Nigdy nie mów nigdy :) Zakupy - Narodowy sport Belgów.
To jest szybki post, w tak zwanym międzyczasie. Myślami jestem już w Polsce, ciałem w Brukseli, a ...ręce? Po prostu nie wiem gdzie je włożyć! A skoro nie wiem i mam w głowie przedwyjezdny mętlik to kładę je na klawiaturze laptopa i stuk, stuk. Wyrzucam z siebie chaotyczne myśli, to dobrze robi na głowę.
Pamiętam co obiecałam, w sobotę, już z Polski dokończę historię księżniczki Luizy.
Póki co, świat ogarnęła epidemia zwana wyprzedażami. Belgowie nie są rozpieszczani w tym względzie. Brak klasycznych centrów handlowych, a i te istniejące w szczątkowej postaci, są otwarte zaledwie do 18.30-19.00. Może dlatego polujący na wyprzedaże są bardzo zdeterminowani. Byłam świadkiem desperacji kobiet w różnym wieku, które przebierały się - rozbierając się, dosłownie "do rosołu" między wieszakami bez żadnych oporów. Zdarzyło mi się oglądać paradującą przez cały sklep kobietę tylko w majtkach i staniku, która opuściła przebieralnię "na sekundę" w poszukiwaniu innego rozmiaru... Wielogodzinne kolejki do, zdaje mi się, jedynego w Brukseli Primarku, to już norma... Jedna z moich koleżanek, na pierwszy dzień "soldów" bierze dzień urlopu i urządza desperacki sprint po sklepach jak bieg przez płotki. Ale co nałowi to jej! Jak do Mekki walą wszyscy do shoppingu w stylu naszych warszawskich (czy podwarszawskich) outletów ponad sto kilometrów od Brukseli. (Maasmechelen village)
Chciałoby się powiedzieć: Shopping - narodowy sport Belgów.
Osobiście unikam całego tego zamętu, bo zawsze nakupię niepotrzebnych rzeczy idąc za stadnym instynktem owiec. Wyjątek robię wybierając się po tak zwaną bazę, t-shirty, topy itp...
Wydawało mi się, że jestem odporna. Ale ponoć "Wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono".
Zarzekałam się zawsze, że mnie zbiorowa histeria nie dotyczy.
Ale pamiętaj: NIGDY NIE MÓW NIGDY! Gdy za bardzo jestem pewna swego, zaraz życie temperuje moje rozbuchane ego.
Niby taka odporna na zakupy... pojechałam w ostatnią niedzielę z koleżanką aż do Holandii. Tak się upodliłam trudami podróży, błądziłyśmy, stałyśmy w kilometrowych korkach (nie ulegało wątpliwości, że wszyscy walą w jednym kierunku), zajechałyśmy na zakupy ok 16.00.
Nie nie, moi kochani, nie myślcie, że shopping był otwarty do 22.00...
A kolejki do różnych modnych sklepów... Brrr, szybko się ewakuowałyśmy. Jednak wolę swoje scieżki poza okresem "soldów", ulubione sklepiki, second handy i różne artystyczne adresy. Choć przypadkiem w czasie wyprzedaży, też czasami niespodziewanie wpadnie mi w ręce ulubiony fason butów czy torebki i cieszę się wtedy jak dziecko. Tym razem też coś tam kupiłam w popularnych sieciówkach, żeby nie było, że jechałam ... za granicę po zakupy i wróciłam z niczym. Ale szału nie było.
A jakie są wasze wyprzedażowe wyniki i stosunek do "soldów"? Jakieś triki na udane zakupy? Albo na uniknięcie niedogodności z nimi związanych? Ekscytujące wydarzenie, czy dopust boży, który trzeba przeczekać?
Specjalnie na wyprzedaże nie latam, ale jak akurat trafię, to się cieszę ;) Na zakupy ciuchowe jeżdżę tylko wtedy, kiedy już naprawdę muszę, a takie podstawowe rzeczy jak topy i tshirty najczęściej kupuję w internetowym sklepie mojej ulubionej sieciówki :)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie mnie to nie bierze. Nic z tego, kupuję kiedy mam potrzebę a wyprzedaże, promocje i inne bonusy nie wywołają u mnie potrzeby zakupów.
OdpowiedzUsuńTym sposobem nadpłacam i przepłacam nie dlatego że lubię, ale taka już moja natura paskudna.
Moim sposobem w Polsce na wyprzedaże były zakupy w sieci. Wcześniej chodziłam po sklepach i szukałam co mnie zainteresuję, a potem czekałam na interenetową wyprzedaż, dzięki temu nie musiałam czekać w kolejkach :) i zawsze udało mi się upolować tanie rzeczy :). Na Tajwanie nie muszę już czekać na wyprzedaże w sieciówkach :), bo mam tutaj NIGHT MARKET, gdzie można kupić naprawdę tanie ubrania :). Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBTW wyglądasz ślicznie <3 FIGURA <3
Jeśli wyprzedaże, to tylko w ulubionych sklepach, gdzie mam coś na oku i tylko czekam na niższą cenę.
OdpowiedzUsuńGeneralnie tego szaleństwa nie lubię ;)
Nie lubię tego chaosu i zachowania ludzi na wyprzedażach.
OdpowiedzUsuńJuż od dość dawna wcale nie korzystam z żadnych "wyprzedaży". Zwłaszcza, że to przeważnie ściema: "wszystko od..."
OdpowiedzUsuńTylko jakoś nikt nie doinformuje - "do..." I masz rację, człowiek wtedy ma tendencję do kupowania niekoniecznie tego, po co przyszedł, a raczej to, co mu w ręce wpadło. Tak zawsze robi moja siostra. Po co to kupiłaś? - pytam. - Bo kosztowało 9,99. Cóż, argument nie do odparcia:)).
Mam pełen pawlacz takich rzeczy z 2009 roku, z czasów, gdy wyprzedaże naprawdę były uczciwymi wyprzedażami - jak wszystko, to wszystko, do ostatniej sztuki "-70%". Teraz kupuję tylko wtedy, gdy naprawdę potrzebuję, nieważne, że po normalnej cenie. I tak w ogólnym rozrachunku wychodzi taniej:)).
Moje ulubione wyprzedaże znajdują się na....internecie. Nie muszę stać w kolejce, przepychać się między tłumami i mogę się "przespać z decyzją", by nie żałować zakupu. Niestety nie tyczy się to ubrań (których rozmiary zmieniają się jak w kalejdoskopie...), tylko co najwyżej galanterii i biżuterii. Co do wyprzedaży sklepowych "na żywo"..najzwyczajniej w świecie nie mam na to siły ani nerwów. Nie jestem wprawną zakupoholiczką i niestety często z takich zakupów wracam z niczym. A bo kolor nie taki, błąd uszycia albo jeszcze inne wymówki. Zamieszanie i pęd mnie rozpraszają. Wolę ciszę i spokój- przynajmniej względny. Mimo to na wyprzedaże czasem trafiam- ale nie bywam na nich zbyt długo i raczej nie wracam z opasłymi torbami. Jestem antyzakupowa :P
OdpowiedzUsuń"Artystyczne adresy" bardzo mnie zaciekawiły- mogłabyś kiedyś więcej o nich napisać ;-)
-Osa (dawna Baba z bloga "babezeslalbog..")
Ja tam zamiast tracić godziny na "polowanie" wolę posiedzieć w necie,znaleźć interesującą mnie rzecz i ..uszyć. Cenowo to nie wyjdzie tanio, ale za to mam dokładnie co chcę i w porządanej jakości. A jak mam polowac na wyprzedaże wolę pójść do lidla i kupić koszulkę czy spodnie za 25 zł i po sezonie wyrzucić ;-).
OdpowiedzUsuńMoże i ja jakiś delikatny dewiant jestem ale wyprzedaże mnie nie kręcą
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Usiłowałam wpisać się z komórki ale nie udało mi się.
OdpowiedzUsuńJesli chodzi o wyprzedaże to mnie raczej męczą niż cieszą. Ale to pewnie dlatego że ja nie lubię tłumów i ścisku. Jak coś mi jest potrzebne to po prostu idę i kupuję. Z reguły wchodzę do sklepu bo mnie coś zainteresowało na wystawie.
Mój mąż mówi, że nie jestem typową kobietą.
:-)
Do zobaczenia Agnieszko!!!
A ja zauważyłam piękną spódnicę na Twoim zgrabnym ciele. Lubie wyprzedaże bo moge wtedy kupić cos na co polowałam przez pół roku z wężem w kieszeni.Zwykle idzie mi to szybko,bo wiem ,czego szukam i gdzie. Tlumów nie znoszę. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńAguś widzę że zakupy się udały....Miłego urlopu życzę i tak bardzo się cieszę że się spotkamy. Pewnie pomykasz teraz autostradą na wschód, szerokiej drogi Kochana
OdpowiedzUsuńBasia
Dwa dni temu, byłam w "mieście" aby załatwic zaległe dokumenty, obok "second-handu", gdzie tego dnia jest wszystko za 1,50zł. Nigdy wcześniej w ten dzień nie wchodziłam, bo przerażał mnie tłum falujący w środku. Tym razem weszłam bez żadnego celu. Właściwie niewiele już tam było, wszystko tkwiło w naręczach osób tam się kłębiących Beznamiętnie oglądałam to do czego mogłam się przepchnąc. Wzięłam spódnicę, przymierzyłam "na oko" (nie ma tam przymierzalni) i na pół uduszona z zakupem udałam się do domu. Moje zdziwienie nie miało granic, gdyż spódnica na mnie wygląda idealnie i przepięknie, do tego za złoty pięćdziesiąt!!!!! więc ........widocznie MUSIAŁAM tam po to wejść! .Wiele buziaków!
OdpowiedzUsuńLubię, ale nie za często. Wydaje mi się, że jestem odporna :)
OdpowiedzUsuńNie lubię i nie chodzę, no może jak już się trochę ludziska wyszaleją.
OdpowiedzUsuńPrzygoda fajna, zakupy będą zapewne zapamiętane ha!ha!
Zaciekawiło mnie, że tak mało CH, my jesteśmy obstawieni totalnie.
Pozdrawiam Agnieszko...miłego tygodnia...
Szczerze mówiąc nigdy nie chodzę na wyprzedaże:)))ale SH bardzo lubię:))))Pozdrawiam serdecznie:)))))
OdpowiedzUsuńJa jakoś nie przepadam za zakupami. Ale czasem, przypadkiem się zdarzy.. Ostatnio, na wakacjach, przypadkiem wdepnęłam do galerii i trafiłam na końcówkę wyprzedaży, oj... Wróciłam obładowana ciuchami... Julkowymi :D
OdpowiedzUsuńWiesz od jakiegoś czasu tylko strony internetowe.....wszystkie z najlepszych firm i.....
OdpowiedzUsuńsiedzę w domciu a za dwa czy trzy dni kurier puka do drzwi z moim zamówieniem. He,he jak pizza ! bez stania w korkach, kolejkach bez szału:)*
Uwielbiam zakupy!!!!
OdpowiedzUsuńCzyli mega shopping w belgijskim stylu :)
OdpowiedzUsuń