Oswajanie lisa.
Uczę się. Wszystko jest dla mnie takie nowe. Oswajam się z publicznymi wystapieniami. Za każdym razem idzie trochę lepiej. Nie spodziewałam się, że macie mi tyle do powiedzenia. Nie zdawałam sobie sprawy, że ja mam tak wiele do zaoferowania. Ogrom myśli, które chcę Wam przekazać sprawia, że rzadko sie powtarzam. Mam niedosyt. Każde spotkanie i oczekiwania są inne. Podoba mi się ta improwizacja. Dlaczego? Bo wymiana emocji jest szczera, życzliwa i nie obliczona na efekt. Dlatego się udaje.
Udomawiam liska nieśmiałości, niewiary, kruchości. Dlaczego liska? Czytajcie uważnie do końca...
Lubię chwile wytchnienia na moim własnym blogu...
Na policzkach mam jeszcze chłód marcowego zmierzchu (wieczory bywaja ciągle zimowo lodowate). Przed chwila wróciłam ze spaceru z psami. Po całodniowym biegu przez życie lubię na koniec dnia schronić się sama w swoim blogowym zaciszu. Wy też tu przychodzicie. Dziś Ela napisała: "Zaglądam do bloga, a tam ciepło, uczuciowo i tak jakoś inaczej niż w tym wariackim swiecie."...
Bo nasz świat musi mieć takie górskie schroniska naszych dusz, gdzie można odstawić maski ról bez względu na wykonywane zawody, wdziać ciepłe rozdeptane kapcie, w wygodnych dresach i wyciągniętej, przydużej bluzie, z kubkiem parującej herbaty odpocząć od siebie: perfekcyjnej, idealnej, niezastąpionej... I dać fory tej wątpiącej, pełnej wad, desperackiej, podejmującej czasami głupie decyzje - sobie.
Moje pielęgnowanie wdzięczności polega między innymi na wracaniu do dobrych wspomnień...
Dlatego chcę Was zabrać jeszcze raz ze sobą do Warszawy. Mała retrospekcja, bo szykuja się nowe spotkania autorskie, wyzwania, pomysły...
Niedziela 21 luty. Pierwszy przystanek: Floriańska 3 i moje internetowo-telewizyjne Madzie.
Na Floriańskiej towarzyszy mi pan Darek i moi wydawcy. Tutaj frekwencja mocno kuleje. Wrażenie pustej sali potęguje się z powodu gabarytów wnętrza, wszak pomieścić ono może normalnie około 200 osób. Dla nas jest to ważna informacja zwrotna. Same newsy o wydarzeniu umieszczone w necie nie wystarczają, oraz, że trzeba starannie wybrać godzinę spotkania tak by ludziom nie kolidowała z innymi niedzielnymi zajęciami.
Jest jeszcze niezwykle ważne, pouczające dla mnie odkrycie. Uświadamiam sobie, że nawet do kilku osób trzeba mówić z taką samą pasją i zaangażowaniem jak do pełnej sali. Zaczynamy... Pani Madzia zadaje pytania, my czytamy mówimy. Padają pytania z sali. Jest wybornie! Poza tym to chwila wytchnienia i zaprawa przed wieczorem.
Jest jeszcze niezwykle ważne, pouczające dla mnie odkrycie. Uświadamiam sobie, że nawet do kilku osób trzeba mówić z taką samą pasją i zaangażowaniem jak do pełnej sali. Zaczynamy... Pani Madzia zadaje pytania, my czytamy mówimy. Padają pytania z sali. Jest wybornie! Poza tym to chwila wytchnienia i zaprawa przed wieczorem.
Nawet nie przeczuwam w najsmielszych marzeniach tego co czeka mnie w Złotych tarasach... Miejsce spotkania: Cava, dzieki uprzejmości właściciela i zdolnościom organizacyjnym dwóch El. Działają one w duecie jak najlepszy sztab PR. Cava - to jeszcze inny klimat, niż Tarabuk. Znów mnóstwo niespodzianek.
Przyjaciele, rodzina, wirtualni znajomi. Gadam, gadam, gadam, bo mam wdzięcznych odbiorców. Wreszcie mam okazję poznać w realu Sollet, Jane i Justynę, mamę cudownego dzieciaka Gabrysia, który własnie teraz walczy z chorobą i wiele innych osób. Niespodzianką jest obecnośc głównej redaktor "Urody życia", ciepłej i bezpośredniej pani Ani Maruszeczko. Moja rodzina - jest moim oparciem - też są obecni, jak i moi wydawcy biegający za mna w ten weekend po Warszawie. Przyjechała, choć nie było to łatwe wyzwanie Asia Rodowicz, niezwykle bliska memu sercu malarka i rzeźbiarka. Jej obecność napawa mnie wielka otuchą. Czuję się jakbym miała przy sobie starszą, zyczliwą siostrę. Ofiarowuje mi cenny i zarazem symboliczny prezent. Obraz Żyda z książką mający zapewnić mi powodzenie w pisaniu. Na odwrocie znamienna dedykacja - zaklęcie:"Twoje książki się sprzedają". I szepcze mi do ucha ze spokojna pewnością:"To już się dzieje"... Żyd czeka na swoje docelowe miejsce na jednej ze ścian w moim domu. Musi być ono starannie wybrane...
Nieznajoma dziewczyna z Filipin wygłasza na koniec płomienną mowę pod moim adresem. Jola, moja siostra tak pięknie mówi o oswajaniu lisicy, nawiązując do końcowego opowiadania mojej książki. Znajduje analogię do "Małego księcia". Dzień wcześniej Monika mówiła o wartości przewodniej mojej książki - pielęgnowaniu wdzięczności... Niestety, wszystko co piękne ma swój kres...
Jak raz wejdziesz na scieżkę fascynującej przygody jaką jest pisanie, nigdy już nie zechcesz z niej zejść." - dźwięczą mi w uszach słowa nieznajomej, młodej pisarki... Pewnie usłyszę je jeszcze nie raz w mojej głowie...
Ciężko mi usiedzieć teraz w pracy na tyłku. Szperam w necie, wyszukuję najkorzystniejsze połączenia do Polski w najbliższych miesiącach. Mam te niezmąconą pewność, że wszystko się dzieje tak jak powinno...
O tak! Wszystko dzieje się tak jak powinno:)
OdpowiedzUsuńSpotkanie w kawiarni Cava było cudowne!
Mam nadzieję na następne:)
Szkoda tylko, że tak krotko, tak, tak juz planuję maj i dalej... Do zobaczenia zatem :)
OdpowiedzUsuńUcieplilo, otuliło ponownie moją dusze po wizycie na Twoim "wpisie na blogu". Dotykam z boku początku historii pewnej.....pisarki i jej
OdpowiedzUsuńpierwszej ksiazki. Jak dobrze byc blisko..... Wiosennie słonecznie ....AŻ.
:) o moja bliskości! :)
UsuńWitaj wieczorowo. Czytajac zaluje, ze jestem z Trojmiasta, bo chetnie bym Ciebie i ja posluchala wraz z innymi.
OdpowiedzUsuńMarzenia się spełniają. Dobrze, że przyjemność pisania przeradza się w coś więcej. Najważniejsze, że czerpiesz z tego przyjemność.
OdpowiedzUsuńNiewyczerpywalne zrodlo przyjemnosci moj drogi!!! dziekuje za kibicowanie :)
UsuńPamiętasz Agnieszko że w Łazienkach to mamy sie spotkać we trzy? Joasia, Ty i ja....!!!!!
OdpowiedzUsuńNo jak nie Stokrotko! To ciagle czeka... ale pewnego dnia sie stanie :)
UsuńJestem taka dumna z Ciebie!!!!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że gdzieś sie spotkamy :)))
Predzej czy pozniej nasze drogi sie skrzyzuja, jestem tego pewna!
UsuńAgnieszko Kochana, sentymentalnie, czuję to :-) Górskie schroniska naszych dusz....to tylko od Ciebie moga pochodzic takie słowa:-) ściska Cie bardzo mocno!!!
OdpowiedzUsuń:) Madzia! odsciskuje! :)
UsuńJak ty ciepło piszesz o "swojej przygodzie":) Aż się chce wziąć byka za rogi i zawalczyć o swoje marzenia! Dziękuję ci kochana za to:)
OdpowiedzUsuńwarto, naprawde warto! bierz byka za rogi!
Usuńjesteś przykładem że jeśli się wierzy głęboko w swoje marzenia to one sa osiągalne :)
OdpowiedzUsuńżycze dalszych sukcesów i ciepło pozdrawiam :)
dziekuje! :)
UsuńDzieje się dzieje. Śledzę to z wypiekami na twarzy.
OdpowiedzUsuńTy już teraz wielki świat jesteś
Pozdrawiam
Antoni, zycz mi bym nie byla przyslowiowym autorem jednej piosenki.... Jaki wielki swiat.... Moj maly - wielki zascianek :)
UsuńRealizacja marzen w durzej mieze zalerzy od nas amych.Powodzenia Agnieszko
OdpowiedzUsuńCudnie, cudnie, cudnie!!!!!!!!!!!!! Niech się dzieje.... Buziaki!
OdpowiedzUsuńAguś, moja Wielka, Mądra, Wspaniała Dziewczyno, cieszę się każdą Twoją relacją i już czekam na kolejny tom...
OdpowiedzUsuńWspaniałe wydarzenia. Gratuluję!
OdpowiedzUsuńWciąż wracam w myślach do Cavy i wsłuchuję się w cudny zaśpiew Twoich słów. Ciepły i melodyjny. I nie chce mi się odchodzić. Wiem, że będą następne książki, następne wydania i następne wieczory. I nawet jak w tłumie nie przecisnę się do Ciebie to i tak będziesz bliska memu sercu. :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle słowa, mądre, lotne - w których grzeją się moje skrzydła przed lotem. Dziekuję, że jesteście:)
UsuńNo widzisz kochana tez rzadko bywam na blogach tyle mnie ostatnio złego spotkało...:( No cóż puszczam w niepamięć. Ciesze się jednakże, że spełniasz swoje marzenia co my byśmy bez nich zrobili.....? Jestem z Tobą i cieszę się każdą spełnioną , wyłącznie Twoją chwilą- pozdrawiam kochana:)****
OdpowiedzUsuń