Lęk. Część druga.
(Pierwszą część Lęku można przeczytać TUTAJ)
Kolejne dni – utrwalanie rytuału
codzienności.
Dla żadnej z nich cisza nie była ciężarem. Była błogosławieństwem i azylem. Może dlatego, że nie oczekiwały
przyjaźni, ani wzajemności. Nie siliły się na uprzejmość. Dwie
egocentryczki skupione na swoich troskach, zbyt zmęczone by
udawać kogoś innego.
Staruszka mieszkała w bogatej urzędniczej dzielnicy
szarych monumentalnych kamienic ze wszystkimi dogodnościami zwanej europejskim
gettem. Tuż za rogiem znajdował się
supermarket, do którego dreptały obie
noga za nogą trzy razy w tygodniu.
Nie potrzebowały listy zakupów. Bez trudu zapamiętywały
nieliczne pozycje. W dziale owoców i warzyw kobieta oglądała starannie każde jabłko. Zdarzyło się, że je nadgryzała i odkładała gdy smak nie odpowiadał jej oczekiwaniom. Dziewczyna płonęła wtedy ze wstydu. Nie daj Boże ktoś by mógł pomyśleć, że są
rodziną!
Kupowały: jedno jabłko, dwie marchewki, pęczek wloszczyzny i kość na zupę. I znów noga za nogą, suw-suw, wracały do siebie.
Kupowały: jedno jabłko, dwie marchewki, pęczek wloszczyzny i kość na zupę. I znów noga za nogą, suw-suw, wracały do siebie.
W domu wykładały zakupy z siatki, myły warzywa i gotowały całkiem polski rosół.
Gospodyni nalewała uroczyście dwie miski i zapraszała do jedzenia. Fakt wspólnego, o
ile tak można powiedzieć, spożywania posiłku nie zbliżył ich wcale do siebie. Każda
swoją porcję przezroczystego, aromatycznego płynu wypijała samotnie: pani w
salonie, a jej sprzątaczka - w kuchni, przy chyboczącym się drewnianym stoliku
pokrytym starą, wypłowiałą ceratą.
Później odliczanie samotnej egzystencji.
Babcia – w wyłysiałym ze starości rudym fotelu w salonie, a jej
towarzyszka – wykonując pozbawione głębszego sensu czynności ciągle w tym samym
miejscu: kuchnia, piwnica, mała łazienka na półpiętrze i niekiedy salon. Myśli
każdej z nich krążyły jak samotne planety obijając sie o stare mury, przenikały
je i biegły dalej.
Dom był ogromny, dużo za duży, kto wie, może
nawet nie zamieszkały na wyższych poziomach. Tego dziewczyna nie mogła stwierdzić
z całą stanowczością bo nie dostąpiła zaszczytu przestąpienia wyższych partii
kamienicy. Kręciła się wobec tego w kółko na dole. Mogłaby ogarnąć tę
przestrzeń w trzy godziny. Robota paliła jej się w ręcach.
Ale płacone miała za pięć. Pięć razy trzy.
Piętnaście godzin po dziesięć euro za godzinę. Gdyby nie potrzebowała tych
pieniędzy tak bardzo... Mogła jeszcze czytać książki zaszyta gdzieś w kącie i
odliczać minuty do końca pracy. Tak jak robiły jej poprzedniczki.
Ale miała do tej babki jakąś słabość, litość
może? Nie potrafiła jej tak ogrywać z zimną krwią. Bez pytania
wzięła inicjatywę w swoje ręce. Za każdym razem nie zważając na niemy
protest gospodyni odzierała z mroku jej zamarły dom, krok po kroku przywracając
go życiu. Zdjęła szare od brudu firany, które... dosłownie rozpadły sie podczas
prania w rękach. Prawdopodobnie były równie stare jak lokatorka tego domu. Za
tydzień pojawiły się nowe, bijące po oczach nieprzyzwoitą bielą. W kuchni na
starym parapecie bezwstydnie pysznił się mały kolorowy kwiat o aksamitnych
liściach. Staruszka niesmiało, z zaciekawieniem podpatrywała te zmiany w swoim
własnym domu. Musiała w duchu przyznać, że nadawały staremu wnętrzu pewnej
czułości.
Nigdy jednak nie zaproponowała dziewczynie
zwrotu kosztów.
Któregoś razu w ogrodzie pojawił się ...rudy
kot. Rudy jak jej wyłysiały welurowy fotel. Bezczelną, krzykliwą rudością wyróżniał
się na tle szarości więziennego spacerniaka, bo przestrzeń za oknem między
kuchnią i salonem trudno nazwać było ogrodem.
Prężył ogon i natrętnie dopominał się jedzenia stojąc nad pustą miską.
Staruszka zadrżała gniewem. Odkryła właśnie, że kot jest regularnie dokarmiany.
I nie o jedzenie tutaj chodziło. Ale o jego obecność.
W tym oswajaniu życia wyczuła niebezpieczeństwo.
Dla siebie samej głównie. "Nie chcę, nie chcę by dłużej tu była!" - myślała w panice.
Łatwiej jej było odprawiać kolejną
sprzątaczkę gdy znajdowała argument do jej odejścia. Udowodnić nieuczciwość. Lubiła je demaskować w
wiadomy dla siebie sposób. Poddawała próbie. Ludzie z reguły są pokrętni. Można im ufać jedynie na tyle, na ile się ich sprawdzi. Rzadko
zdają jednak egzamin z człowieczeństwa, nie mówiąc już o zwykłej ludzkiej
uczciwości.
cdn
This bicycle has had his best time.
OdpowiedzUsuńGreetings,
Filip
It's true! The best of his time will not come back ):
UsuńGood week for you and your wife :)
Ta staruszka to kawał cholery.
OdpowiedzUsuńTeż mi się tak wydaje, że niezła z niej jędza :)
UsuńPotrafisz czlowieka zainteresowac.
OdpowiedzUsuńMoja polka czeka na Twoje dziela Kochana.
Ela, trzymam cie za słowo, a ty motywuj mnie, wodniki sa takie niekonsekwentne i brak im kopa, tę role musza spełniac zyczliwi im ludzie. Licze na ciebie! :) Bardzo! Pozdrawiam:)
UsuńCiekawe zdjecia
OdpowiedzUsuńKisses
Aga
www.agasuitcase.com
Wredna baba;skoro nie chciała i nie lubiła kotecka ;-(.
OdpowiedzUsuńCzytam z zapartym tchem. Piszesz tak interesująco o zwykłych rzeczach...
OdpowiedzUsuńZdjęcia, jak to u Ciebie, oryginalne, wyszperane z zakamarków codzienności!
Czekam na następnego posta! i pozdrawiam!
Mam nadzieję, że pomaluje świat staruszki na jaśniejsze kolory i otworzy zamurowane drzwi jej serca, tylko czy starczy jej sił?.....B.Ch.
OdpowiedzUsuńMoja kochana niepoprawna idealistka :)
UsuńKrzywdzeni - krzywdzą, okłamywani, szukają oszusta..
OdpowiedzUsuńGniewni zasuszają się w nienawiści na starość - kurna jak inaczej to napisałaś, masz niesamowity styl ....
Trudno oswoić dzikie koty - dodam na zakończenie Twojej historii
Pozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
Jak trafnie opisalas ludzkie zranienia... Dziękuję!
UsuńLubię Twoje drobiazgowe opisy, wtedy wszystko widzę i czuję. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńP.S.
A najmniejsze miasto świata jest... w mojej Chorwacji :) Nazywa się Hum, leży na Istrii.
Musiałabym zobaczyć, a ty musiałbyś zobaczyć moje... Upieram się przy moim miasteczku :)
UsuńTak pieknie piszesz, juz tesknie za dalszym ciagiem! Zdjecia absolutnie zespolone z trescia i tym klimatem rozmyslan nad samotnoscia, co w zyciu jest wazne, jak go wlasciwie przezyc???
OdpowiedzUsuńA rower.... czy moge namalowac go jak bohatera?
Joasiu, to zaszczyt! Rower jest twój! ściskam!
Usuńcdn.....
OdpowiedzUsuńps. Bomba :)))
Musiałam sobie przypomnieć część 1-szą.
OdpowiedzUsuńAle powiem Ci, że ta następna jest jeszcze lepsza!
A ten rower, który Joasia chce Ci zabrać do malowania SUPER jest!
Serdeczności :-)
Naprawdę? Wiesz Stokrotko, że jesteś pierwszym krytykiem:) dzieki! Wyobrażam sobie jak Joasia namaluje rower, tknie w niego duszę za pomoca pędzla!
UsuńByłoby mi miło, gdybyś przeczytała u mnie na blogu tekst "Nostalgia".
UsuńA Joasia jest wybitną malarką, to nie ulega wątpliwości.
Agnieszko, bardzo dziekuję za wizytę. Napiszę tutaj, bo nie wiem czy tam jeszcze zajrzysz. Ten mój LUKSUS sprawiłam sobie sama w 38 rocznicę ślubu /mąż pracuje, a ja już nie/. Pojechałam sobie do Miasteczka aby wiele rzeczy przemyśleć i ... zrozumieć. A byłam cały dzień, bo nie opłacało mi się zaraz wracać - jechałam autobusem w obie strony.
UsuńPozdrawiam serdecznie.
I jeszcze - zapomniałam Ci napisać, że wspaniałe są te Twoje zdjęcia - gdy je oglądam, utwierdzam się w przekonaniu, że Fotografia to prawdziwa sztuka. Powinnaś te zdjęcia wysyłać na konkursy fotograficzne.
UsuńJuż zmykam, nie przeszkadzam w pracy /ja placki z jabłkami własnie robię/.
No wlasnie, Stokrotko! Wielu ludzi boi sie emerytury, a ja o niej mysle z nadzieja (oczywiscie nie w kategoriach finansowych, bo raczej na nasze panstwo nie licze), mysle, ze bedzie to MOJ czas (jesli dane mi bedzie oczywiscie dozyc w zdrowiu), bede realizowac wszystkie swoje zaniedbane marzenia, trwonic czas, rozkoszowac sie chwila, kto wie, moze zaczne malowac, albo uprawiac sporty na ktore wczesniej nie mialam odwagi... :)
Usuńte wszystkie drzwi niczym z bajki!
OdpowiedzUsuńRower z różowym siodełkiem - niczym landrynka wśród miętusów - haha
OdpowiedzUsuńPozdrawiam\\
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
Wrażliwości i talent......,,czekam co dalej?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Pat
melancholia pur. uwielbiam takie klimaty.
OdpowiedzUsuńBajecznie .... a zdjęcie niesamowite ! :D
OdpowiedzUsuńPS. Chyba mamy tą samą znajomą z Irlandii :)
O! A kogo, Iwkę? buziaki!
UsuńJestem...ciekawa dalszego ciągu....
OdpowiedzUsuńStaruszka trochę marudna, nieprzystępna ale...no właśnie "ale" , z wiekiem bardzo się ludzie zmieniają, czekam na c.d. wydaje mi się, że jest już między nimi nić sympatii...pozdrawiam sedrecznie...
och już nie możemy się doczekać co będzie dalej. Bloga czyta się jak najciekawszą książkę. I te zdjęcia tak idealnie pasujące do tekstu. Mamidło mówi, że to wielka sztuka umieć patrzeć i widzieć. Pani Laviolette nas zachwyca i zawstydza, że my tego nie potrafimy. No ale cały czas się uczymy uczymy, uczymy. Pozdrawiamy jak zawsze cieplutko .
OdpowiedzUsuńNo to ja jestem teraz czerwona jak burak! I wobec takiej ogromnej dawki motywacji (bo wciąż w duchu sobie nie dowierzam) obiecuję może nawet jutro coś skrobnąć :) dziękuję wam!
OdpowiedzUsuńNeed anything from headaches, throat or just a set of essential vitamins, only in our pharmacy you will find what you are looking for! Our offer also various types of polish drugs and cosmetics, ointments, gels or creams.
OdpowiedzUsuń