie pokusie...prawdziwe dzieła sztuki...ograniczam się ale...grzeszę czasami...pozdrawiam Agnieszko...
OdpowiedzUsuńumiarkowane małe grzeszki... będa Ci wybaczone, Basiu :)
UsuńUwielbiam słodycze, zawsze usprawiedliwiam samą siebie, że to niewinny nałóg. Swietnie wyglądasz Aga.
OdpowiedzUsuńdzięki Elu, choc czarny srednio mi służy, ale czasami samo mi się tak ubierze :)
UsuńTe rodzaje czekolad, któe wymieniłaś na końcu, aż przyprawiają o zawrót głowy. U nas chyba takich nie mamy, chociaż trudno powiedzieć... Też bardzo lubię czekoladę, byle nie ciemną :-)
OdpowiedzUsuńja tez byle nie ciemną, chyba, że ciemną - z nuta pomarańczy...
UsuńJa mam to samo, już nie potrafię zliczać przybranych kilogramów i to właśnie od tych prze smacznych i kuszących swoim wyglądem łakoci.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane - uwielbiam Ciebie czytać kochana:)*
Ale ważne, że jestes uroczą dziewczyną pełną wdzięku, co tam dodatkowe kilogramy :) I tak pieknie wyglądasz!
UsuńAguś!!! Tak mnie poruszyłaś, że postanowiłam kupić kilo ulubionych ... .czekoladek i.....je zjeść! !! Poczuć sie ponad.....ponad..rozanielić się. ..rozmyślać. .. roznamietnic życie. .. Pozdrówka. ..z Podlasia. AŻ.
OdpowiedzUsuńTylko szkoda że nie będą tak profesjonalne jak czekoladki belgijskie. Postaram się to naprawić na Święta z przebywającym z Belgii moim bratem. Wiosennie pozdrawiam rodzinkę Korzeniewsich ...AŻ
UsuńKochana, dowioze tych oryginalnych :) belgijskich, ale nasze krajowe też produkują hormony szczęścia, do zobaczenia niedługo, a zaraz dodam nowy post :)
Usuń