Przygody Kajetka cz 2 (cd Bajeczki dla Maksia)
Witam kochanego Makusia i innych moich młodocianych czytelników. Tak kochany, wreszcie ciotka Adusia przelała na papier następny odcinek przygód Kajetka. Pierwszą część można sobie przypomnieć tutaj: KLIK. Natomiast tych co bajek nie lubią od razu proszę o przeniesienie się jednym kliknięciem na "post domowy"
- Dokąd idziemy? – zapytał Kajetek swoja przewodniczkę.
- Nie pytaj, zobaczysz! – nie była zbyt rozmowna. Kajtuś pociągnął noskiem w kierunku Suni. Pachniała jakoś dziwnie. Kojarzyła
się z czymś ciepłym, miłym, czymś o czym śnił w gwiaździste noce
popłakując przez sen. Ale nie rozumiał swoim małym rozumkiem co to mogło być.
Wędrowali
tak dobrych parę dni. Czasami piesek buntował się i odmawiał Suni posłuszeństwa,
ale ona karciła go i kpiła sobie:
- No proszę, idź, idź, znajdź tych swoich kochanych
właścicieli!
- A żebyś wiedziała, że pójdę i wiem, że to tylko kwestia
czasu jak mnie odnajdą!
- Akurat, porzucili cię! - śmiała się szyderczo -Ludziom nie można ufać.
- Nieprawda, nieprawda! – wołał psiak ze łzami w oczach zakrywając łapkami uszy.
Słuchaj – zwróciła się wreszcie do niego zniecierpliwiona. Jej oczy znalazły się
naprzeciw jego oczu – Wiem, że w to nie wierzysz, ale ludzie nigdy cię nie
znajdą, nie szukają cię!
- Przypomnij sobie jak do nich trafiłeś. - powiedziała najłagodniej jak potrafiła.
Kajetek,
zastanowił się drapiąc pazurkiem za uchem. Zaraz... Pewnego dnia zabrano go od mamy pachnącej mleczkiem, zawiązano piekną szeleszczącą kokardę na szyi,
wsadzono do kosza i zaniesiono do jakiegoś domu. Pachniało lasem i dobrym jedzeniem, Było tam mnóstwo ludzi! Piesek zsikał się ze strachu na podłogę, ale dzieci, które tam były udobruchały tatę i od razu bardzo go pokochały. To prawda, pan nie
był początkowo zadowolony. Marszczył brwi i drapał sie po brodzie.
- Po co nam
pies? – mówił do żony – gdy goście opuścili dom.
- Ciii – uspokajała go – zbudzisz dzieci! Musimy
go zostawić, będą niepocieszone.
Kajetkowi mocno zabiło serduszko. Nie miał dobrych przeczuć. Tęsknił za mamą i w nocy rozpaczliwie do niej płakał. Pan był
wściekły. Wszystko uspokoiło się nad ranem i później nastały tylko piekne dni.
Kajetek rósł radosny, dzieci go kochały i rozpieszczały. Miał piękną czerwoną
obróżkę i smycz, był bardzo mądry i szybko się uczył. Nawet pan zaczął na niego
patrzeć łaskawszym okiem bo Kajetek codziennie rano przynosił mu gazetę w pyszczku.
- Jaki mądry piesek! - chwaliła pani.
Zbliżało się lato.
Pewnego dnia znów do uszu Kajetka doszły jakieś
urywane, stłumione rozmowy z kuchni, kiedy dzieci poszły spać. Pani co chwilę przypatrywała się z troską pieskowi, ale nie wróżyło to niczego dobrego. W końcu zaczęli
wyciągać walizki i nazajutrz zaczęło się wielkie pakowanie. Wakacje!!! Pojedziemy na
wakacje! - cieszyły się dzieci. Ale zanim
to nastapiło, Pan wziął Kajetka na ręce i udali się z Panią samochodem do weterynarza. I wtedy nastapił ten straszny wypadek!
Sunia wysłuchała opowieści malca grzejąc kości w słońcu.
Żal jej było tego naiwnego pieska. Ona znała ludzi zbyt dobrze. Nie miała
złudzeń ni zaufania w stosunku do nich.
- Słuchaj mnie uważnie – powiedziała
smutno – Zostałeś PO-RZU-CO-NY! Musisz to zrozumieć, zaakceptować i raz na
zawsze zapomnieć o ludziach!
- Ale jak, dlaczego? – przecież byłem grzeczny,
posłuszny!
- Byłeś niechcianym prezentem, tak?
- Tak!.. Nie!.. Dzieci mnie lubiły!
- Akurat te małe rozwydrzone potwory nie maja tu nic do
gadania. Rodzice zatrzymali cię na jakiś czas, a potem, gdy nadarzyła się
okazja, pozbyli się ciebie! Wybierali się na wakacje. Byłeś przeszkodą! Ludzie zawsze przed wakacjami pozbywają się kłopotliwych prezentów jakimi jesteśmy my, zwierzęta. Tacy są. Szybko się nudzą.
- Ja, przeszkodą?- piesek położył uszy po sobie, oczka
znów zaszły mu łzami. Cały świat zawalił się na jego małą główkę, a drobną piersią wstrząsnął szloch.
- I co teraz, co teraz? – lamentował – Co sam pocznę?
Suni żal zrobiło się tego psiaka.
- Masz mnie – powiedziała łagodnie i dumnie wypięła pierś – Tylko są dwie
ważne zasady. Stosuj się do nich, Trzymaj się mnie i słuchaj to nie zginiesz. To zasada numer
jeden.
- A druga?
- Nie ufaj ludziom pod żadnym pozorem! Nigdy! Nawet jeśli
wyglądają na miłych.
Kajetek chciał zaprotestować, gdy nagle jak na
potwierdzenie tych słów posypał się na nich grad kamieni. Nie zauważyli młodych chłopców, którzy zachodzili ich z
dwóch stron strzelając do nich z procy.
- Za mną! - warknęła suka i nie zostawiając Kajetkowi
czasu na zastanowienie rzuciła się na jednego z nich odsłaniając groźne kły.
Chłopak odskoczył przestraszony dając im droge do ucieczki. Psy biegły jak szalone. W uszach świstał wiatr, goniły ich kamienie i groźne ludzkie
okrzyki. Biegły tak co sił w małych nóżkach. Jednocześnie ciała ich wypełniał
strach pomieszany z adrenaliną i radością ryzyka. Zatrzymały się dopiero gdy
przed nimi wyrosły domy następnej wsi, a ludzie znikli za widnokręgiem.
cdn. buziole:)
Kto by tam nie lubił bajek? Zwłaszcza Twoich. Na pewno kryje się w niej jakiś pocieszający morał.
OdpowiedzUsuńNo; dziękuję bardzo za nazwanie mnie "młodocianym czytelnikiem" ;-);ale mimo;że na drugim oknie otworzyłem post domowy-zacząłem od tego ;-).
OdpowiedzUsuńMasz rację Aguś w słowach...
- Nie ufaj ludziom pod żadnym pozorem! Nigdy! Nawet jeśli wyglądają na miłych.
he, he, no pewnie, ze mlodociany! :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńsuperrrr:))) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńwzajemnie!
UsuńAdusiu, samo życie, moja cudowna Sonia ( przygarnięta w styczniu) też ma za sobą porzucenie!!!!! I Browar też!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Twojego posta nie mogą przeczytać ci " niby ludzie"...
Cute but tricky on the stairs.
OdpowiedzUsuńGreetings,
Filip
Thanks! have a good week:)
UsuńJa nadal kocham bajki:))ludzie czasem są okropni dla zwierząt a one i tak ich kochają:))Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńNo lasnie, dzieci i zwierzeta kochja bezwarunkowo, pozdrawiam Reniu
UsuńZgadzam się z Renią, ludzie bywają okrutni....też lubię bajki...pozdrawiam cieplutko...
UsuńTe ostatnie zdjęcie mi się podoba.
OdpowiedzUsuńNi można spokojnie tego czytać, łykam łzy, chociaż wiem, że trafią do Dobrych Ludzi. Na zdjęciach przecież uśmiechnieta mordka! ,-)
OdpowiedzUsuńMusza trafic do dobrych ludzi dobre piesy:) ale ile sie wczesniej wycierpia! sciskam Joasiu!
OdpowiedzUsuńFajne :) Tak się składa, że interesuje mnie literatura dla dzieci i młodzieży pod kątem naukowym... I w Twoim opowiadaniu widzę funkcje i odpowiadające im potrzeby "młodocianego czytelnika" wyznaczone w latach 80-tych przez jednego z badaczy tego rodzaju twórczości :) Mianowicie potrzebę przeżycia przygody (a Kajtek na pewno je przeżywa). Nie pamiętam niestety autora tej teorii, ale u Ciebie widzę jej realizację jak na dłoni :) Co chyba jest dobrą oznaką. Pozdrawiam i dziękuję za wizytę u mnie :)
OdpowiedzUsuńUrocze :) Wzruszające, a Kajetek słodki :)
OdpowiedzUsuńCudna baja... A 2 zdjęcie - genialne. Pozdrawiam Cię ciepło!
OdpowiedzUsuńJuz nie moge doczekac sie dalszych przygod kajetka no i relacji z pobytu na wyspie (nie zdradzę na jakiej he he
OdpowiedzUsuńPoglaskaj ode mnie Kajetka i Tunie.Dobrej Nocy Agus
nie wiem, jaką historię mogła by opowiedzieć moja Saszuńka, nasza znajdka najukochańsza. nigdy nie potrafimy zrozumieć, jak można brać zwierzaczka do domu a potem go wyrzucić. to dla nas zawsze będzie niezrozumiałe. pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuń