Nie z tego świata
Wczoraj w nocy pojechałam z synem na lotnisko. Zanim wylądował samolot, na który czekaliśmy, pokazał mi jedno z tych czarownych symbolicznych miejsc, których obecności tuż obok nie można zauważyć nawet szóstym zmysłem. W rozbuchanym pędzie cywilizacji, w swoim własnym zmęczeniu nieustannej za nią pogoni, nagle stanęłam jak wryta.
Przysięgłabym, że w płaskim jak deska, najeżonym beznamiętnie pulsującymi światełkami krajobrazie okołolotniskowym - nic już więcej nie ma...
Żyłam w tym przeświadczeniu, odkąd znam to lotnisko i odkąd zdarza mi się latać.
A może to mi się przyśniło?
Może to jakaś fatamorgana?
Pomiędzy jednym pasem startowym, a drugim, wyrwany lotnisku, otoczony stalową siatką - kęs ziemi.
Otwarta na oścież brama.
Ramiona sękatych krzyży zwrócone w stronę lądujących i startujących maszyn. Nadkruszone w betonie jasne twarze Chrystusów. I spokój. Mimo huku lotniska obok - oaza spokoju. Aż dusza boli.
Cienie krzyży jak żołnierze patrzące w niebo niepokoju - zdawały się gadać.
I po co? Po co tak pędzicie?
Jakby błogosławily te biedne, w konwulsyjnym pośpiechu istoty w stalowych maszynach. I ulga, że one tu, a nie tam w przestworzach z nimi. Na baczność. Na czas. Na godzinę. Na terminy.
Spojrzałam w szklane oko kamery na bramie.
Zamrugała na mnie czerwonym spojrzeniem cyklopa.
Zadzwonił telefon, że wylądował.
Wsiadłam do samochodu.
Dziwnie się czułam. Nieziemsko - to chyba najlepsze określenie i nie mam na myśli błogiego samopoczucia.
Byłam pewna, że przez moment zanurzyłam się w innym świecie.
Wróciłam na ziemię.
Nie byłam pewna, ale...
Pocałunek powitania był prawdziwy.
I zapach papierosa. I ciepło ręki.
Z pośpiechem lecz zadowoleni, że wszystko poszło zgodnie z planem ruszyliśmy w stronę autostrady. Do domu.
Na moment odwróciłam głowę w ich stronę.
Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie. Milcząco przytaknęli.
Dziękuję Wam za tyle słów. Bez słòw. - szepnęłam.
P.S. Dziś zapukał do drzwi policjant. Ponoć łaziłam w nocy po cmentarzu koło lotniska. Kamera zarejestrowała nr rejestracyjny samochodu. Był zdziwiony, ale gdy tylko mnie zobaczył zrozumiał wszystko. Dziwaków nie brakuje. Zadał kilka rutynowych pytań i odfajkował sprawę. Pojechał dalej na rowerze. Zamknęłam za nim drzwi i napisałam ten post.
Te wyjątkowe miejsca są opoką...
OdpowiedzUsuńTwój post Aguś jest bardzo wymowny, głęboki, jak nasze życie...
Dziękuję :) Twoje słowa są dla mnie bardzo ważne, ściskam
UsuńPrzeczytałam dwa razy. Gdzieś mnie tam głeboko poruszyły Twoje słowa. Hm... "Cienie krzyży jak żołnierze patrzące w niebo niepokoju - zdawały się gadać.
OdpowiedzUsuńI po co? Po co tak pędzicie?"
Właśnie. Po co tak pędzę?
Też to tak odczułam tamtego dnia, szczególnie zagoniona, wręcz... zaszczuta przez życie... ściskam
UsuńJa tylko podpiszę sie pod poprzedniczkami to bardzo wymowny post:))Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńdziękuję Reniu :)
UsuńPiękne!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńWarto się zatrzymać i zapytać siebie samego, po co tak pędzić? Piękne... Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńWitaj Maks, dzięki!
UsuńPiękne rzeczy sa tuż obok, czasem wystarczy zmienić porę dnia, żeby zobaczyć :-)
OdpowiedzUsuńdokładnie tak! :) pozdrawiam
UsuńPiękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńKlimatyczne.
Pozdrawiam.
Dziękuję za wizytę i miłe słowa. Również pozdrawiam!
Usuń