Zanim przejdę do życzeń z serca... najszczerszych... dla was - rozprawię się ze starym rokiem i poczęstuję was szampanem.
Zacznę od tego co zostało z ubiegłorocznych postanowień noworocznych?
Niewiele, prawda? Jak to mówią: nieważne jak się zaczyna, ale ważne jak się kończy. Zazwyczaj na początku są szumne i dumne postanowienia, a na koniec wstydliwie przyznajemy, że jakoś nie wszystko się złożyło...
Miedzy innymi dlatego...
Nie będzie postanowień noworocznych. Mój prywatny Nowy Rok rozpoczynam jesienią. Wtedy rodzą się w mojej głowie różne postanowienia i tylko te, jesienne maja szansę na realizację. Bo przybierają postać realnych planów, choć czasem rozciągniętych w czasie - dlatego nieraz wydaje się, że są to postanowienia noworoczne...
Już jesienią postanowiłam, że będzie mnie trochę mniej w necie. Ze będę dodawała post raz w tygodniu, a odwiedzała wasze blogi tylko w weekend. Czy dam radę? Będzie cieżko jak cholera! Jakoś tak poczułam, ze powinnam poświecić więcej czasu rodzinie. Dziś, dumna z siebie upublicznilam moją decyzję w gronie rodzinnym. Mój mąż zamiast się ucieszyć jakoś tak jakby się zmartwił. Powiedział: "Jeśli masz czuć się nieszczęśliwa z tego powodu to wolałbym, żebyś sobie blogowała..." Jest cudowny! - pomyślałam. A zaraz po tym zakielkowała w mojej głowie spiskowa teoria: "Kurczę, a może on chce mnie mieć po prostu z głowy?" Wstyd tak myślec o własnym mężu, który szlachetnie stawia moje pasje ponad własną wygodę! Nieładnie! A fuj!
No i zaczęłam mieć wątpliwości co do swoich wcześniejszych ustaleń...
Ale jedno jest pewne, że blog z czasem troszeczkę zmieni formę. Będę częściej opowiadała obrazem jak to robią na blogach fotograficznych: jedno zdjęcie - dużo treści przy oszczędności słów. Poza tym wreszcie połączę moje dwa blogi w jeden lecz zachowam jak dotychczas różnorodność tematyki - dla każdego coś dobrego, a złośliwy powie:"mydło, widło i powidło". Życie jest tak fascynujące, że nie mogę skupić się na tylko jednym jego aspekcie...
To tyle w kwestii roboczej.
Ale przecież jest sylwester! A jak sylwester to i szampan! A jak szampan to nie byle jaki tylko francuski. Zapraszam więc na szybką fotorelację z krainy szampana, którą odwiedziłam tej jesieni.
Szampan kojarzy się z luksusem, a jego nazwa pochodzi od nazwy krainy w północno-wschodniej Francji, gdzie jest produkowany na szeroką skalę. Można powiedzieć, że ten ekskluzywny trunek ma dwóch ojców.
Wynalazł go benedyktyński mnich Dom Perignon, ale uczynił go sławnym pan Eugene Mercier.

Pan Mercier od dziecka był nauczony ciężkiej pracy. Wychowywany tylko przez matkę musiał od małego liczyć tylko na siebie. Posiadał jednak wizję, wierzył w sukces i był w swoich dążeniach bardzo wytrwały. To on był pionierem szeroko pojętego marketingu:
W 1889 roku skonstruował ogromną beczkę - największą na świecie - na Swiatową wystawę w Paryżu.
Beczka waży ponad 20 ton, mieści się w niej 160 000 litrów, co odpowiada 213 000 butelek szampana! Monsieur Mercier był też autorem pierwszego filmu reklamującego ten szlachetny trunek.
Specyfiką regionu szampańskiego jest to, że słynne Maisones de Champagne (Grande Maisones) leżą nie pośród winnic, ale w centrach miast. Duże wrażenie wywarła na mnie główna ulica w Epernay, wzdłuż której pysznia się pałace i dwory - siedziby poszczególnych producentów szampana. Pięknie wyglada to w okresie świątecznym. Oprócz znanych marek takich jak: Perrier, Mot & Chandon, Mercier istnieją setki mniej znanych szampanów produkowanych przez rodzinne winnice, ale równie smacznych.







Poniżej: domena jednego z ministrów Ludwika XIV dziś należąca do jego spadkobierców.
Na koniec życzę wam szampańskiej zabawy, dla każdego z was zdrowia, spełnienia swoich skrytych marzeń, wykonania planów oraz pogody ducha, bo to ważne jest by nie być w środku smutasem:) No i cóż jeszcze? do zobaczenia kochani w nowym 2014 roku:)