Marzenia (2)
Moi drodzy oto druga część " Julki". Kto nie czytał pierwszej części, zapraszam tutaj:
Jednocześnie chcę powiedzieć, że wszystkie opisane osoby spotkałam naprawdę, są to rzeczywiste historie z życia wzięte. Oczywiście z przyczyn oczywistych musiałam zmienić imiona i niektóre okoliczności. Aha, i Julka to nie ja. :) Zapraszam.
Oto pysznił się przed nią jeden z
ważniejszych dyrektoriatów zjednoczonej Europy. Przeszła powoli przez
przeszklone drzwi i skierowała się w stronę recepcji.
- Mam spotkanie w sprawie pracy –
wyszeptała uroczyście.
- Z kim? – rzeczowo zapytała dziewczyna.
- Z kim?... Nie wiem... Miałam być tu o
siedemnastej... Może pani zadzwoni...
Dziewczyna spojrzała na nią z politowaniem.
- Proszę panią, tu pracuje dwa tysiące
ludzi i jest ponad tysiąc biur. Jak pani chce, żebym zgadła z kim jest pani
umówiona?
Julka czuła jak jej cudem wskrzeszona
nadzieja rozpada się na miliony kawałków, a twarz pokrywa się palącym wstydem.
Recepcjonistka popatrzyła na nią przyjaźniej i z litością wskazała stojące w
holu skórzane kanapy.
- Poczeka pani, może ktoś tu po panią
przyjdzie – powiedziała i wróciła do rozdzwonionych telefonów i licznych
interesantów, tym samym zapominając o jej istnieniu.
Julka zdesperowana i bez większej nadziei
obserwowała pędzących we wszystkie strony urzędników z unijnymi identyfikatorami
na piersiach. Nikt na nią nie patrzył, nikt się nie interesował, wszyscy
zaaferowani jakimiś ważnymi sprawami sprawiali wrażenie ludzi goniących swój
własny czas. Około siedemnastej trzydzieści hol zaczął pustoszeć, a w głowie
Julki zaczęła wypuszczać liście czarna rozpacz. O osiemnastej dziewczyna
podniosła się ciężko z kanapy i z poczuciem życiowej przegranej skierowała się
w stronę wyjścia. W tym momencie drzwi windy otworzyły się bezszelestnie i
niewysoki, siwy w doskonale skrojonym szarym garniturze mężczyzna omiótł
wzrokiem prawie pusty hol i bez wahania podszedł do zastygłej w bezruchu Julki.
Chyba jesteśmy umówieni – uśmiechnął się
szeroko podając jej dłoń. Nie czekając na odpowiedź, zapraszającym gestem
wskazał windę. Bez słowa wjechali na siódme piętro, bez słowa szła za nim
długim wąskim korytarzem. Po obu jego stronach były biura: jednakowe,
klaustrofobicznie małe prostokąty. Można dostać schizofrenii – przemknęło Julce
w myślach.
Na końcu holu mężczyzna wszedł do jednego z
biur, minął siedzące sekretarki i otworzył drzwi swego gabinetu. Wskazał Julce gestem
głęboki fotel. Usiadła i skierowała wzrok na ściany. Tańczyły na nich barwne
plamy ograniczone drewnianymi ramami obrazów. Plamy zaczęły układać się w
kolorowe motyle. Dziesiątki, setki tańczących motyli! Była zachwycona!
Mężczyzna rozbawionym wzrokiem podążył za spojrzeniem dziewczyny i jakby
czytając w jej myślach powiedział: „Tak proszę pani. Nie jesteśmy tylko
bezdusznymi urzędnikami. Mamy też kolorowe marzenia.”
Zawstydzona wróciła do rzeczywistości i
przybrała profesjonalną w jej mniemaniu postawę. Zauważyła na biurku mężczyzny
swoje CV i list napisany co najmniej pół roku temu. Siwy człowieczek odchylił
się do tyłu w fotelu i z nieukrywaną ciekawością się jej przyglądał. Kąciki
jego ust i oczy ciągle zdradzały rozbawienie.
- No więc twierdzi pani, że jest najlepsza
i że koniecznie musi pani u nas pracować. Skąd ta pewność i dlaczego właśnie do
mnie pani napisała?
- Nie wiem – bąknęła dziewczyna – Mam
wszystkie potrzebne kwalifikacje, ale czasem trzeba pomóc losowi... Gdybym tego
nie zrobiła, do końca życia bym żałowała, że nie zmierzyłam się z moimi
marzeniami...
- A może mamy wspólnych znajomych? –
próbował sobie przypomnieć.
- Nie, nie mamy...
- Ale zdaje sobie pani sprawę, że takich
jak pani jest tysiące... Tysiące absolwentów wyższych uczelni z kilkoma
dyplomami w kieszeni... – drążył dalej.
- Tak, ale oni nie napisali do pana
osobistego listu.
Rozbawiony wybuchł głośnym śmiechem, po
czym spoważniał.
- No dobrze, postaram się pani pomóc, choć
nie będzie łatwo. I nic pani nie obiecuję!
Po czym zaczął dziewczynie zadawać mnóstwo
pytań. Następnie zaprowadził ją do innego urzędnika, a ten jeszcze do innego.
Wszyscy zadawali podobne pytania i zupełnie różne. Śmiali się, żartowali, po
czym znów stawali się śmiertelnie poważni i rzeczowi. Gdy w końcu zaspokoili
swoją urzędniczą ciekawość, odprawili Julkę do domu każąc czekać na telefon.
Tym razem nie czekała długo. Sprawy
potoczyły się błyskawicznie. Zdażyło się to, co normalnie się nie zdarza. W
ciągu miesiąca Julka załatwiła wszelkie niezbędne formalności: pieczątki,
spotkania, testy, badania lekarskie... wspomina ten okres jak sen. Trafiła do
pracy do departamentu związanym z lecznictwem. Swego „dobrodzieja” nie widziała
nigdy więcej. Administracja unijna jest zbyt rozbudowana. Mówiąc szczerze nie
pamiętała nawet do kogo wysyłała swoje listy pół roku temu. Nazwiska wysokich
urzędników unijnych odpowiedzialnych za rekrutację znalazła na chybił-trafił w
internecie.
Od tego czasu minęło ładnych parę lat.
Widzimy się jeszcze rzadziej niż kiedyś. Ale przyjaźń zadzierzgnięta w
marmurowych nawach kościoła przetrwała, choć w szczątkowej postaci. Dziś rano
Julka przysłała mi maila: „ Dawno nie pisałam, bo koleżanka był na urlopie, a
ja wpadłam w straszny kocioł. Przez dwa tygodnie, bylam sama ze 125 projektami.
Nazbierało się zaległości w moich projektach - inne miały krótsze dedline niż
moje - więc były priorytetami nad moimi. A do tego zmieniali nam system, więc
doszły wszelkiego rodzaju problemy techniczne i im podobne, brak słów!
Codziennie robię nadgodziny, po pracy idziemy do pubu odreagować na chwilkę,
albo do fitness klubu. Mimo nadmiaru pracy jestem szczęśliwa. Kocham tę robotę!
Jedyne czego żałuję, to tego, że tak rzadko cię widzę... I wiesz,chyba się wreszcie
zakochałam... Wokół mnie fruwają motyle...”
The end... :)
:))) ufff wspaniałe zakończenie:)
OdpowiedzUsuńChcieć to móc.Losowi należy pomagać;) Dziękuję Aguś za chwilę emocji:)
Napisz kiedyś książkę,koniecznie!Uściski:*
Bardzo ładnie piszesz, jesteś utalentowana - aż z chęcią się czyta ;)
OdpowiedzUsuńBardzo wam dziewczyny dziękuję!
OdpowiedzUsuńwróciłam !!!! przeczytałam i pierwszą część i drugą. Zakończenie niby dobre, ale jakoś tak nie wiem, dla mnie dalej jakieś smutne. Tak tak, Julka spełniła swoje marzenia, ale to jakieś dziwne takie spełnienie.nadmiar pracy, kocioł, praca w nadgodzinach a gdzie życie? no dobra zakochała się. Ale dalej coś mi nie gra, nie potrafię tego wyjaśnić. ale jakoś mi dalej jest jej żal. O Adrianna słusznie napisała - powinnaś pisać książki, każdy twój post, to takie małe opowiadanie . pozdrawiam jak zawsze cieplutko
OdpowiedzUsuńAguś a ja dzisiaj dzięki Tobie miałam prawdziwą ucztę do wieczornej herbatki:))
OdpowiedzUsuńMóc Cię czytać to największa przyjemność! Szczęśliwej podróży:***
Aduś, Sara - dziękuję! Saro bardzo się cieszę, bo dobre opowiadanie powinno pozostawiać jakis niedosyt, jakieś niedopowiedzenie... więc chyba mi się udało, zwłaszcza, że historia z życia wzięta. To sa te drugie "uroki" emigracji, też cieplutko pozdrawiam :)
UsuńJa podpisuję się po wszystkimi:)))jesteś mistrzem w pisaniu powinnaś to robić zawodowo:))))Pozdrawiam bardzo serdecznie
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie bardzo na czasie, optymistyczne a zarazem refleksyjne....Zmusza do zastanowienia się nad sytuacja Julki.
OdpowiedzUsuńWesołego Alleluja i dużo słonca!
Bardzo dobrze piszesz...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Cudna historia współczesnej Ani z Zielonego Wzgórza...
OdpowiedzUsuńWydrukowałam, włożyłam do teczki "Aga" i położyłam na honorowym miejscu na półce. Hmm cienkie to Twoje dzieło:P, mam nadzieję, że kiedyś będzie tutaj(na mojej półce) książka z dedykacją od Ciebie "dla tej, co mi kazała nosic inny stanik" :/
OdpowiedzUsuńAga, to taki kop, abyś się ogarnęła i zaczęła coś wydawac.
AAAA i jeszcze Darka zauważyłam na zdjęciu, co prawda malutki taki, ale ja Go dostrzegłam, bo ze mnie taka wścibska zołza:-)
cha, cha! Ela dobra dedykacja: "dla tej, co mi kazała nosic inny stanik" Jak pragne zdrowia tak ci napisze! Ha! nic sie przed toba nie ukryje, wypatrzylas Darka w oddali , moglabys pracowac w secret service :) wesolych swiat!
UsuńO tak Pani wspaniale pisze
OdpowiedzUsuńredaktorska jak ta lala ;)
Hmm
Super tekst! Gratulacje!
OdpowiedzUsuńSerdeczności przesyłam.
dzieki wszystkim i zdrowych pogodnych swiat wszystkim razem i kazdemu z osobna! :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytam na spokojnie świątecznym czasem. No, tak jakoś mam, że ulubione blogi zostawiam sobie na deser, a Twój ma (nie)szczęście się do takowych zaliczać. I przeważnie na te kilka ulubionych czasu nie starcza. Buuu...
OdpowiedzUsuńPrzy spokojnej chwili na spokojnie przejrzeć muszę, a na razie dalej do prozy życia. :-)
Mirong, dokladnie mam takie samo podejscie! I wychodzi na to, ze te moje najbardziej ulubione blogi traktuje po matoszemu! ale za to jak juz sie dosiade raz na jakis czas, to potrafie nadrobic miesieczne zaleglosci i w miedzyczasie wypic ze dwa garnki herbaty! Tez siedze jak na szpilkach w pracy, bo zaraz bezposrednio po - wyruszamy do Polski. Juz karawana gotowa, a zaprzegi w pogotowiu, tylko na mnie czekaja, az mnie korporacja wreszcie ze smyczy spusci :)
UsuńSorry, uparcie pisze "Mironq" jako "Mirong" :)
UsuńAgniesiu
OdpowiedzUsuńna końcu powinno być happy end :)
świetnie napisane, szczęściu trzeba czasem pomóc i wziąć swój los we własne ręce, ale Ty o tym dobrze wiesz, bo to co osiągnęłaś zawdzięczasz sobie, swojej ciężkiej pracy, oczywiście przy wsparciu najbliższych
buziaki
Ewa
Ewciu, masz we wszystkim swoj wielki udzial! Bo kto mnie przygarnal, jak nie mialam dachu nad glowa w Wwie? do dzis ul Mila jest dla mnie bardzo Milym Wspomnieniem :) nie mowiac i o aktualnym twoim miejscu zamieszkania, ktorego nie podaje do publicznej wiadomosci :)
UsuńDo odważnych i z lekkim tupetem świat należy. Opisałaś klasyczny przykład osoby, która uznała,że nie ma nic do stracenia i wygrała na tym.
OdpowiedzUsuńTeż chciała bym mieć książkę napisaną przez Ciebie. Weszłam na Twoją stronę na 2-część
OdpowiedzUsuńopowiadania, więc wróciłam do pierwszego. Wróciłam, bowiem Twoje pióro tak lekko się czyta i to tak wciąga (jak odkurzacz). Nie wiem czy we wcześniejszych postach też coś wstawiałaś, ale rób to - bo robisz to dobrze.... naprawdę.
Wesołych świąt FIOLETOWA!!!!
Dobre. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDobrze poczytać o spełniających się marzeniach :) to daje nadzieję i siłę do walki o swoje własne :)!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, jak to określił Krzysztof powyżej, odwagi i lekkiego tupetu. Jak to szary myszek jestem :)
OdpowiedzUsuńP.S.
Kiedyś chyba napisałem coś o motylkach :)
jaki skromniś! gdzie pisałeś o motylkach? chciałabym przeczytać! :)
UsuńAga Twój blog wymaga poświęcenia czasu dlatego nie martw się czasami, że nie ma mnie jakiś czas. Tutaj do Ciebie trzeba zajrzeć na spokojnie:) Świetnie piszesz. Może jakąś książkę powinnaś napisać? Dobrze, że Julce praca sprawia przyjemność mimo, że jest jej ogrom. To pozytywne bardzo. No i że fruwają wokół niej motyle. Ja też czekam na swoje i na lato:) Buziaki:)
OdpowiedzUsuńWspaniała historia, ważne, że ma dobre zakończenie, w życiu trzeba mieć szczęście i temu szczęściu pomagać, ta osoba miała, osiągnęła cel....pozdrawiam cieplutko i Wesołych Świąt Ci życzę...
OdpowiedzUsuńcudowne zdjęcia! bardzo podoba mi się post :)
OdpowiedzUsuńzdjęcia są cudowne, blog mi się bardzo podoba i obserwuję, tak samo jak fb ^^
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie +również do obserwowania :)
Fajnie, że Julce się udało , życzę jej -za Marylą Rodowicz- aby motyle fruwały , wierzyła w baśnie i było cudnie....cudnie .
OdpowiedzUsuńAle numer Malinko, właśnie piszę posta o naszym spotkaniu w Stalowej :)
UsuńKochana, wlasnie siedze w poczekalni u lekarza i racze sie prawdziwa uczta dla duszy i serca w Twoim wykonaniu!!! Ogarnelam sie, obcielam dzis wlosy i moge zaczac od nowa, wraz z nadejsciem wiosny:) mam nawet pomysl i chec na napisanie nowego posta :)! Musimy umowic sie na skype, stesknilam sie za Toba!:* Martyna
OdpowiedzUsuń