Nie daj się życiu zagonić na śmierć
Momenty jak wiraże, gdy zdajemy sobie sprawę z kruchości życia, które w najgorszym wypadku kończy się w ułamku sekundy...
To jeden z przykładów, gdy wydaje się, że naszą pogodną filozofię życia, można o przysłowiowy kant d... pobić...
Prawda, że są takie dni, gdy masz ochotę znaleźć się na bezludnej wyspie i mieć święty spokój? I nie bez powodu są to dni grudniowe. Mnie nachodzą takie myśli, gdy czuję, ze świat wyślizguje mi się z dłoni i moje jego uporządkowanie wali się w gruzy jak domek z kart. Gdy ktoś boleśnie odchodzi, a ja nie mam sposobu by go choć pocieszyć, wziąć za rękę, nie mówiąc o tym – by zatrzymać, bo bilet w jedną stronę przy bijącym coraz ciszej sercu leży. I nie można go już kolejny raz przebukować.
Gdy nieznany-znany człowiek, jeden z tych poważnych świadków życia, nadającym Twemu pisaniu sens teraz jest w potrzebie, a Ty nie masz żadnych narzędzi w ręku, by mu pomóc.
Gdy ktoś, kto karmił się moimi banalnymi słowami, potrzebuje teraz słów, które nie tylko zaspokoją głód duszy, ale podtrzymają fizycznie bicie serca, a wszyscy wiemy, że takich słów nie ma. I te moje, które krzepiły są dziś g... warte...
Siadam na zgliszczu niezałatwionych spraw, porozrzucanych papierów, niezapiętych terminów. Muszę odpocząć od siebie samej. Poukładać priorytety, delegować obowiązki, wszystkie te nieważne – ważne sprawy. Być tam, gdzie rzeczywiście być powinnam, z ludźmi, z którymi naprawdę powinnam być. Reszta poczeka. Pranie, gotowanie, sprzątanie. Poczeka, albo „się zrobi” – czyimiś rękoma. Przez lata były to moje ręce, dopóki nie zrozumiałam różnicy pomiędzy „niezastąpiona”, a „obecna”
Mądrość przychodzi z wiekiem.
Z narodzinami. Ze śmiercią.
Przychodzi z pierwszym śniegiem i gwiazdką i zmęczeniem długich, łysych grudniowych dni.
Nie daj się życiu zagonić na śmierć.
Jeszcze nie.
Prawda, że są takie dni, gdy masz ochotę znaleźć się na bezludnej wyspie i mieć święty spokój? I nie bez powodu są to dni grudniowe. Mnie nachodzą takie myśli, gdy czuję, ze świat wyślizguje mi się z dłoni i moje jego uporządkowanie wali się w gruzy jak domek z kart. Gdy ktoś boleśnie odchodzi, a ja nie mam sposobu by go choć pocieszyć, wziąć za rękę, nie mówiąc o tym – by zatrzymać, bo bilet w jedną stronę przy bijącym coraz ciszej sercu leży. I nie można go już kolejny raz przebukować.
Gdy nieznany-znany człowiek, jeden z tych poważnych świadków życia, nadającym Twemu pisaniu sens teraz jest w potrzebie, a Ty nie masz żadnych narzędzi w ręku, by mu pomóc.
Gdy ktoś, kto karmił się moimi banalnymi słowami, potrzebuje teraz słów, które nie tylko zaspokoją głód duszy, ale podtrzymają fizycznie bicie serca, a wszyscy wiemy, że takich słów nie ma. I te moje, które krzepiły są dziś g... warte...
Siadam na zgliszczu niezałatwionych spraw, porozrzucanych papierów, niezapiętych terminów. Muszę odpocząć od siebie samej. Poukładać priorytety, delegować obowiązki, wszystkie te nieważne – ważne sprawy. Być tam, gdzie rzeczywiście być powinnam, z ludźmi, z którymi naprawdę powinnam być. Reszta poczeka. Pranie, gotowanie, sprzątanie. Poczeka, albo „się zrobi” – czyimiś rękoma. Przez lata były to moje ręce, dopóki nie zrozumiałam różnicy pomiędzy „niezastąpiona”, a „obecna”
Mądrość przychodzi z wiekiem.
Z narodzinami. Ze śmiercią.
Przychodzi z pierwszym śniegiem i gwiazdką i zmęczeniem długich, łysych grudniowych dni.
Nie daj się życiu zagonić na śmierć.
Jeszcze nie.
A ja, reasumując, odsyłam do cytatu na górze. Świętuj życie! Nie ma lepszego prezentu od Boga, którego niektórzy nazywają SWOIM LOSEM.
* Post pilotażowy mego najnowszego projektu: "365 dni mocy" . Zapraszam po więcej!
Piękny wpis i jakże prawdziwy:))Pozdrawiam serdecznie:))))
OdpowiedzUsuńUściskowuję Reniu :)
UsuńAgnieszko, tylko chciałabym Ci powiedzieć... Ale ból i strach paraliżują mnie...
OdpowiedzUsuńBasiu, już za kilka dni będę w Polsce... proszę odzywaj się kiedy możesz.
UsuńTrzeba czasami odetchnąć :)
OdpowiedzUsuńTak. czasem nawet od siebie samego. pozdrawiam
UsuńTo prawda ! Miłego dnia :)
UsuńZaciekawiłaś mnie Agnieszko, na pewno będę śledzić i czytać, co masz w planach! :)
OdpowiedzUsuńa ja próbuję wejść do Ciebie na bloga i jakoś nie mogę. nie chce mi otwierać. pozdrawiam serdecznie
UsuńMasz rację Agnieszko. Żyć możemy tu i teraz , z tymi, którzy są NAJ... Mam zasadę, że raz na rok robię porządki. Takie bardzo duchowe. Na wiosnę sprawdzam czy otaczam się ludźmi, którzy tylko biorą czy też współgramy sobie razem... Wyrzucam z szaf co zapomniane właśnie w święta, bo chcę wejść w nowy rok z czymś nowym, lepszym, innym. Czasami na koniec roku palę jakieś mosty, odcinam kupony od życia. Wysyłam też w świat małe pakunki szczęścia do tych, którzy wiem, że jak kiedyś ja potrzebują impulsu do życia. Do wiary w życie. Mąż się śmieje, że to moja dziesięcina dla losu.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że do mnie zajrzałaś. Wracam po latach do pisania i chyba tej dojrzałości, która teraz już we mnie mieszka, było mi potrzeba, żeby wreszcie zacząć uwalniać słowa. Cieszę się, że na Ciebie trafiłam. Spokojnych dni przed świątecznych Kochana.
Agnieszko nigdy słowa,które wcześnie krzepiły nie staną się g......To tylko zmienia się stan rzeczy..wceśniej wystarczały słowa ..są momenty, że potrzeba więcej albo ,że niestety ,że nie możemy już nic....to trudne ale to życie takie nasze jest...
OdpowiedzUsuńWtedy z bezradności chcemy schować się w mysią dziurę..i myślę,że tak od czasu do czasu trzeba to zrobić...nie jesteśmy w stanie znieśc wszystkiego jak i nie jesteśmy w stanie wszystko dać...
Trzymam kciuki byś znalazła ukojenie.....
DOBREGO Nowego Roku!!!:):)
Życie jest bardzo piękne.
OdpowiedzUsuńLudzie je utrudniają.
Pozdrawiam.
Zapraszam do siebie.
Cóż, życie jest krótkie i jedno, zatem trzeba go dobrze wykorzystać. W życiu piękne są tylko chwile, a resztę dni trzeba upiększyć sobie samemu.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności. Oby każdy dzień był lepszy od poprzedniego.