Obserwatorzy

Włącz skuteczność.


Mówisz: 
- Muszę zmienić swoje życie...
- Muszę się ogarnąć...
- Muszę przestać/ zacząć robić to czy tamto...
- Muszę coś ze sobą począć...

A tymczasem przyjacielu, jak masz zaprowadzić zmiany w swoim życiu, kiedy nie wiesz czasami co ze sobą zrobić w deszczowe, niedzielne popołudnie...

Mamy skłonność do pustych deklaracji. Lubimy wielkie słowa. Mówisz: "Kocham swoją córkę nad życie", ale nie ma Cię obok w ważnym dla niej momencie. Później żałujesz chwil słabości czy straconych okazji. Ale konkretnie ta chwila nigdy już się nie powtórzy. Chyba nie ma osoby, która nie żałowałaby czegoś w swoim życiu. Ja też, choć to jedne z najbardziej bezużytecznych emocji: 
"poczucie winy za rzeczy dokonane i niepokój o to, co może się wydarzyć". 

Zapytaj kogokolwiek, kto zmaga się z nałogiem ile razy obiecywał sobie zmiany! Nie szukaj daleko, zapytaj mnie ile razy próbowałam zerwać z ciasteczkowym potworem! (Oczywiście, tłumaczę sobie, że mój nałóg to niewiniątko.) 

Są wśród nas rekordziści. Zawalają, obiecują, a w końcu machają ręką, twierdząc, że są do niczego! Rezygnują z celów. 

I zaczynają być dziwnie lojalni wobec codziennych nawyków, aż stają się ich niewolnikami
To nie moje słowa. Powiedział je Robert Heinlein. 

Żeby pragnienia nabrały wartości sprawczej - włącz skuteczność.
Ba! Ale jak? - zapytasz. Będzie o tym w jednym z następnych postów, gdy będę pisać o nałogach. 
Włącz skuteczność.
Wtedy i Tobie zaczną dziać się cuda w życiu. Cuda - nie cuda. Krok po kroku. 
Bardzo CHCESZ wyjść z zamkniętego kręgu niemocy. 
Ale samo "chcę" to najbardziej puste ze słów.
"CHCIEJSTWO w narodzie jest wielkie" - mawiał mój matematyk, wznosząc teatralnie oczy do nieba i wstawiając mi bezlitośnie następną pałę. Mimo, że bardzo CHCIAŁAM nauczyć się matematyki, tylko nie po drodze było mi się z nią zaprzyjaźnić (straszna nudziara)

Lubimy się dopieszczać własną niemocą. Instynktownie szukamy kogoś, kto nas weźmie za rękę jak dziecko i przeprowadzi przez mgłę. Nie wszyscy, ale większość z nas potrzebuje nieraz morskiej latarni, która oświetli ciemny kąt naszej duszy, gdy już nie ma co ze soba zrobić. Znam takie stany i Ty je znasz. Gdy biegniemy przez kłamstwa naszych wewnętrznych miast. Bo nam wstyd przed nami samymi. 

Tak, jedno jest pewne. Aby ruszyć z dna niemocy i niewiary potrzebujemy przyjaciół. 

Są naszymi oczami, sumieniem, wiarą, krytykiem i przytulakiem. Czasem są nam bliżsi niż nasi... najbliżsi. Są zgodą i przyzwoleniem, workiem treningowym i słupem granicznym. 

To odpowiedzialna i wyczerpująca funkcja, ale nie myślimy o tym, gdy stanie się naszym udziałem. Wiem po sobie - wypalam się na maksa! Bywam dla innych kotwicą, bez liczenia kosztów, tak jak i inni bywają dla mnie. Cały proces ratowania kogoś z obłędu jest długi, żmudny i wyczerpujący. Na szczęście zdajemy sobie z tego sprawę dopiero pod koniec, gdy już braknie sił. Gdy wykorzystało się cały arsenał środków. 

I jest taki trudny moment, kiedy trzeba zostawić przyjaciół. Nie porzucić, ale zostawić przy krawędzi. Prawdopodobnie potrafią już polecieć o własnych siłach. Mnie też bliskie osoby przeprowadzały przez mgłę. Z wielką łatwością przeprowadzam innych. Ale nadchodzi dzień, kiedy każdy musi zmierzyć się ze swym losem sam.

Ty, jako przyjaciel dałeś mu/jej wszystko: całą swoją uwagę, dyskrecję, zarwane noce, telefon zaufania na żądanie, głaskanie po głowie i zdrowy rozsądek, empatię, sympatię, akceptację... 

Z takim bagażem wyprawnym już tylko od nich samych zależy jak pokierują swoim życiem. 

I gdy muszę zostawić przyjaciela, drżąc o jego los, bojąc się by nie zawiódł mojej wiary w siebie, mimo, że jest mistrzem zawodności, nieustannie wyposażam go na drogę w słowa, które błąkały się gdzieś po internecie zanim wzięłam je na swoje credo: 

"Już wkrótce pojmiesz subtelną różnicę między trzymaniem za rękę, a spętaniem duszy. I zrozumiesz, że miłość nie oznacza wsparcia, a przyjaciele bezpieczeństwa. 

Nauczysz się, że pocałunek to nie kontrakt, a prezenty to nie obietnice. Zaczniesz przyjmować porażki z podniesionym czołem, nie spuszczając wzroku, jak dorosły, nie jak zrozpaczone dziecko. Nauczysz się też budować swe drogi na fundamencie dnia dzisiejszego, ponieważ jutro jest zbyt niepewne. Wnet pojmiesz, że słońce może spalić, jeżeli przygrzewa zbyt mocno. 
Załóż więc własny ogród i sam ukwieć swoją duszę, zamiast czekać, aż ktoś przyniesie ci kwiaty. Zobaczysz, że tak naprawdę możesz przetrzymać wszystko, że jesteś prawdziwie silny, że jesteś wiele wart."


 Ale chcę poruszyć jeszcze jeden aspekt przyjaźni. Czasami nie wiem, czy przyjaźń jest moim udziałem, czy zwykłe wykorzystywanie. Ela przeczytała mi krążący na fejsie slogan:" 
"Nie pokonuj oceanu dla osoby, która nie jest w stanie pokonać dla Ciebie kałuży."
I zapytała co sądzę na ten temat. 

W pierwszej chwili pomyślałam:" Tak! To prawda" Ale za chwilę cofnęłam "lajka". Bo przecież przyjaźń nie jest obliczona na efekt. Nie liczy kosztów. Z drugiej strony, czy przeżywaliście czasami taki stan, że nagle budzicie się z odrętwienia i stwierdzacie, że ów rzekomy przyjaciel jest zwykłym biorcą? Czerpie z Ciebie całymi garściami i nagle czujesz się wypalony, smutny, zły, rozedrgany.

A może, skoro rodzą się takie pytania czy odczucia, to nie była to żadna przyjaźń, tylko układ jakiś dziwaczny? Czasami dane mi było poczuć ten stan wyczerpania drugim człowiekiem... Dlatego pytam Was o zdanie. 



Gdy nie znam odpowiedzi na moje pytania - uciekam w otwarte przestrzenie. Zaczerpnąć energii. Pomyśleć. Wracam jeszcze głupsza niż byłam. Nieuleczalna choroba - wiara w dobroć. I wstyd mi za moje wątpliwości. Już nie sądzę, że czuję się wykorzystana i nie pytam jak to jest z tą przyjaźnią. 

Przepraszam, za głupie myśli gdy ty tracisz grunt pod stopami.
Martwię się o Ciebie.

Czy potrafisz już wyjść na przeciw ulewie bez lęku?

"Bo w życiu nie chodzi o to, by przeczekać burzę, ale o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu"

Bądź zdrów przyjacielu! 






Komentarze

  1. Przyjaźń to dla mnie świadomość obecności drugiego człowieka, o którym wiem, że mogę na nim polegać, że jest, nawet gdy nie kontaktujemy się miesiącami, dzielą nas kilometry, a mimo to pamiętamy o sobie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mądre przemyślenia...
    Dla mnie przyjaźń jest darem niebios.
    Agnieszko mam coraz mnie czasu na blogowanie, pisanie, a tyle u mnie się dzieje...
    Cieszę się, że gdzieś tam Jesteś. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aga jak ja Ciebie uwielbiam:) Jakbym o sobie czytała:) Niezmiennie trafiasz w moje przemyślenia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cool! :) tez się cieszę, że nasze myslowe ścieżki się lacza :) :) :) kissss

      Usuń
  4. Czasami tańczę w deszczu, a czasami- nie, samo życie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nieraz i w burzy trzeba, ale wiem, że ty potrafisz wszędzie pięknie zatańczyć, Basiu... sciskam!

      Usuń
  5. Ważne pytanie dziś zadajesz - czym jest przyjaźń? Dawaniem, braniem, byciem obok, nie byciem obok, zrozumieniem a może głosem rozsądku i spadającym piorunem na głowę, szacunkiem, radością, wspólnym smutkiem ?
    Myślę, że tym wszystkim, ale wszystkim w odpowiednim momencie. Nie ma jednej definicji przyjaźni tak jak nie ma dwóch takich samych osób.
    I wiem, że przyjaźń to rodzaj pięknej przygody, której nie przeżywa się samemu a dzieli się z inną osobą i z tej definicji wychodząc przyjaźń to nie stosunek jemioły do drzewa. Przyjaźń to nie pasożytnictwo. Tylko ja czasem trudno w porę zrozumieć intencje....
    Wiesz, ja ciągle wierzę w ludzi i w ich dobroć, choć przyjaźnią już tak łatwo nie obdzielam. Nauczyłam się tego w ciągu lat mojego życia,a i czasem te nauki bolały.

    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Przyjaźń to nie pasożytnictwo. Tylko ja czasem trudno w porę zrozumieć intencje..." no własnie... dzięki ci za tę obszerna refleksję, pozdrawiam!

      Usuń
  6. Znów tyle pięknych i mądrych słów:)))masz tak dużo racji w tym co piszesz:)))ja nie zawsze mogę włączyć na skuteczność:))Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba napiszę książkę o tych wszystkich samowezwaniach do zmiany siebie, błędach i potknięciach. Jak się będę streszczał to nie będzie to dłuższe niż cykl przygód Harrego Pottera:-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak się tak bliżej ludziom przyjrzymy widać że dookoła nas jest mnóstwo biorców, a jak nie biorców to "handlarzy".
    Ja Ci pomogę, ja Ci coś dam ale liczę na to, że mi odpłacisz.
    Nie wiem....albo utraciłam swoją naiwność, albo więcej widzę....
    A prawdziwych przyjaciół.....niewielu. Trza ich cenić i szanować :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Człowiek z natury jest bardzo naiwny... Jedno jest pewne uczy się... Stara wyga ze mnie i omijam ludzi nastawionych na moją przyjaźń. Otaczam się przyjaciółmi. Nie mam ich wielu, ale zawsze mogę na nich liczyć .. Trzeba świadomie skreślać tych nastawionych na poszukiwanie sensacji, a pozostawić tych którzy po prostu chcą z nami płynąć na jednej fali...
    ksperyment-przemijania.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Przyjaźń dla mnie jest, niestety, niezbyt pozytywnym zjawiskiem. Każda kończyła się po okresie kilku lat, czyli zazwyczaj po ukończeniu danego etapu edukacji. Obecnie podchodzę do najbliższej mi koleżanki trochę jak do jeża i nie zanurzam się w tę relację, już nie umiem jak dawniej zaufać. Poprzednia "przyjaciółka" wyjechała za granicę i kontakt się urwał, choć wystarczyło chcieć go utrzymać.
    Generalnie - mało jest prawdziwych przyjaźni w moim otoczeniu, to coś na wagę złota.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na palcach jednej reki można policzyć prawdziwe przyjaźnie...

      Usuń
  11. Muszę ?!
    W porządku od jutra
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. W zasadzie, ciężko określić, czym jest przyjaźń. Ale co do tego zmęczenia to się niestety zgodzę. Tylko czasami,gdy jesteśmy zmęczeni, robimy przerwę. Przerwę na czas nieokreśony. Ale... Jak szybko zaczniesz tęsknić za czymś, co Cię męczy?

    OdpowiedzUsuń
  13. Czy potrafisz już wyjść na przeciw ulewie bez lęku? tak zakończyłaś swoje przemyślenie. Zastanowiłam się, pomyślałam o sobie. Kiedyś Ktoś mnie zawiódł w trudnym dla mnie momencie, Ktoś, kogo uważałam za przyjaciela odwrócił się ode mnie. Czy wyciągnęłam z tego wnioski? Nie, nadal jestem naiwna jak dziecko, wierzę w dobroć ludzi i nadal ufam. Tak, potrafię tańczyć w deszczu, chociaż czasem ten deszcz zmoczy mnie do ostatniej nitki.
    Agnieszko, fajnie, że Cię znam, że piszesz o takich sprawach, które zmuszają do refleksji i zastanowienia.
    A co do stylizacji, no bo w końcu blog Twój jest też modowy to dopasowujesz się już do wczesnej jesieni. Botki, trencz ...wprowadzasz mnie dziarskim krokiem w porę roku, której nie lubię. Jednak natury nie oszukasz, pory roku nadal instnieją:P
    Pozdrawiam Ciepło:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kocham te wczesną (ale i późną też) jesień z jej kolorami. Podobnie jak ty lubie bawić się modą i podobnie jak Ty, Elu, pozostane naiwną i wierząca ludziom pradopodobnie do końca moich dni... cudownej soboty zycze!

      Usuń

Prześlij komentarz

Witam w moim świecie LA VIOLETTE. Mój blog nie ma aspiracji politycznych, społecznych, ani żadnych innych. Moja przestrzeń jest otwarta dla wszystkich, którzy kochają życie w każdym jego przejawie bez względu na poglądy i wszelkie inne kryteria. To strefa dobrej energii w sieci i dbam o to by tak zostało.

Będzie mi miło, jeśli zostaniesz na dłużej.
agaa2086@gmail.com

Popularne posty