Lęk . Część pierwsza
W kamienicy na ulicy Wesołego Wojaka Szwejka
pod numerem osiemdziesiąt mieszkał lęk.
Bała się odkąd sięgała pamięcią. Nie miała
przyjaciół z obawy, że ją opuszczą. W jej domu nie było lodówki ze strachu, że
pewnego dnia nie będzie miała co do niej włożyć. Czarny prostokąt małego
podwórka otoczonego z trzech stron wysokim na dwa metry murem nie oglądał nigdy
kwiatów. Ubrań tylko tyle by związać je w mały węzełek gdy zajdzie potrzeba i
by nie żałować kolorowych sukienek. Żadnego kota, psa, ani rodziny. I Bogu dzięki. Nie tęskniła za nikim i za
nikogo nie była odpowiedzialna. Nikomu nic winna. Podążała drobnymi krokami w
stronę cienia, niecierpliwiąc się, że ta droga ta długo trwa. Każdy jej
następny dzień przypominał poprzedni. Ale nie to było szczególnie przykre, czy
uciążliwe. Najbardziej bała się nocy. Z przerażeniem małego dziecka wyczekiwała
ranka, a później podrzemywała w fotelu szykując się do kolejnego starcia z
królem ciemności – nocnym koszmarem.
Trzy razy w tygodniu przychodziły one.
Przewijały się przez jej dom, nie zostawały na dłużej. Nigdy nie zastanawiała
się dlaczego. Były do siebie podobne. Nie pamiętała ich imion. Wszystko co
dotyczyło tych kobiet wrzucała do worka na śmieci swojej pamięci. Uprzejmie
pytała o ich rodziny, dzieci, choć niewiele ją to obchodziło. Nie były winne,
ale ich obecność w jej domu powodowała, że strach się nasilał. Daleka od zachwytu ich obecnością, wiedziała, że nie
można inaczej. Były na siebie skazane. One potrzebowały pieniędzy, które im
płaciła, a jej przestrzeń wypełniona starością potrzebowała świeżego oddechu o
zapachu Mister Proper i smugi dziennego światła, które wciskało się do jej domu
za ich plecami, gdy uchylała wejściowe drzwi. Pozostawiały po sobie wilgotny
ślad mokrych ścierek na wytartych z kurzu starych jak ona mebli. Oprócz nich
nikt jej nie odwiedzał. Skąd o niej się dowiadywały? Pewnie jedna od drugiej. Przekazywały
ją sobie jak pałeczkę w sztafecie.
Dzwonek.
Podreptała bezszelestnie w przydeptanych kapciach i nie pytając kto to uchyliła
z trudem masywne drzwi chroniące ją przed światem. Zrobiła to bez wahania. Wiedziała,
że to nowa dziewczyna. Rozmawiały przez telefon. Krótka chwila zapoznania, powierzchowne
liźnięcie oczu. Beznamiętność.
Dziewczyna uprzejmie choć bez głębszej
refleksji patrzyła na kobietę. Przyszła tu by zarobić, wyjść, zapomnieć, wrócić
do domu, wziąć w ramiona córeczkę. Drobna pani stojąca w progu wielkiej,
przedwojennej kamienicy Maison de Maitre
była postacią nie wyróżniająca się niczym szczególnym. Zwykła twarz w koronie
banalnych, o nieokreślonym kolorze loczków trwałej ondulacji . Należała do tych
anonimowych ludzi, o których nie można nic powiedzieć. Gdy popełnią zbrodnię,
trudno sporządzić ich portret pamięciowy. Twarz, która zapomina się
natychmiast, gdy odwróci się od niej wzrok.
- Chodź, pokażę ci co masz robić – nie bawiąc
się w ceregiele staruszka przystąpiła do rzeczy.
Pracę każdej z kolejnych kobiet zaczynało
przetarcie zakurzonej, złotej tabliczki z nazwiskiem znajdującej się tuż przy guziku dzwonka. Niemal jak rytualne
przywrócenie zagubionej tożsamości. Dawnej świetności. Gdy jaskrawe promienie
porannego słońca odbijały się blaskiem w złotej
tafli, kolejny rozdział nowej sprzątaczki w domu na ulicy Wesołego Wojaka Szwejka osiemdziesiąt, staruszka uważała
za otwarty.
Swietnie piszesz! W kilku zdaniach tyle refleksji i prawdy o starości, samotności, zależności.Dobrego tygodnia!
OdpowiedzUsuńwzajemnie Joasiu i dziekuje, twoje slowa wiele dla mnie znacza!
UsuńW tych frazach każdy może znaleźć cząstkę siebie i sytuacji, które kiedyś zapoznał lub w nich uczestniczył... powiem więcej: może będzie uczestniczył.
OdpowiedzUsuńCzęściej pisz w taki sposób. Będę wypatrywał tych opowieści, bo są rodzajem zwierciadła.
dzieki Krzysztof za tak potezna dawke motywacji. pisze tak glownie dla siebie,z potrzeby duszy i takie dowody uznania niezmiennie wprowadzaja mnie w niezwykle zdumienie, ze komus sie to jednak podoba, ze poruszy... Dziekuje!
UsuńDoskonale napisane;ale..chciałbym więcej zdjęć tych wnętrz.
OdpowiedzUsuńNie mam zdjec wnetrz, mam duzo zdjec "zewnetrz" :)
UsuńAga, Ty możesz pisać i wydawać fantastyczne książki! Jesteś genialna!!!!
OdpowiedzUsuńi kto to mowi! dzieki Basienko!
Usuńczekam na kolejne części :)
OdpowiedzUsuńdzieki za motywacje, nie zawiode:)
UsuńFantastyczne, chętnie przeczytam kolejną część:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa czytam Ciebie z dreszczykiem emocji - znajdź no jakiego wydawcę i daj się poznać szerszemu gronu!!!!! :)
OdpowiedzUsuńbardzo wam dziekuje! a dreszczyk emocji - to niezwyke uznanie!
UsuńA ja chyba wiem, skąd wziął się lęk, który zamieszkał na ulicy Wesołego Wojaka Szwejka pod numerem osiemdziesiąt. Przekonam się, czy trafiłam, jak przeczytam następne części. Jak nie trafię, obiecuję, że się przyznam :)
OdpowiedzUsuńCzuje, ze jestes na dobrym tropie...
UsuńBardzo fajnie piszesz, fajnie że udało mi się trafić na Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo dziekuje8 co za mile odwiedziny, zapraszam czesciej :)
UsuńCudownie się to czyta. Chcę więcej :)
OdpowiedzUsuńCudownie się to czyta. Chcę więcej :)
OdpowiedzUsuńJuz wkrotce:) pozdrawiam!
UsuńTylko dlaczego bała się przyjaciół? może ktoś ją zawiódł? nie znała zapachu róż? nie widziała maków? stokrotek ? ...skąd ten lęk? a może smutne dzieciństwo?czy kiedyś kochała? Żal mi jej....wzięłabym ją za rękę , pokazała jezioro, las, kwiaty......
OdpowiedzUsuńBCH
Tyle znakow zapytania... Tyle pytan bez odpowiedzi...
UsuńA może nigdy nie lubiła ludzi, była egoistką, została sama i boi się, bo w innych widzi tylko zło? Może wcale nie poszłaby z Tobą na spacer? Nie wszystkie strasze osoby są cudowne i mądre, a szkoda :(
UsuńI tak może być, jak człowiek od urodzenia wredny to i na starość mu zostaje:) miejmy nadzieję, że nasza bohaterka taka zła nie jest:)
UsuńMam nadzieję, że ona nie będzie przesłodką, kruchutką staruszką, tak wzorcowo staruszkowatą, że aż zęby rozbolą. Fajnie by było, gdyby okazała się trochę bardziej w lewo, w prawo i hopsasa. Od Ciebie Laviolette zależy wszystko, może być ciekawie. :)
UsuńRaczej nie bedzie... Ja nawet nie wiem, czy ja da sie lubic. Nie zawsze ludzie, ktorzy budza nasza litosc i mieli trudne zycie, sa jednoczesnie dobrymi ludzmi... Ale nie uprzedzajmy faktow. :)
UsuńBardzo dobrzed zaczęłaś Agnieszko! Czekam na dalsze części.
OdpowiedzUsuńSerdeczności Kochanie :-)
Jak to mówią : nieważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy:), dziękuję kochana Stokrotko! :)
UsuńJeszcze tu chyba nie byłem... Będę obserwował, bo fajne i ciekawe.
OdpowiedzUsuńo to witaj wędrowcze pod moim dachem, tak różnie się pisze: raz lepiej , raz gorzej :) raz o lęku, raz o ciuchach, innym razem o Brukseli, dla każdego coś się znajdzie :)
Usuńoo super tekst ;D
OdpowiedzUsuńInteligentnie zapytam no i dlaczego na koncie google plus nie mogę znaleźć Twojego bloga ??
OdpowiedzUsuńZa to pozwiedzałam inne :-)))
O których piszesz na google ...
O kurcze! Inteligentnie odpowiem, ze nie mam pojecia, jestem technicznie bardzo nierozgarneieta! Moze cos tam trzeba dodac... ale za to zwiedzilas inne blogi, mam nadzieje, ze lektura byla ciekawa :) Milego weekendu!
UsuńTo ja też inteligentnie zapytam: kiedy ukaże się następna część, bo się nie mogę doczekać.
OdpowiedzUsuńCałkiem niedawno miałem taki okres w swoim życiu. I cieszę się, że już minął.
OdpowiedzUsuńLęk towarzyszy człowiekowi w życiu i czasami jest potrzebny. Jednak Ty poruszasz ten temat w innym kontekście, taki lęk niszczy i powoduje , że choruje nie tylko dusza ale i ciało.
OdpowiedzUsuńMam za sobą taki etap w życiu:-(
a co dalej ???????
OdpowiedzUsuńa co dalej ???????
OdpowiedzUsuńDziewczyno, marnujesz swój talent.
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszą część.
Pozdrawiam:)
Wróciłam do tej części, bo nie wiem, czemu mnie tu nie było.....
OdpowiedzUsuńZ zaciekawieniem idę do części następnej...a tak na marginesie, to starość Bodu się nie udała...
O święta racja!
Usuń