Mężczyzna z kotem.
Niespodzianka? Wiem... Miałam w środy nie pisać. Sama sobie się dziwię, ale nie mogłam się powstrzymać... Nagłe odstawienie pacjenta od źródła uzależnienia może skutkować nieoczekiwaną śmiercią. Będę odcinać pępowinę powoli... Od czasu do czasu wrzucę coś w środę, ale bez zobowiązań i deklaracji, ok?
Avenue de Tervuren. Musicie ją pamiętać. Przynajmniej ci, którzy regularnie towarzyszą mi w brukselskich spacerach. O tej porze roku wygląda najpyszniej, jeśli można odwołać się do kulinarnych skojarzeń. Tutaj pod numerem 279-281, niedaleko parku Woluwe wznosi się ciekawa budowla. Na jej dachu znajduje się wielki taras. Na nim stoi starszy pan z kotem. Patrząc obojętnie na płynącą rzekę aut, gładzi rudego towarzysza. Ten dumnie pręży ogon. Urodzeni noszalanccy arystokraci. Ale czy arystokrata jeździłby uroczym, aczkolwiek małym pegeocikiem stojącym przy rezydencji? Powątpiewam. Kiwam do pana (ja do wszystkich kiwam) i na migi pytam, czy mogę sfotografować budynek. Pan przytakuje głową i dyskretnie odchodzi z kotem, zanim zdążę go "ściągnąć" moim obiektywem. Szkoda! Świetnie wygladał na tle monumentalnej budowli, a tak: "upolowałam" go tylko w postaci małej kropeczki. To opiekun tej rezydencji. Od 2002 roku, kiedy to zmarła baronowa Stoclet, nikt tu oprócz niego nie mieszka.
Pałac Stocleta, to prywatna rezydencja zbudowana na początku XX wieku przez austriackiego architekta Josefa Hoffmana dla belgijskiego finansisty Adolphe'a Stocleta. Ściślej ujmując, zanim Adolf został finansistą, najpierw był inżynierem budujących koleje w Austrii, a prywatnie wielkim milośnikiem sztuki i kolekcjonerem. Ale sięgnijmy do początku historii tej rezydencji.
Wiadomo, że na przełomie XIX i XX wieku pojawiła się secesja i opanowała na dobre Europę. Jej kolebką była Austria i to właśnie tam belgijski inżynier zauroczył się nowym nurtem. Rychło został wezwany do Brukseli gdzie po śmierci ojca przejął jego imperium finansowe i postanowił kultywować rodzinną tradycję. Stanął na czele Société Générale - dużego belgijskiego banku. Wtedy to postanowił zbudować rodzinną rezydencję. Do jej zaprojektowania zaprosił najlepszych mistrzów swej epoki, czyli Hoffmana i artystów z nim związanych. Miało to być dzieło absolutne na miarę wieku. Dlatego dał artystom nieograniczoną swobodę jeśli chodzi o koncepcję artystyczno-architektoniczną.
Oprócz funkcji mieszkalnej rezydencja miała pomieścić galerię, salę do prywatnych koncertów i obszerny salon do przyjmowania dystyngowanych gości.
Po smierci baronowej zaczęły się spory i waśnie między spadkobiercami jak również przepychanki z państwem belgijskim. Ot! Samo życie!
Rząd całkiem niedawno wygrał batalię z właścicielami i na mocy orzeczenia sądowego budynek i wszystko co się w nim znajduje od sztućców po meble, oraz wszelkie elementy dekoracyjne są częścią dziedzictwa narodowego i w żaden sposób nie mogą być sprzedane. Było to odpowiedzią na próby wyprzedaży poszczególnych mebli przez niektórych członków rodziny. A jest co wyprzedawać! Miedzy innymi wazy i sztućce z dynastii Ming, przepiękne drogocenne meble i bibeloty. W 2010 roku wartość pałacu została wyceniana na 100 000 000 euro. Jest wpisany na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO.
"W architekturze i wystroju
pałacu urzeczywistniła się utopia secesji: każdy detal, od ogrodu po narzędzia
kuchenne, od fasady do łazienek został stworzony z myślą o jedności stylu.
Pomiędzy wszystkimi elementami odnaleźć można udaną harmonię i współgranie.
Wyszukane materiały, jak marmur i pozłacana metaloplastyka, czy urokliwa
szlachetność budowli w niczym nie pomniejszają jej nowoczesności."
Budynek jest wzorowo zintegrowany z otoczeniem. Do dekoracji wnętrza Stoclet zaprosił słynnego Gustawa Klimta. To wielki artysta, a prywatnie kobieciarz i erotoman. Napiszę kiedyś o nim oddzielny post. Dekoracje wewnętrzne kosztowały 100 tysięcy koron. Użyto takich materiałów jak: szlachetne kamienie, prawdziwe perły, emalia ozdobna, kruszce, w tym duże ilości złota, marmur, skóra, najdroższe drewno z Madagaskaru, drzewo różane...
Żałuję, że nie można zwiedzić wnętrza. Spadkobiercy nie mogą się porozumieć. Jedni chcą część budynku udostępnić zwiedzającym. Drudzy nie chcą o tym słyszeć. Cóż, poczekam, aż się dogadają...
http://whc.unesco.org/fr/list/1298/gallery/
To zabawne, ale z dołu i boku wygląda dużo ciekawiej niż z góry :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za tą wirtualną wycieczkę :)
Super aga dzieki tobie zwiedze troche bruele :-) !! A tak na marginesie bytas blisko nas i nie wpadtas na kawe ¦-( ! W
OdpowiedzUsuńChciatam napisac bruxele hi hi
OdpowiedzUsuńzrozumiałam, zrozumiałam...
UsuńPiękny. Byłoby co zwiedzać w środku ;)
OdpowiedzUsuńW sumie z zewznarz aż taki imponujący nie jest ..... Ale Klimt do mnie przemawia ...lubie :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJakoś bogactwo im szczęścia nie daje...
OdpowiedzUsuńPiękny zamek...
imponujący...najlepiej wygląda jednak na ostatnim zdjęciu - w otoczeniu zieleni, nie jest taki "surowy"
OdpowiedzUsuńJak ja lubię Cię czytać :))))) Buziaki
OdpowiedzUsuńAjajaj...
OdpowiedzUsuńJak ja bym chciała tam zajrzeć. Szkoda, że nie można.
Może kiedyś wpuszczą do środka... można parę zdjęć wnętrza znaleźć w necie...
UsuńA ja pana z rudym kotkiem obejrzałam całkiem wyraźnie go widać, kotek piękny a pan jak to pan widać że nobliwy. :) Bardzo lubię czytać Twój blog, o świecie się dowiaduję takim, do którego moje ciekawskie oko nie może zajrzeć. :)
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo pięknie.
bardzo ci dziękuję, to miło słyszec takie slowa. A pan, o właśnie! nobliwy! zabraklo mi tego słowa.
UsuńCiekawy ten pałac wygląda interesująco
OdpowiedzUsuńI znowu przeniosłam się do Twojego świata... Ja muszę kiedyś w tej Brukseli napić się z Tobą kawy. Nie ma to tamto!
OdpowiedzUsuńKoniecznie Różo! zapraszam, nie ma to tamto!
UsuńMam podobne wspomnienia z pobytu w Szwecji. Dawno, dawno temu... Jak deja vu :)))
OdpowiedzUsuń:) dobrze jest wywołac miłe wspomnienia... :)
UsuńŚwietna opowieść, zdjęcia, Ty, chociaż tyłem, dziękuję za wycieczkę :)
OdpowiedzUsuńtyłem, bo nie ja tu jestem najwazniejsza, za to budowla - przodem :) całuski
UsuńTwoje posty czyta się jednym tchem... Szkoda, że tak krótko.
OdpowiedzUsuńPiękna rezydencja.
Pozdrawiam serdecznie:)
Łucjo kochana, krotko, bo idąc z duchem czasów, ponoć przyswojenie tekstu dłuższego niz kilkadziesiąt znaków na Twitterze jest niemożliwe. Tak mawiaja mlodzi :) Pozdrawiam!
UsuńZwiedziłbym ten budynek.
OdpowiedzUsuńI ja...
UsuńNo dooobrze, pozwalamy Ci łaskawie pisać też w środy ;-)
OdpowiedzUsuńDomek ma niezły metraż, ale po skorupie oceniając, nie zajrzałabym do środka. Taki zimny i odpychający.
dzięki za pozwolenie, jestescie wspanaiłomyslni! :):):) Wnetrze też jest takie... dziwne, futurystyczne...
UsuńAgnieszko!
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie przenoszę się wirtualnie w piękne miejsca, dowiaduję się ciekawych historyjek.A zdjęcia są jak zawsze u Ciebie piękne! Fajnie na nich zaznaczasz swoją obecność.Wielkie dzięki za tą możliwość podróżowania z Tobą.............Pa Ala Zych
staram się swoja obecność zaznaczać w miarę dyskretnie na zdjęciach, zwłaszcza, gdy nie jestem bohaterka posta:) Serdecznie cię pozdrawiam Alu, dobranoc!
UsuńPoszłabym z Tobą do środka, wyobrażam sobie ten przepych! Super napisane!
OdpowiedzUsuńPonoć ogromny, powalający, Basiu!
UsuńNiezwykły!! Strasznie ciekawa jestem wnętrza!
OdpowiedzUsuńJulcia, wrzuć do przegladarki w obrazkach nazwę pałacu, to troche zdjęć wnętrza powinno wyskoczyć.
Usuńfajne :)
UsuńTaki ogrom i nikt nie mieszka to niesłychane:)))też chętnie zajrzałabym do środka:)))Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńTyle osób nie ma dachu nad głową a tu takie gmaszysko stoi puste......dobrze ze jest pan z kotkiem.
OdpowiedzUsuńDobranoc siostrzyczko.....
Dziewczyny, świat jest pełen skrajności... Niestety...
UsuńBardzo ładne zdjęcia. Jak zwykle. :*
OdpowiedzUsuńZ Tobą wędruję już od dawna i czerpię ogromną radość i wiedzę z tych wędrówek. Dzisiejszy spacer w miarę czytania, rozpalał we mnie nieopanowaną chęć zobaczenia pałacu dokładniej niż kilka kadrów
OdpowiedzUsuńOd tej pory będę o tym sobie marzyła....bo wiele z moich marzeń już się spełniło, może więc się uda? A może z Tobą, jako przewodnikiem?
Buzi!!!!
Joasiu, marzenia się spełniaja, sama najlepiej wiesz... :) Kiedyś bez pospiechu pospacerujemy po Brukseli:)
UsuńTyle słonca na Twoich zdjęciach w u mnie własnie pada deszcz. Dzięki Tobie poznaję kawałek nieznanego mi państwa i oglądam Twoje mega zgrabne nogi:-)
OdpowiedzUsuńByła taka piosenka o nogach, chodzi mi po głowie:) U nas, gdy pisze te słowa, też bardzo zimno na dworze...
UsuńA ja przestałem cokolwiek deklarować, bo gdy wyprowadzałem się z bloga zmożony niemocą i brakiem weny, to po tygodniu wracałem ze wzmożoną intensywnością. Niech po prostu samo się dzieje:-)
OdpowiedzUsuńI tego będę sie trzymać! Żadnych deklaracji! Dobrze powiedziałeś: niech samo się dzieje!
UsuńPiękny budynek. Pana z kotem widać całkiem dobrze. Nie wiedziałam, że Klimt był erotomanem :)
OdpowiedzUsuńMoże to na wyrost powiedziane, ale chyba dla mnie tak: stary lubieżnik :) nawet do smierci otaczał się młodziutkimi kobietami, kilkoma naraz oczywiście. Ale cóż, mistrz ma swoje fanaberie... Talentu to mu nie można odmówić.
UsuńZ góry ten pałac wygląda jak ciut bardziej wypasiony dom wczasowy za komuny/hotel teraz, w Albenie w Bułgarii, tak mi się jakoś skojarzyło bo na podobnym dachu jadałam ogniste, cygańskie szaszłyki w regionalnej knajpie.
OdpowiedzUsuńAle opowieść przednia,
całuski :)
raj dla oka
OdpowiedzUsuńHistoria piękna;ale..zamek nie przekonuje mnie-przynajmniej z zewnątrz. Wiesz;takie pierwsze skojarzenie to..blokowisko..
OdpowiedzUsuń