Lęk. Część piąta.
Poprzednia część "Lęku" jest tutaj (Przy okazji przepraszam za to dziwne dzielenie tekstu poziomymi kreskami, jestem technicznie upośledzona, za Chiny nie potrafię sie ich pozbyć. Proszę o wyrozumiałość)
****
Wakacje powoli dobiegały końca. Dni pobladły, a pora deszczowa na dobre wzięła we władanie kraje basenu morza Północnego. Ten ranek nie był wyjątkiem. Niebo płakało deszczem bębniąc kroplami łez o blaszany parapet okna. Alicja zerkała nerwowo na zegarek. Już powinna wychodzić, a opiekunki jeszcze nie było. Najwyraźniej będzie spóźniona, a jej pracodawczyni nie tolerowała braku punktualności.
Wakacje powoli dobiegały końca. Dni pobladły, a pora deszczowa na dobre wzięła we władanie kraje basenu morza Północnego. Ten ranek nie był wyjątkiem. Niebo płakało deszczem bębniąc kroplami łez o blaszany parapet okna. Alicja zerkała nerwowo na zegarek. Już powinna wychodzić, a opiekunki jeszcze nie było. Najwyraźniej będzie spóźniona, a jej pracodawczyni nie tolerowała braku punktualności.
Telefon. Zanim
podniosła słuchawkę, przez skórę poczuła kłopoty. Niania nie przyjdzie. Zachorowała.
Wypadki chodzą po ludziach. Dziewczyna zmarszczyła czoło. Popatrzyła na bawiącą
się w kącie pokoju małą dziewczynkę o wielkich, błękitnych oczach. Przez chwilę
ważyła w myślach decyzję.
- Nie możemy
pozwolić sobie na niepracowanie, prawda? – powiedziała bardziej do siebie niż
do dziecka. Jej mąż już dawno był na budowie. Zaczynał pracę, gdy one jeszcze
spały. Wracał, gdy układaly sie do wieczornego wypoczynku. Mijali się w wąskim gardle wnęki kuchennej
obdarzając sie w naprędce czułym muśnięciem rąk, ciepłym spojrzeniem zmęczonych
oczu.
Alicja
wybrała numer.
- Dzień
dobry pani. To ja, Alicja. Będę spóźniona.
To wyjątkowa sytuacja... Opiekunka do dziecka zachorowała... Czy mogę
przyjść z córeczką? Jest bardzo...
- Żadnych
dzieci! –trzask odkładanej słuchawki zakończył ledwie zaczętą rozmowę.
- Pocałuj
mnie w dupę! – wrzasnęła dziewczyna nie mogąc powstrzymać gniewu.
- W dupęęę?
– powtórzyła zdumiona dziewczynka szeroko otwierając błękitne oczy i
przekrzywiając na bok głowę jak papuga –
W dupę! W dupę! – powtarzała radośnie.
Deszcz dzwonił o szyby natarczywie, mocno,
histerycznie. Belgijski drache. Deszcz beznadziejny, ostateczny, pozbawiający
złudzeń. Zdawający się nie mieć początku ni końca. Staruszka w takie dni
zastygała jak kropla żywicy. Nawet myśli zdawały się zatrzymywać w jej głowie. Dziś
szczególnie, bo na nikogo nie czekała.
Nagły, wibrujący, natarczywy dzwonek wybił ją
z bezpiecznego letargu. Nie lubiła niespodzianek. Oznaczały kłopoty i brak
stabilizacji. Zbliżyła się pośpiesznie do drzwi i ostrożnie odsunęła zasuwę,
nie zwalniając łańcucha. W wąskiej szczelinie ujrzała stojącą w strugach
deszczu sprzątaczkę. Ucieszyła się zawstydzona tym pośpiesznym, ciepłym
uczuciem, które po raz pierwszy od lat zbudziło się na widok obcej ludzkiej
istoty. Zwolniła spontanicznie łańcuch otwierając drzwi na oścież. Uczucie
radości natychmiast zgasło, kiedy tylko dojrzała, że dziewczyna nie jest sama. W
jednej chwili pożałowała, że tak szybko i z taką ochotą wpuściła ją do środka. Młoda
kobieta trzymała w ramionach małą dziewczynkę. Dziecko było szczelnie opatulone
kurtką z kapturem, spod którego przypatrywały się staruszce wielkie błękitne
oczy. Cofnęła się w popłochu i pomyślała
ze złością, że ta Polka za daleko się tym razem posunęła. To juz nie rudy kot w
ogrodzie. Przyprowadziła pod jej dach dziecko mimo wyraźnego zakazu. Gniewnie
spojrzała na dziewczynę, ale ta wykonała nieokreślony ruch ramionami.
- Nie miałam innego wyjścia, naprawdę... –
powiedziała twardo.
- Ale...
- Wiem, wiem, nie lubi pani dzieci, ale
sytuacja była wyjątkowa, a ja potrzebuję tych pieniędzy – rzekła z
determinacją. – Proszę... dodała ciszej.
Nie patrząc na pracodawczynię wniosła dziecko
do salonu. Staruszka bezradnie podreptała za nią. Wyjęła z torby kocyk i połozyła go na podłodze. Zdjęła małej kurtkę,
buty, poprawiła blond loki i posadziła ją na kocyku. Wsunęła dziewczynce w rękę
kolorową książeczkę. Ta oparła ją na pulchnych nóżkach i zaczęła z uwagą,
posłusznie przeglądać kolorowe kartki. Był w niej niezwykły jak na kilkulatkę
spokój. Staruszka patrzyła na dziecko z uwagą. Zmarszczyła czoło i myślała
intensywnie. Po raz pierwszy zdawała się być czymś poruszona.
- Co jej jest? – zapytała cicho.
- Ma chore serce – powiedziała zmęczonym
glosem matka – wie, że musi unikać wysiłku i być spokojna. Od tego zależeć może jej
życie. Rośnie i jej jedna komora przestaje wystarczać. Toczymy bitwę z czasem.
Tyle, że operacja jest bardzo kosztowna. To już kolejna operacja. Przeszła ich
wiele. Ale ta jest decydująca. Ale skąd pani...
- Widziałam już takie dzieci. To znaczy
podobne. Które wiedziały. Że muszą być grzeczne... bo od tego zależy ich
życie... – mówiła urywanymi zdaniami. Tak, widziała ich wiele. Małe, wbite w
kąt, zaszczute. Nie płakały, żeby nie zdradzić kryjówek. Skąd one wiedziały, że
nie mogą płakać? Zawsze o tym myślała, nawet wiele lat po wojnie. I nie mogła
się temu nadziwić. Przecież były małe... Instynkt? Zwierzęcy instynkt
przetrwania? Sama była niewiele starszym, przerażonym dzieckiem, gdy pakowano
ja do bydlęcego wagonu. Odsłoniła rekę, na pomarszczonej skórze widniał
numer...
Odwróciła się na pięcie i zaczęła wspinać się
po schodach, zanim Alicja zdążyła cokolwiek powiedzieć. Malutka chwila
szczerości. Przyszła i odeszła. Jakby jej nigdy nie było.
- A zrób tam małej mleko i daj biszkopty w
szafce – nie oglądając się za siebie wydała szorstko dyspozycję i zniknęła za drzwiami swojej sypialni. Nie
potrafiła i nie chciała budzić w sobie czułości.
Na wieki ją pogrzebała i nie czas było ją
wskrzeszać.
Nie pojawiła się do końca dnia. W kuchni jak
zawsze Alicja znalazła odliczone wcześniej banknoty. Co do grosza. Powiedziała: "do widzenia!". Ale odpowiedziała jej głucha cisza. Wyszła po cichu z dzieckiem na ulicę zatrzaskując za sobą drzwi. Właśnie przestało padać.
cdn
cdn
Very good post Agnieszka
OdpowiedzUsuńwish you a nice evening.
Pozdrawiam, Joop
Thank you, have a good evening too:)
OdpowiedzUsuńTo wygląda na długą opowieść. dobrze się czyta, ciekawe, co się wydarzy...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na c.d.
The iron wire to protect statues against birds, I don't like. I wonder what the worst is, having to clean it occasionaly or such an ugly wire.
OdpowiedzUsuńGreetings,
Filip
You know, I think this same:)
UsuńFajnie się czyta, ale Aguś napisałabyś książkę a nie tak dawkujesz po kawałku....i znowu musimy czekać
OdpowiedzUsuńBuziaki na dobranoc.Basia
Książka to chyba za dużo powiedziane, ale może jakiś zbiorek opowiadań snutych przy pomarańczowej herbatce jesienną, wieczorową porą :) dobranoc siostrzyczko:)
UsuńNie lubię dzieci, ale są takie bezbronne. Każde takie malutkie istnienie powinno mieć wszystko, co najlepsze: zdrowie, opiekę, zabawę, wspaniałych rodziców, wogóle poczucie bezpieczeństwa. Właśnie, p o w i n n o. Szkoda, że jednak , bywa, muszą doświadczać też wiele zła. A Ty potrafisz grać na emocjach czytelnika.. - Alicja:)
OdpowiedzUsuńAga, świetnie piszesz, ale to chyba jednak jest dla mnie za ciężkie...
OdpowiedzUsuńZa czyjąś szorstkością czy niedostępnością kryje się często okrutna tajemnica. I straszliwy ból.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Smutne...ale pięknie i ciekawie piszesz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Czekałam na tę piękną opowieść...
OdpowiedzUsuńA zdjęcia mnie urzekają!!!!!
Niezłe ;-). Widać;że nie tylko jako przewodniczka ale też jako współczesne wcielenie Joanny Chmielewskiej sprawdzasz się ;-).
OdpowiedzUsuńTak krótkooooo?
OdpowiedzUsuńJak zwykle u Ciebie nikt się nie nudzi:)))czekamy co dalej:)))Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńBardzo wzruszona i poruszona, czekam na kazde Twoje kolejne slowo...
OdpowiedzUsuńNiesamowita opowieść. Czytałam ją z zapartym tchem. Muszę koniecznie przeczytać wcześniejsze części. Jestem pod wielkim wrażeniem. Pozdrawiam Cię baaaaaaaaardzo ciepło!
OdpowiedzUsuńA wiecie, że dodajecie mi skrzydeł i przeganiacie lenistwo? dziekuję wam, jesteście kochane!
UsuńJestem pełen podziwu dla pieczołowitości Twoich opisów i umiejętności tworzenia arcyciekawej fabuły. Czekam na kolejne odcinki.
OdpowiedzUsuńno, nie...do Mistrza mi daleko! Takie tam... pisze co mi się po mojej blond łepetynie kołacze...nie zawsze składnie, ale jakos mnie to pisanie wyluzowuje...
UsuńP.S. depczę ci po pietach! :) łażę za twoimi komentarzami
A ja za Twoimi :) Z opóźnieniem, bo oglądam mecz Francja-Ukraina. Aktualnie jest przerwa. I niestety Francuzi prowadzą.
Usuńdlatego wolę się nie denerwować, najgorzej, że muszę lekcje z niderlandzkiego na jutro zrobić i wszystko robię by ich nie robić, klasyczny przypadek!
Usuń