Obserwatorzy

PEWNE JAPOŃSKIE SŁÓWKO

 


Przyszła jesień jak...co jesień. Do smętnego nastroju przemijania nałożyła się pandemia. Nagle, z dnia na dzień, straciliśmy coś, co nam złudnie zapewniało poczucie bezpieczeństwa: pozorną kontrolę nad światem. I oto okazuje się, że tuż przed planowanymi wakacjami, odwołują nam samolot. Lecimy nie mając gwarancji powrotu w zaplanowanym czasie, zamykają granice z dnia na dzień, nie robiąc sobie nic z naszego świętego oburzenia. A nam się wydawało, że jesteśmy w stanie cudownie zaplanować świat, podzielić nasze życie do przodu na lat kilka, na dni, godziny, minuty.
Wszak nauczyliśmy się wiele w rozwoju osobistym. Jesteśmy mistrzami planowania i monitoringu!
A tu powrót do przedszkola życia. 
Aura za oknem podsyca lęki i ukazuje naszą niemoc.
Mnożą się teorie spiskowe na temat przyszłości świata. 
Co słabsi, wrażliwsi, popadają w depresję, a nawet kończą życie. Nie mogą i nie chcą żyć w takim świecie. 

Ale jest takie japońskie słówko, które może się przydać bardziej niż pigułki na spokojność, wypisane wirtualnie przez naszego lekarza online. Brzmi ono SHOUGANAI

Oznacza zaakceptowanie rzeczy i wydarzeń, na które nie mamy wpływu. Pandemia już się wydarzyła. Zamordyzm maseczkowy - jak chcą niektórzy - trwa. I nie chodzi o kruszenie kopii, kto z nas ma rację, czyja prawda jest prawdziwsza, ale o to, że nie możemy spalać naszej energii w walce o to, co JUŻ stało się faktem. 

Stoisz w przeciągu życia, wiem. Ja też tkwię w tych otwartych drzwiach. Stare odeszło, w nowym ciężko się odnaleźć. Daj sobie czas. Opracuj strategię "do przodu", na najbliższe dni. Zamartwianie się tym, co już się wydarzyło i tym, co nas jeszcze złego może spotkać - to najgłupsza forma tracenia zdrowia i energii. Nie pouczam Cię z wysokości jakiejś tajemnej wiedzy. W ogóle Cię nie pouczam. Mówię o sobie sprzed wielu lat, kiedy martwiłam się absolutnie wszystkim, na co nie miałam najmniejszego wpływu. Spalałam się w martwieniu. Bardziej zajmowała mnie wojna na drugim końcu świata, niż to, że rzuciłam kolejne studia. Że brzmi cynicznie? Że szlachetniej jest współczuć głodującym dzieciom, zajadając bułkę z szynką na śniadanie? Zamartwianie się o losy świata ma sens tylko wtedy, gdy jesteśmy w stanie coś zrobić, by losy tego świata zmienić. Ale z pozycji fotela z pilotem w ręku ciężko tego dokonać. Wiem to po sobie. 
Więc zanim:

- wszyscy umrzemy
- zostaniemy "zaczipowani" 
- zatruci, wszak degradacja środowiska ponoć jest wielka na świecie
- zanim wynajdę w sobie wszystkie choroby, te prawdziwe i wyimaginowane... 

(niepotrzebne skreślić)

- upiekę szarlotkę dla bliskich,
- zrobię zakupy sąsiadce,
- pójdę na manifę (jeśli mam potrzebę wyrażenia swoich emocji)
- przeczytam/ napiszę książkę,
- pomaluję ścianę,
- opracuję kolejny kurs online,
- stworzę grupę wsparcia,
- pojadę jako wolontariusz do Afryki lub na Ukrainę,
- napiszę petycję,
- itp...

(potrzebne podkreślić)  

Tylko proszę, nie wkładaj mi w usta słów, których nie wypowiedziałam. Nie nawołuję do tego, by być biernym. Zbawiaj kawałek swego świata, na który masz wpływ, ale zaakceptuj to co już się potłukło. Spójrz prawdzie w oczy. Niestety nie masz takich super mocy, by zmienić niezmienialne. 

SHOUGANAI. Żałuję tylu pięknych rzeczy w moim życiu, które odeszły, ale nie będę się żywić tą mentalną stratą do końca mego życia, które Bóg raczy wiedzieć, kiedy będzie miało kres. 

Taki oto niezamierzenie moralizatorski tekst wyszedł mi o 7.54 spod mego pióra (klawiszy klawiatury)
Swoją drogą kocham jesień i ci z Was, którzy są tu ze mną od początku o tym wiedzą. Jesienią rozsadza mnie energia i robota pali mi się w rękach bez względu na okoliczności zewnętrzne. Taki mój prywatny Nowy Rok. 

Komentarze

  1. Och ! Jak cudownie !!!! Moc energii wypływa z tych słów ! Nie wiem... może trochę tego potrzebowałam ? Tak naprawdę potrzebowałam wsparcia i to pomogło, a przynajmniej w pewnym stopniu zrekompensowało tę potrzebę. Poza tym muszę przyznać się, że też kocham jesień. Wtedy jest pięknie i inspirująco, i chce się latać ( cokolwiek to znaczy ) . Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki energetyczny komentarz, wart najpiękniejszej jesieni! Dziękuję i pozdrawiam. Wspierajmy się w tym dziwnym świecie. Razem, choćby tylko wirtualnie łatwiej stawić czoło smutkom! :)

      Usuń
  2. Nie zmieniaj świata, zmień siebie :-)
    Tak sobie pomyślałam czytając tekst

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz racje najważniejsze to zaakceptować nową sytuację :))jesień też lubie ale słoneczną i kolorową,chociaż kiedy jest deszczowo i ciemno fajnie posiedzieć przy świecach:)))Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reniu, masz tyle barwnych strojów, że niestraszna Ci nawet najbardziej smutna jesień, ściskam z całych sił!

      Usuń
  4. Cieszę się bardzo Agnieszko że napisałaś ten tekst.
    Myślę podobnie jak Ty, ale Twoje potwierdzenie czy też wsparcie jest dla mnie bardzo ważne....
    Cieszę się bardzo, że udało nam się spotkać kilka razy /Tarabuko, Kazimierz Dolny, kawiarnia na Marszałkowskiej a przedtem jeszcze kawiarnia przy Pl. Unii Lubelskiej/.
    Pamiętasz? Bo ja doskonale...
    Przytulam Cię serdecznie - niegroźnie bo na bardzo dużą odległośc...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj droga Stokrotko! Naturalnie, że pamiętam każde z naszych spotkań w tych pięknych czasach, gdy przytulenie kogoś było wyrazem ciepła, życzliwości, a nie wydaniem wyroku. Dlatego też serdecznie Cię przytulam. W realu też przytulam ludzi, którzy tego pragną, :) a tych, którzy się boją - szanuję ich życzenia i rozumiem obawy. Staram się dodawać im otuchy uśmiechem. Ja sama jestem trochę dziwna, wiem :) Moje elementarne poczucie wolności nakazuje mi kontynuować społeczne zachowania wypracowane przez ludzkość; bez nich umrę - nawet bez pandemii... Bo każdy dziki ptak woli niepewne życie na wolności, niż opływanie w dostatek i bezpieczeństwo w złotej klatce. Mam nadzieję do zobaczenia kiedyś, jak to szaleństwo się uspokoi. ściskam!

      Usuń
  5. Nie przepadam za jesienią z jednego powodu: w te deszczowe wietrzne dni trudno mi jest pójść na rower. Te słoneczne są za to wyjątkowo fotogeniczne, chodzę więc z aparatem i chętnie upamiętniam te najładniejsze widoki. :)
    Co do podejścia - w naturalny sposób właśnie takie wyewoluowało we mnie po pewnym czasie obserwacji rozwoju sytuacji na świecie.
    I tego się trzymam.
    Może i mnie uda się wreszcie coś napisać mimo pracy, pracy i jeszcze raz pracy.
    Pozdrowienia i uściski
    IW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę zatem słonecznej jesieni, by ten rower miał pole do popisu :) :) :) ściskam!

      Usuń
  6. Zaakceptowałam w pewnym sensie stan rzeczy i nieźle sobie daję radę.
    Ale to japońskie słowo przyda mi się na przyszłość.
    Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja się ciągle uczę SHOUGANAI :) Zdecydowanie wszystko za bardzo przeżywam, i za bardzo biorę do siebie. Czas to zmienić. To moje jesienne postanowienie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, o czym mówisz :) to proces, ja też jeszcze nie opanowałam tej sztuki na 100%, ale ważne, że jesteśmy na dobrej drodze i...że możemy się w niej wspierać, choćby wirtualnie. Dzięki za odwiedziny!

      Usuń
  8. Witaj, bardzo ciekawe, że szukając fajnych blogów- znalazłam Twój. Ostatnio robię wszystko tak, jak opisałaś. Przestałam się zamartwiać wszystkim co mnie otacza, żyję w teraźniejszości i cieszę się chwilą. Pozdrawiam jesiennie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest mi przemiło, że do mnie wpadłaś. :) Moj blog leżał odłogiem kilka lat, ale postanowiłam go reaktywować. Tyle mam dobrych wspomnien z najlepszych lat blogowania. Tak, ze się cieszę z Twojej obecności i zaraz tez spróbuję odnaleźć Ciebie w sieci. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się, że powinniśmy pogodzić się z tym na co nie mamy wpływu. Jednak wiem po sobie, że trudno jest wykrzesać z siebie optymizm, gdy tracimy przez pandemię lub tylko chorobę współistniejącą kogoś bliskiego lub pracę i nie ma widoków na znalezienie nowej. By móc zrobić którykolwiek z tych małych kroczków, o których piszesz trzeba mieć w sobie dużo siły przede wszystkim psychicznej, a jesień nie każdemu jej dostarcza. Pozdrawiam serdecznie i życzę zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem o czym mówisz... Przy pierwszej fali pandemii z dnia na dzień zostaliśmy bez środków do życia, wiele lęków egzystencjonalnych, w tym największy, o rodziców, których życie, zwłaszcza taty, wisiało na włosku, a my nie mogliśmy nic zrobić... Ani nawet być blisko... Każdego dnia nie mogłam zasnąć nocą, a ranki... lepiej nie mówić. Każdy poranny telefon, czy sms wyrywał serce z klatki piersiowej i paraliżował strachem. Tak, wtedy najtrudniej... Tym bardziej wtedy, trzeba zmuszać się nadludzkim wysiłkiem, by nie skupiać się na tym co się wydarzyło, ale by projektować swoje życie na najbliższy dzień, kilka godzin do przodu... Bo inaczej już nikomu nie pomożemy, łącznie z sobą. życzę bardzo dużo mocy, siły, wytrwałości moja droga. Zdaję sobie sprawę, jak ciężki to dla nas wszystkich czas... Trzymajmy się razem, choćby wirtualnie, niedługo zapewne - tylko wirtualnie... Niech moc, nadzieja nas nie opuszcza, ona pozwalała ludziom przetrwać obozy, okopy. Ja ją, nadzieję, tracę każdego dnia, gdy jest źle, wymyka mi się z rąk, ale z uporem maniaka, schylam się po nią, jak po opuszczoną piłeczkę i znów biorę ją w dłonie i ściskam mocno. Bo tylko, choć jest taka niestabilna, mam ją, gdy wszystko wokół staje na głowie. Przytulam!

      Usuń

Prześlij komentarz

Witam w moim świecie LA VIOLETTE. Mój blog nie ma aspiracji politycznych, społecznych, ani żadnych innych. Moja przestrzeń jest otwarta dla wszystkich, którzy kochają życie w każdym jego przejawie bez względu na poglądy i wszelkie inne kryteria. To strefa dobrej energii w sieci i dbam o to by tak zostało.

Będzie mi miło, jeśli zostaniesz na dłużej.
agaa2086@gmail.com

Popularne posty