Obserwatorzy

Za mną – człowiek!


Spotkałam człowieka jak to w podróży bywa. W drodze nawiązuje się niezobowiązujące pogawędki by czas szybciej minął. „Mój” człowiek powiedział, że wszystko co w życiu osiągnął, kim jest – zawdzięcza tylko i wyłącznie sobie. Ciężko pracował bez taryfy ulgowej. Opowiedział mi swoją historię. I tak: gdy skończył trzynaście lat, przyuczał go do fachu pewien właściciel niewielkiego zakładu mechanicznego. Mógł tam przychodzić po lekcjach i w międzyczasie wypić kubek gorącego kakao i zjeść kanapkę bo w domu się nie przelewało. Potem zabierał się do pracy, podczas gdy jego koledzy kopali piłę na boisku, albo szli z dziewczynami do kina. Ciotka widząc jego zapał i smykałkę do samochodów, opłaciła mu dalszą naukę.
Ktoś tam jeszcze coś tam pchnął do przodu. Znajomy pomógł załatwić koncesję i pożyczył pieniądze na otwarcie własnego pierwszego biznesu. Musiał ciężko pracować by spłacić długi, zanim zaczął zarabiać na czysto. Ale się udało, dzięki własnej wytrwałości. Dziś jest bogaty i spełniony...
Pod koniec naszej podróży zgodnie uzmysłowiliśmy sobie, że jakkolwiek sukces jest naszym wypracowanym dzieckiem, to hmmm... stoją za nim w jakimś stopniu inni ludzie. Bardziej lub mniej świadomie pomagający nam w drodze do celu...

Choćbyś nie wiem jak ciężko pracował na swój sukces, zawsze był ktoś, kto Ci pomógł w życiu go osiągnąć. Nie żyjesz samotnie na Księżycu. 


Za mną zawsze Człowiek!

Zginęłabym bez ludzi. Ci, co mnie znają, wiedzą, że te słowa w  ustach kogoś takiego jak ja nabierają szczególnego znaczenia. 


Moje wyprawy samolotem do Polski. Za każdym razem są próbą przeżycia w gąszczu złowrogich uwarunkowań. Często zanim przebrnę przez kontrolę celną zdążę dwukrotnie zgubić dokumenty, pobłądzić, zawieruszyć portfel. A jednak... ciągle kocham latać! Czuć tę jedność z przypadkowymi ludźmi na pokładzie, mieć świadomość ciężaru metalowego ptaka podrywającego z lekkością swój nabrzmiały żelastwem brzuch do góry, radować się gdy dotknie ponownie płyty lotniska podskakując na nierównościach. Moje podróżnicze rytuały, z których cieszę się jak głupia. 

Stoję sobie na szaroburej klatce schodowej czekając aż nas wpuszczą do boeinga. Dzwoni mój nieoceniony Anioł Stróż:
"Zapomniałem Ci powiedzieć. Z prawej strony, w górnym rogu na bilecie masz numer siedzenia. 4A, pamiętaj, wchodzisz pierwszym wejściem, miejsce po prawej, przy oknie. Po prawej stronie, przy oknie." - powtarza. Tak, mój mąż pamięta o tym, o czym ja nigdy. Uspokajam go, że przecież nie jestem dzieckiem i... siadam dokładnie po przeciwnej stronie: owszem, przy oknie, ale po lewej. Gdy sobie to uzmysławiam nie szczędzę sobie epitetów: filmowa Alutka, debil, blondyneczka... i odliczając 1-2-3 (torba podręczna, torebka, laptop) "przerzucam się" wraz z tobołkami na przypisane mi miejsce. Uff! Udało się. Dzwonię jeszcze do męża: "Co ja bym bez Ciebie zrobiła?" - mówię ciepło. "A co ja bym bez Ciebie zrobił?"- odpowiada pytaniem.- "Uzupełniamy się" 

Włączam telefon na tryb samolotowy, głęboki oddech i wreszcie luzik. 
Przymykam oczy, odpływam.

"Uwaga, uwaga! Poszukujemy pani Agnieszki Korzeniewskiej. Czy pani AK jest na pokładzie?" Zadowolona, że mnie to nie dotyczy, głębiej wsuwam się w fotel. Jaka ulga, że to nie ja nie zdążyłam na samolot. Zaraz!!! 

Podrywam się, biegnąc do stewardesy potykając się o własne nogi. 
"To ja znalazłem pani kartę pokładową i dowód osobisty"- sympatyczny mężczyzna wychyla się w moją stronę ze swego fotela- "Pewnie się pani jeszcze parę razy w życiu przyda" - uśmiecha się szelmowsko.
"W pewnym sensie uratował mi pan życie!" - wznoszę z wdzięcznością oczy na faceta, a później do nieba. Jako "znaleźne" ofiarowuję mu własną książkę (Staram się zawsze mieć w podręcznej torbie jeden egzemplarz "na wszelki wypadek") Pan jest mile zaskoczony. Prosi o dedykację. 

"Panu Pawłowi na pamiątkę wspólnej, "przypadkowej" podróży Boeingiem 737 w podziękowaniu za znalezienie mego dowodu"

Za mną - człowiek... 

Z lotniska odbiera mnie Jacek. Mąż mojej przyjaciółki (nie lubię tego słowa, bo nie oddaje relacji między mną, a Ewą. Jest "oczywistą oczywistością", że jesteśmy sobie w życiu przypisane, a decyzja o tym zapadła długo wcześniej, zanim każda z nas głośnym płaczem oznajmiła swoje przyjście na ten świat) Jacek nie tylko mnie odbiera z lotniska, ale wziął dwa dni urlopu by czuwać nad moim bezpieczeństwem i gotować obiady (A gotuje świetnie!). Warszawa została postawiona w stan gotowości. Znam dalszy scenariusz. Będą przekazywać sobie mnie teraz sprawnie z rąk do rąk, połączeni jakąs tajemną zmową, abym się gdzieś po drodze nie zawieruszyła i nie zrobiła sobie krzywdy. Otoczona specjalną troską. Bo wszystko się może zdarzyć. Wzrusza mnie ta ofiarność. Jednym słowem:
Za mną - ludzie...
cdn. 





Komentarze

  1. Pewnie zdajesz sobie sprawę z tego, że jest to także opowiadanie o SZCZĘŚCIU, które Cię nie opuszcza.....?
    I niech to trwa.
    Serdeczności:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Stokrotko! Niech się toczy to szczęscie do ludzi az do końca... :)

      Usuń
  2. Też mam takiego Anioła Stróża, który o wszystkim pamięta :-).

    Nie po drodze mi z ludźmi którzy twierdzą, że wszystko zawdzięczają sobie. Za każdym sukcesem stoi człowiek, odrobina szczęścia i Ty sam
    Kiedy czytałam Twój wpis, przypomniała mi się moja historia. Po wielu latach gryzipiórka straciłam pracę. Zajęłam się sprzątaniem domów, apartamentów bogatych ludzi. Jedną z moich pracodawczyń była pani Krysia, to ona załatwiła mi pracę w przychodni. Przez trzy lata nie musiałam ciężko pracować fizycznie. Mimo, że dużo się u mnie zmieniło, w dalszym ciągu mam z nią kontakt. Dużo jej zawdzięczam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, tez tak uważam, że zawsze za wszystkimi naszymi sukcesami, nawet pośrednio, stoi człowiek:)

      Usuń
  3. To wielka radość mieć ludzi, którzy bezinteresownie pomagają.
    Ja tez tego doświadczam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wielkie szczęscie mieć takich miłych ludzi co pomagają

    OdpowiedzUsuń
  5. Agnieszko na Boga kobieto oprócz Aniołów bądź TU i TERAZ. :) chociaż ... prawa - lewa eee owies - siano eee owsiane!! :)) To ja. :)
    Czasem człowiek się spóźni czasem uwarunkowania wewnętrzne zabronią mu działać są takie że.. Czasem "Anioł" zabierze schowa do torby: - przyda się mi pomyśli. Czasem szczęście zamyśli się a JESTEM nigdy nie zginie zawsze JEST.
    Jem i czuję co jem idę i czuję że idę. Agnieszko uwielbiam latać samolotem. Ściskam Cię mocno kochana mocno z całego serca.

    OdpowiedzUsuń
  6. To takie oczywiste, a jednak nie każdy myśli o tym w ten sposób. Przecież to się zdarza na każdym kroku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiste rzeczy najtrudniej sobie uświadomić :) pozdrawiam!

      Usuń
  7. Absolutnie sie z Toba zgadzam, w kazdym slowie! Sukces sklada sie w 10% z ciezkiej pracy i talentu, a w reszcie ze szczesliwego zbiegu okolicznosci, ktory stawia na naszej drodze wlasciwych ludzi, kreuje wlasciwe okolicznosci. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja nie lubię latać, męczy mnie ta cała odprawa, to rozbieranie się na bramkach. Jeśli tylko mam wybór, wybieram auto.
    Co do znajomości samolotowych. Poznałam kiedyś pewną Polkę żyjącą w Portugalii. Opowiedziała mi w czasie tego lotu całe swoje życie. Książka jaką wzięłam do samolotu pozostała otwarta na pierwszej stronie. Nie dała mi przeczytać nawet jednego zdania. Przyznam że trochę męczące to było. Na koniec dała mi swój mail i telefon. Napisz zadzwoń odezwij się. Napisałam - cisza. Zadzwoniłam - żeby się upewnić że mail dotarł. Ależ oczywiście dotarł, dziękuję odpiszę. I tak minęły prawie dwa lata....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale się uśmiałam :) tak zdarzają się tacy towarzysze podróży, którzy traktują nas jak jednorazowy konfesjonał, zaraz po rozstaniu emocje opadają:) pewnie już kogoś innego dorwali do gadania i o nas zapomnieli :) dla mnie to zawsze studnia inspiracji do nowych wpisów:) dlatego słucham z pokorą :)

      Usuń
  9. Very special last picture.

    Greetings,
    Filip

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdyby nie ludzie, nikt z nas nie byłby tu gdzie jest :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Też tak kiedyś twierdziłem, że wszystkiego dorobię się sam, a wszystko co mam to moja zasługa. Bzdura na resorach. Pasja rodzi profesjonalizm, a ten to luksus w życiu. Za wszystkim stoją ludzie, a przypisywanie sprawstwa losowi to krótkowzroczna optyka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadza się, dlatego pisząc dedykację "przypadkowego" napisałam w cudzyslowiu :) Bardzo zgrabnie to ująłeś: "Pasja rodzi profesjonalizm, a ten to luksus w życiu. Za wszystkim stoją ludzie". Pozdrawiam!

      Usuń
  12. Masz rację, ludzie zawsze są za ludźmi i nic nie jest "tylko" naszą zasługą. Ale trochę rozumiem tego pana. Jak się widzi dookoła tyle osób, które dostają wszystko "z nieba", to chce się czymś wyróżniać ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Też sobie czasem pozwalam na to, żeby ktoś mi pomógł. Zazwyczaj jednak ja o tę pomoc nie proszę, ona przychodzi sama. Dlaczego? Nie umiem prosić. Całe moje życie jest raczej samodzielne. Może dlatego, że byłam jako dziecko nieśmiała i nie potrafiłam o pomoc prosić, nauczyłam się samodzielności takiej trochę z konieczności. Patrzę z ciekawością na ludzi, którym a to rodzice kupili mieszkanie, opłacali studia, czy pomagają ze wszystkich sił w dorosłym życiu. Czy zazdroszczę? Czasem odrobinę, a potem przychodzi refleksja, że nie byłabym dziś sobą, gdybym oglądała się na czyjąś wyciągniętą dłoń. Mimo tego chowam w sercu i podziękowaniach dobrych ludzi, którzy stanęli na mojej drodze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie umiem prosić, ale jakoś ona do mnie spływa od życzliwych ludzi. wielką sztuką jest też potrafić przyjmować pomoc, długo musiałam sie tego uczyć, ale już potrafię robić to z wdziękiem...

      Usuń
  14. Ja rozpocząłem dość wcześnie karierę w branży IT z wyboru oraz konieczności. W domu byłem krytykowany za wszystko. Każdy ruch oceniano negatywnie, niezależnie jaki by był. Miałem mieć jakikolwiek zawód, zarabiać "tysiąc czysta" i robota miała być "czysta". Potrzebowałem czasu aby wyleczyć się z pewnych przekonań. Stałem się przedsiębiorcą. Kilka razy lądowałem na deskach, wówczas rodzina mówiła "masz za swoje" chciało się być "prywociorzem". Dużo zawdzięczam tego, gdzie jestem obecnie obcym ludziom z którymi utrzymuje relacje. Uważam, że to ludzka rzecz prosić o pomoc, ale należy czynić to rozsądnie. Wśród nas są również osoby, które osiągają prywatne korzyści , a na końcu sukces z powodu braku naszej asertywności w relacjach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to wszystko delikatna materia... trzeba ufać swojje intuicji i zwracać uwage na subtelne znaki. Kto nie był ni razu "na deskach" nie doceni smaku prawdziwego zycia i wartości jaką sa ludzie na naszej drodze. Ja też korzystałam z zyczliwości (bezinteresownej) innych nludzi i staram się oddać światu co od niego dostałam, dlatego jeśli nadarza się okazja, też pomagam innym. A co do domu rodzinnego, to czesto z troski o nas, robia nam niedźwiedzią przysługę, ja do dziś nieraz słysze:"A po co ci to, nie lepiej, spokojniej, bezpieczniej, bez ryzyka..." A ja... chce robić to co kocham:) Pozdraiwiam i dzięki za te wnikliwe refleksje :)

      Usuń
  15. Drugi człoweik to dar którego tak często nie doceniamy....
    Takie podróże samolotem , pociagiem, metrem, wśród ludzi wiele uczą, wiel pokazują,,,ja ostatnio co 3 tygodnie regularnie jeżdże na Śląsk i w pociągu zawsze cos się dzieje...choćby to była tylko z boku czyjas wysłauchana rozmowa...czasmi tyle podpowiedzi mamy wokół
    Nie gub sie juz Aga, nie gub.....
    Pozdrawiam bardzo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugi człoweik to dar - święte slowa! teraz rzadziej jeżdżę pociągiem, zazdroszczę Ci tych podróży, skarbnica obserwacji :) uwielbiam sluchać, rozmawiać, obserwować... :)

      Usuń
  16. Zazdroszczę tej miłości do latania :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Człowiek to nie jest samotna wyspa- każdy jest od kogoś zależny, każdy komuś jest potrzebny. Oczywiste jest, ze to my musimy zapoczątkować drogę, ale sami nią nigdy nie idziemy. NIGDY!

    OdpowiedzUsuń
  18. myślę, że to jednak dotyczy pozytywnych ludzi, ci drudzy maja gorzej :)
    p.s. ja podczas podróży samolotem jestem tak spięta, żeby nie powiedzieć "skichana" ze strachu, że takie widoki (miasto nocą, czy góry, ocean za dnia tylko na moment pozwalają mi cieszyć się chwilą, poza tym chciałaby, żeby mnie tu jednak nie było :)
    całuski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy raz byłam spięta i to jak, akurat dzień wcześniej oglądałam program o katastrofach lotniczych, a tu siedzę i przez okno widzę skrzydło samolotu jak jakies tam blaszki mu się machają. pomodliłam się do swego Anioła stróża, wychyliłam duszkiem zamówione wino i... usnełam :)

      Usuń
  19. Mam świadomość tego, że nic dla mnie bez ludzi, a jednocześnie mam wrażenie, że ja nie stoję za nikim.
    A ja nie lubię słowa 'mąż' - brak w nim jakiegokolwiek ciepła. Podobnie jak w 'żonie'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Podobnie beznamiętnie, a dla mnie wręcz wulgarnie brzmi slowo: teściowa:) może dlatego, że mam fajną teściową i jakoś mi się kłóci jej wizerunek z tym dziwacznym nazwaniem:)

      Usuń
  20. Nie ma większego szczęścia jak spotykać na swojej drodze dobrych ludzi:))))Pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń
  21. Zgadzam się z Renią, to wielkie szczęście...buziaki...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Witam w moim świecie LA VIOLETTE. Mój blog nie ma aspiracji politycznych, społecznych, ani żadnych innych. Moja przestrzeń jest otwarta dla wszystkich, którzy kochają życie w każdym jego przejawie bez względu na poglądy i wszelkie inne kryteria. To strefa dobrej energii w sieci i dbam o to by tak zostało.

Będzie mi miło, jeśli zostaniesz na dłużej.
agaa2086@gmail.com

Popularne posty