Kuchenne okno
Zawsze chciałam mieć w kuchni okno na wysokości zlewu. Pomaga zapomnieć o zmywaniu. Jest jak teatralna loża. A w nim - cały przekrój życia...
Akt pierwszy
To był bardzo krótki akt. Jękliwe szarpnięcie struny. Nie zdążyłam mieć do nich żadnego stosunku. Widziałam ich z daleka, przez kuchenne okno. Może kilka razy tylko. Nie patrzyli w moją stronę, gdy podkurczone ciała wlekli do domu ze spaceru. Co za tym idzie - nie machaliśmy sobie ręką na powitanie. Zbyt starzy na życie. Zbyt zmęczeni. Najpierw odeszła ona. Jak na chwilę, do warzywniaka po marchewkę. On, zdumiony brakiem jej powrotu pod osłoną krótkich dni, nie wiadomo kiedy wyniósł się ze świata. Głupio jakoś tak to wszystko. Mimochodem. Zawstydziłam się. Nie zdążyło mi być przykro.
Z mojego kuchennego okna widać tylko nasze podwórko i nasze psy:)))bardzo lubię czytać Twoje obserwacje :)))Pozdrawiam serdecznie:))))
OdpowiedzUsuńKażde okno ma ciekawy widok :) Przyjemnie jest patrzeć na kochane psy :) Pozdrawiam Reniu :)
Usuń