Hej ho, hej ho do szkoły by sie szło...
"Wszyscy jesteśmy wiecznymi studentami:
na wydziale uczuć studiujemy kierunek Miłość,
ze specjalizacją kochania."
"Obietnica rozkoszy studenckiego życia kusi coraz więcej młodych osób – liczba studentów w ciągu ostatnich 20 lat wzrosła 5-krotnie, a liczba szkół wyższych 4-krotnie. Dyplom magistra był do niedawna uważany za przepustkę do wymarzonej kariery zawodowej, jednak polski rynek pracy szybko zweryfikował stale powiększającą się liczbę absolwentów. W listopadzie 2012 roku bez pracy było ponad 230 tysięcy osób po studiach. Dlatego też coraz bardziej popularne stają się studia zaoczne – w ten sposób studenci mogą zdobywać doświadczenie znacznie wcześniej, by być lepiej przygotowanym na poszukiwanie zatrudnienia zaraz po uzyskaniu dyplomu. To jednak wiąże się ze zrezygnowaniem z archetypowego studenckiego życia, jakie dają studia dzienne, zwłaszcza te poza miejscem zamieszkania. Do beztroski i swojego rodzaju luksusu studiowania w Polsce przyczynia się walnie fakt, że publiczne szkolnictwo wyższe jest bezpłatne – to nie do pomyślenia w większości krajów europejskich. Mimo to polscy studenci, nieco stereotypowo i z przymrużeniem oka, postrzegani są jako osoby niezmiennie głodne. Złośliwi twierdzą, że być może dlatego, że za dużo piją." /zaczerpnięte z sieci/
Jakieś dwa, trzy kilometry od nas, w Brukseli znajduje się filia Uniwersytetu w Louvain, cała ogromna infrastruktura w bezpośrednim sąsiedztwie szpitala Saint Luc. To nasz "dyżurny szpital" - jak nas dopadają różne niedomagania to szybciutko do Świętego Łukasza. W słoneczną, ubiegłą niedzielę wybraliśmy się na studencki brukselski szlak, żeby trochę przypomnieć sobie własne, złote czasy i znów zaczerpnąć łyka tamtej atmosfery. Chociaż ponoć w kwestii studiowania wiele się zmieniło...
KUL to jeden z najstarszych i najbardziej prestiżowych uniwesytetów w Europie. I niech was nie zmyli słowo: 'katolicki" w nazwie, bo od dawna nie ma on nic wspólnego z katolicyzmem, jak zresztą wszystko w tym kraju. Powstał w XV wieku, ale nie będę was zanudzać historią, którą możecie przeczytać w internecie. Chcę podzielić się z wami pewną ciekawostką. Wiecie, że Belgia słynie ze swoich antagonizmów językowych. I to właśnie wskutek tychże animozji Katolicki Uniwersytet Louvain (nl. Katholieke Universiteit Leuven) roku pańskiego 1968 rozpękł się na dwa niezależne ośrodki. Francuskojęzyczna kadra i studenci przenieśli się do nowo wybudowanego kampusu w Louvain-la-Neuve w Walonii. (Université Catholique de Louvain) Na obu uniwersytetach studiuje i studiowało wielu Polaków. I o obu tych uczelniach jeszcze kiedyś napiszę osobno.
No dobrze, a teraz kto tam zaznał słynnego studenckiego życia przyznawać mi się zaraz. Jak sie studiowało za waszych czasów? Nieźle się działo? Bawiło się dużo? Sporo się piło? Czy może odwrotnie? Ja z nostalgią wspominam akademik w Sopocie, nieopodal morza... Ech! To były czasy... A jak teraz się studiuje? Halo, są wśród nas studenci/studentki?
Do szkoły poszła ze mną spódnica i kurtka: Desigual, sweterek: Reserved, korale do spółki z Tosiem (on gryzie, ja noszę): jakiś pchli targ, torba: H&M, komin - siemiatycki sklep na dużym rondzie, buty... wypadło mi z głowy.
Stacja metra w sercu studenckiego miasteczka. Poniżej: Protestujemy!
Moja styczność z Uniwersytetem Louvain to miejsce skąd w 1974 roku przybył z doktoratem mój nowy proboszcz. Byłem wtedy pilnym ministrantem. Niesamowity facet, który odtwarzał nam z adapteru śpiewy gregoriańskie w wykonaniu benedyktynów z Solesmes. Wniósł do niewielkiej parafii kulturę byci ainną niż jego poprzedncy, liturgię na najwyższym poziomie. Msza święta była ucztą.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że mnie wtedy nie było w Belgii, byś wpadł do mnie na herbatkę, mieszkam - rzut beretem - od Leuven i dwa rzuty beretem od Brukseli :)
UsuńMasz rację jeszcze niedawno magister to było coś dzisiaj jeszcze trzeba mieć znajomości:)))))moja córka studiuje ratownictwo medyczne,bardzo jej się to podoba i w przyszłości chciałaby pracować w karetce:)))niestety wszyscy jej przypominają że jest dziewczyną i marne jej szanse:((((Ty wyglądasz pięknie i dostrzegam fantastyczny płaszczyk:)))Pozdrawiam serdecznie i miłej niedzieli życzę:)))
OdpowiedzUsuńuwielbiam ten płaszczyk Reniu, dziękuję :)
UsuńA ja coś innego chciałam dziś napisać niż moi poprzednicy - niesamowicie podoba mi się połączenie kolorów Twojego stroju. I pomimo, że są to dość poważne powiedziałabym kolory, to zestawienie ujmuje lat i wygląda fantastycznie!
OdpowiedzUsuńdla mnie samej taki miks kolorow dostarcza nieustannie radości i poprawia humor, dziękuję bardzo! :)
UsuńPieknie wyglądasz w tym stroju, slicznie dobrane kolory :-)
OdpowiedzUsuńdzięki Krysiu :)
UsuńJa swoje studia wspominam z uśmiechem na twarzy ;) Szkoda tylko, że ludzie uciekają, rozjeżdżają się, kontakt (prawdziwy, nie ten facebookowy) się urywa.
OdpowiedzUsuńPóźniej przychodzi proza życia, a jak to w prastarej piosence perfectu: "Proza życia to przyjaźni kat, pęka cienka nić"...
UsuńW tym roku skończyłam studia i w zasadzie jedyne, za czym tęsknię, to 51% zniżki na bilety PKP :D Zaoczne rządzą się swoimi prawami, więc ominęło mnie sporo z tych osławionych atrakcji życia studenckiego, ale za to od kilku lat mam stałą i pewną pracę. Coś za coś :)
OdpowiedzUsuńCudna spódniczka!
właśnie, coś za coś. dzięki! :)
UsuńAgnieszko!
OdpowiedzUsuńPiękne, mądre motto.Miłość- po zdrowiu jest najważniejsza.A co do innych rzeczy-ja cały czas uczę się wielu....np. dziś robię pierogi ruskie.Zawsze po tej czynności- mówię: dalej się uczę, kiedyś mi się udadzą....Pa,pozdrawiam Ala Zych
Jak cudnie Alu powiedziałas! Ile poezji w tej prostej czynności lepienia pierogów! Wzruszyłam się...
UsuńNo to piszmy:
OdpowiedzUsuńStudiowałam w latach 1980-85 geodezję i kartografię w krakowskiej AGH, a wybór uczelni spowodowany był miłością do mojego obecnego męża, ówczesnego studenta tejże uczelni! Na uczelni dostawaliśmy " niezły wycisk", a szczególnie w ramach geometrii wykreślnej ( same zadania, rzuty skomplikowanych części maszyn na trzy płaszczyzny) oraz mechaniki i wytrzymałości materiałów.
Przeżyłam w Krakowie stan wojenny i zamach na Papieża i wiele historycznych wydarzeń. Na studiach się pobraliśmy i urodziłam Konrada ( tego od fotografii). A w poprzednim poście opisałam spotkanie z koleżanką z geodezyjnej grupy po 29 latach;-)
A ciuszki Twoje mnie oszołomiły- cudnie wyglądasz!
Hej Aguś jak wiesz mogłabym napisać podobnie jak Basia wyzej tylko ze w Warszawie: stan wojenny,,,i wiele historycznych wydarzeń, na studiach poznałam męża , pobraliśmy się i urodziłam Karolinę.....no cóż w porównaniu z tamymi wydarzeniami znaczą nieprzespane noce, egzaminy, kolokwia, dziwactwa profesorów ......Faaaajnie było a Ty wyglądasz jak studentka......przypomniałam sobie nasz wspólny spacer w Louvain,,,,,,,,Buziole.Basia
OdpowiedzUsuńBo wy Basie, to nosicie w sobie pewne podobieństwo, dawno zauwazyłam... Musze was chyba obie skumać, wszak jesteście chyba z tego samego województwa... :) Moje Drogie Basieńki! :)
UsuńStudiowałam w Lublinie ,tam też poznałam męża .Fajny to był okres.Teraz studentem jest mój syn.Ania
OdpowiedzUsuńZapomniałam-spódniczka jest prześliczna!!!!!!!
UsuńAniu, a wiesz, że ja o mały włos nie studiowałam w Lublinie? ale nie wyszło :)
UsuńPrzeczytałam trzy Twoje ostatnie posty które zostawiłam sobie na deser niedzielny. Chciałam skomentować, ale przy moim "kosmicznym" ( bo chyba uleciał w kosmos) Internecie otworzyło mi się JEDNO zdjęcie!!!!! Więc cicho siedzę i czekam na lepszy moment do skonsumowania w całości Twojej twórczości.. Tylko pozdrawiam i nieznośnego psiaka drapię za uszkiem!
OdpowiedzUsuńJa mam sentyment do krakowskiego Nowego Zaczka. Bardzo blisko było do Rotundy
OdpowiedzUsuńNie znam miejsc, a znając twoją powściągliwość, węszę podstęp :) cos fajnego musiało się dziać w Rotundzie? bo skąd ten sentyment... :)
UsuńAgnieszko!
OdpowiedzUsuńPrzez te niedzielne pierogi- wciąż niedoskonałe, zapomniałam o czymś bardzo ważnym.Kilka lat temu Uniwersytet w Louvain odwiedziła moja córka i z koleżankami chciała poznać to miejsce a także Brukselę.Wtedy Ty okazałaś studentkom prawa z Lublina ( nieznajomym) wielkie serce.Poświęciłaś im czas, pokazałaś im ciekawe zakątki a nawet ugościłaś je wspaniale w swoim domu- ogromnie Ci dziękuję.Pa Ala
Alu, faktycznie tak było! Na śmierć zapomniałam, że twoja córka była u nas z koleżankami! :) Dla mnie była to prawdziwa przyjemność oprowadzić je po Brukseli! :) więc nie ma za co dziękować :)
UsuńDzisiaj nie będę komentowała wpisu a powinnam ale dużą moja uwagę przykuł kolor czerwieni....Ten czerwony szal i pomadka na Twoich ustach dodała Ci delikatnej pikanterii i idealnie do Ciebie pasuje. Fajniutko wyglądasz- pozdrawiam Cię Aguś:)*
OdpowiedzUsuń"delikatnej pikanterii..." dziekuję kochana :)
UsuńJa co prawda nie mieszkałam w akademiku, co by było końcem świata dla moich nadopiekuńczych rodziców, ale okres studiów miałam bardzo fajny. A to za sprawą fajnych ludzi na roku, z którymi tak świetnie się rozumiałam jak już potem w życiu z nikim. Może to dlatego, że była to politechnika, a towarzyszami na zajęciach byli sami chłopacy jak ja zakochani w komputerach :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia, fajnie tam jest! :) Super wyglądasz, płaszczyk skradł moje serce :)
Urocza z Ciebie uczennica...
OdpowiedzUsuńMoja lista jest długa, ale nie będę dzisiaj wypisywać i się przechwalać, no może 1 - Studia podyplomowe, gdzie wykładał sam mistrz Jan Machulski. To była wielka przygoda... i wielka przyjemność.
ooo, Basiu! sam mistrz Machulski, ho, ho! Pierwsza liga :)
UsuńMiło powspominać stare czasy a Ty dzisiaj wyglądasz zjawiskowo...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuń