Marolles. wstęp.
Moja opowieść o Marolles jest bardzo długa. Aby więc była bardziej "strawna" podzieliłam ją na kilka mniejszych części, by nie zanudzić. Zapraszam.
Oto próbka brukselskiego dialektu w piosence. Czy nie przypomina wam swoim charakterem tego z warszawskiej Pragi?
Pozdrawiam was fioletowo życząc miłego, niedzielnego popołudnia.
sukenka JBC, torba i sweterek - mały butik
Tym,
czym dla Warszawiaków jest warszawska Praga, tym dla mieszkańców Brukseli jest
dzielnica zwana Marolles. Aby się do niej dostać z placu Poleaert najprościej jest zjechać
windą w dół wprost na Rue des Minimes.
Skarpa, na której wznosi się Pałac
Sprawiedliwości kończy się gwałtownie jakby ktoś odciął kawałek wzgórza. Poniżej
rozciąga sie dolne miasto, pozostałość starej robotniczej dzielnicy. Znaczna
jej część została zniszczona podczas budowy Pałacu Sprawiedliwości. Budynek
sądownictwa podzielił dzielnicę na dwie części: „lepszą” i tę „gorszą” - leżącą
w cieniu szarego gmachu i dawnych wspomnień. Marolles to królestwo “brocantes” i
antykwariatów. W
pobliżu wznosi się szpital świętego Piotra. W średniowieczu znajdowało się w
nim leprozorium, czyli miejsce dla trędowatych. Centralnym i charakterystycznym
punktem Marolles jest targ staroci i antyków na Place du Jeu de Balle. Jest to
chyba jedyny taki pchli targ w Europie, który jest otwarty siedem dni w
tygodniu. Plac symbolicznie wyznacza granicę między Marolles bogatym i biednym.
W pogodne dni, zwłaszcza wolne od pracy przepływa tędy podwójnym nurtem ludzka
rzeka w kierunku bogatszego Sablon i odwrotnie.
Targ
staroci usadowił się bezceremonialnie u stóp Kościoła Notre-Dame-de-
l'immaculée conception. Jest to kościół kapucynów, w którym raz do roku,
bodajże jesienią odbywa sie poświęcenie zwierząt domowych. Mogą przyjść
właściciele ze swoimi czworonożnymi pupilami i dokonać ich pokropienia święconą
wodą. W końcu to nasi bracia mniejsi.
Marolles
to w dawnych czasach wylęgarnia proletariatu, ruchów społecznych, królestwo
rzemieślników, artystów, a także... dzielnica czerwonych latarni. To własnie z
misją ratowania prostytutek przybyły tu w
XVII wieku siostry zakonne ( Soeurs
Apostolines), znane bardziej pod łacińską nazwą “Mariam Colentes”, która z
czasem zmieniła się w “ Maricolles” by ostatecznie uzyskać formę: “ Marolles”. W
1715 roku zakonnice opuściły ten teren, ale nazwa pozostał po dziś dzień.
To dzielnica
ludzi mówiących dialektem – bruxellois,
który jest mieszaniną flamandzkiego i francuskiego, port docelowy ceniących
sobie wolność, “joie de vivre” choć nie mających za wiele grosza w kieszeni. Kolorytu
nadali temu miejscu najpierw Żydzi, Hiszpanie,
później Marokanie i w końcu Polacy. Ale Marolles zatraca powoli swój
charakterystyczny klimat ulegając procesowi gentryfikacji i z drugiej strony
„sablonizacji”. Antykwariusze ze swoimi drogimi sklepami wciskają się coraz
głębiej w stare, biedne Marolles wypychani przez cukierników i restauratorów z
ciągle drożejącego Place Sablon.
Oto próbka brukselskiego dialektu w piosence. Czy nie przypomina wam swoim charakterem tego z warszawskiej Pragi?
sukenka JBC, torba i sweterek - mały butik
Fajne zdjęcia ^^
OdpowiedzUsuńdzięki Twoim zdjęciom można hmm ocznie zobaczyć różne miejsca hi hi
OdpowiedzUsuńcieszę się , że mogę być waszymi "oczami" w Brukseli :)
UsuńLubię Twoje spacery po Brukseli :)
OdpowiedzUsuńa co czwartek na Place du Jeu de Balle w jednej z kawiarni można pograć w różne gry planszowe i zaznajomić się z tubylcami
na Marolles chodziłam na zajęcia z teatru na obcokrajowców :)
o! widzisz Kasiu, dzieki tobie też czegoś nowego się dowiem :) nie wiedziałam o tym!
UsuńŚwietnie Ci w fiolecie, ja też kocham ten kolor i to od dawna, pięknie pokazałaś miasto a taki pchli targ to by mi się przydał 7 razy w tygodniu, u mnie jest ale tylko 1 raz w miesiacu i taki mały 2 razy w tygodniu...ale bym sobie pobuszowała....pozdrawiam cieplutko...
OdpowiedzUsuńTak u Ciebie ciepło? Pozazdrościć!
OdpowiedzUsuńściślej mówiąc: zielono, ale bardzo wietrznie, wiatr jest wręcz lodowaty! to jeszcze nic , dzis udalo mi sie sfotografować pierwsze paki na drzewach! :)
UsuńJuż się cieszę na kolejną wycieczkę do Brukseli, bo przecież kiedyś ona nastąpi, bo na Twoim blogu znajdę wiele informacji przydatnych do zwiedzania. :)
OdpowiedzUsuńTylko nie zapomnij nas powiadomic jak juz sie zdecydujecie na taka wycieczke... mam bowiem pewien plan na takowa ewentualnosc...
UsuńAniu, mam po cichu nadzieję, że zaszczepię w was chęć zwiedzenia Bxl :)
UsuńNika! pękam z ciekawości! Może uda się bliżej wakacji lub wczesną jesienią! na pewno dam znać :)
UsuńOj kolorkami troszkę zgrały się nasze posty:))))mnie najbardziej spodobałby się ten targ ze starociami:))uwielbiam takie miejsca i ludzi którzy nie tylko sprzedają ale zamienią kilka słów coś opowiedzą, dla mnie to raj:))))Pozdrawiam serdecznie w bardzo mroźną niedzielę
OdpowiedzUsuńReniu, zauwazyłam, że lubimy tę samą paletę barw :)
UsuńFrytki z budy pod kosciolem na twoim zdjeciu (czwarte) sa wg mnie rownie dobre jak te na placu Jourdan (sto osb mi juz mowilo, ze tylko tam sa naj, naj najlepsze frytki w Brukseli). Widze, ze po sniegu sladu nie ma :) Wiosne juz czuc "na oko".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nika
właśnie już mi to mówiło kilka osób! mniemam po długości kolejki do butki, że to może być prawda! Muszę kiedyś sama spróbować!
UsuńKażde miasto ma swoją Pragę w odmianach :-)
OdpowiedzUsuńLubię fiolet, ale chyba jesteś bardziej w ciemnym różu ubrana :-)
Też lubię :-)))
Piękny kolor kardiganka ! I strasznie podoba mi się akcja, poświęcania zwierząt domowych :) Ściskam i mam zamiar wrócić :)
OdpowiedzUsuńSukieneczka i jako idealny dodatek-apaszka.Ale sukienka rządzi ;-);wyglądasz w niej przedziewczęco ;-).
OdpowiedzUsuńW Brukseli byłam raz jako małe dziewczątko!
OdpowiedzUsuńMarzy mi się odkryć na nowo!
Pozdrawiam
a jest co odkrywać, zapraszam! :)
UsuńTroszkę to lepiej wygląda niż nasza Praga :-) Ale aż mi się ciśnie na usta: jaki kraj, taka Praga:-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam budynki sakralne, jak widzę je otoczone nowoczesna zabudową to mi się serce kraje...zawsze to jednak kawał historii...
Magda, dobrze powiedziane: "jaki kraj, taka Praga:-)", az sie roześmiałam. Jeśli chodzi o zabudowę, to w Brukseli też taki groch z kapustą, widac to na wielu fotkach. Pamiętam, że jak tu przyjechałam to bardzo zszokował mnie widok ...burdelu przylegającego do kościoła! teraz już chyba mnie nic nie dziwi!
UsuńParadoks: pałac sprawiedliwości niesprawiedliwie oddziela dzielnice:-)
OdpowiedzUsuńOj, racja! Oby tylko to. Ten pałac ma na sumieniu jeszcze więcej niesprawiedliwości :)
UsuńOjej - jak u Ciebie ciepło! piękne zdjęcia ,znakomity reportaż - czy jesteś dziennikarką? (na to wygląda ....)Pozdrawiam serdecznie i zazdrośnie ze względu na pogodę.
OdpowiedzUsuńoj Kobietko Niewidzialna, dziękuję za taki miły komentarz :) niestety, nie jestem dziennikarką,(pracuje w marketingu pewnej amerykańskiej firmy konsultingowej) ale uwielbiam pisać i obsesyjnie podglądam życie we wszystkich jego przejawach :) jednym słowem, chyba minęłam się z powołaniem, byłoby pieknie - zyć z pasji :) pozdrawiam!
UsuńCześć, Aguś! Wyobraź sobie, że byliśmy wczoraj na urodzinach u mojej koleżanki - miesiąc temu koleżanka była z mężem w swojej "podróży poślubnej" u znajomej w Brugii. Pokazywała zdjęcia, opowiadała o Belgii - a ja: dzięki odwiedzinom na Twoim blogu taka wyedukowana, wiedziałam o czym mówi, i nawet mogłam coś dopowiedzieć od siebie!!! :-) Jak dobrze się z tym czułam! Takie czytanie Twoich postów jest lepsze niż lekcje historii i geografii razem wzięte!!! :D // Piszesz: "Mogą przyjść właściciele ze swoimi czworonożnymi pupilami i dokonać ich pokropienia święconą wodą" - a wiesz, że ksiądz nam kota nie chciał "poświęcić" podczas wizyty z kolęda??! Gbur! Przyjemnie słuchało mi się piosenki, chociaż nic nie rozumiem! I muszę Ci się do czegoś przyznać: miałam w liceum francuski przez 4 lata, byłam prymuską, a dziś mam dziurę w pamięci --> NIC nie pamiętam! Nie wiem, jak to możliwe?! Mam przyjaciółkę Francuzkę - gdy odwiedziłam ją w Lyonie, nie umiałam się za nic w świecie dogadać z jej mamą. Nie mogłam sobie nic przypomnieć... :( Między sobą rozmawiamy z Aurelie po włosku, troszkę po angielsku. A teraz mój włoski zaczyna kuleć, za mało czytam i mówię w tym języku... :/ // Napisz, jak Ci się na zumbie podoba! I kiedy zaczynasz kurs fotografii? U nas pakowanie rzeczy powolutku, sprzątanie, itp. Zostało nam jakieś 2 tygodnie :-) Ściskam najcieplej, Martyna
OdpowiedzUsuńZnowu dzięki Tobie poznaję Brukselę i chociaż nigdy tam nie byłam to jest mi coraz bliższa. Pięknie umiesz opowiadac.
OdpowiedzUsuńA Ty już taka wiosenna, kolorowa. U nas śnieg i zimny wiatr.
Torba, buty, sweter bardzo mi się podobają. Wygladasz ślicznie
Aga, ja w sprawie Twojego komentarza u mnie....ten płaszczyk w śmieszne kółeczka przywiozła mi koleżanka a wojaży zagranicznych i na początku nie bardzo mi się podobał. Ale idąc kiedyś ulicą zaczepiła mnie jakaś dziewczyna i zapytała czy nie chciałabym go sprzedac i wtedy pomyślałam, że jest nietypowy taka perełka jak to nazwałaś, której nie kupisz w żadnym sklepie i zaczęłam go doceniac. Sweter też jest od niej, bo Iza lubi rzeczy wyskokowe jak sama to nazywa a ja lubię zaszalec;-)
OdpowiedzUsuńU nas wszystkich wypychają banki
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jak dużo się dowiedziałam, dziękuję!
OdpowiedzUsuńAgo Twoj szwagier ze stoickim spokojem stwierdził "Aga powinna napisac przewodnik po Brukseli"....Czekamy!!! Buziaki
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje podróże po miejscach:) Ten przewodnik to naprawdę byłaby świetna rzecz. W różach też Ci ślicznie:) Ps. Aga ja czekam koniecznie na opowieści rodzinne:)
OdpowiedzUsuńUrocza ta kawiarenka na ostatnim zdjęciu. Chciałoby się przysiąść i niespiesznie wypić cappuccino podglądając rytm miasta.
OdpowiedzUsuń