Buty niosły same nie trzymały mnie nawet szalone sznurówki
"Ze słabości mojej rozliczysz mnie panie
z błądzeń moich i tych dróg na skróty
buty niosły same nie trzymały mnie
nawet szalone sznurówki
z wszystkich grzechów rozliczysz mnie panie
na wieki wieków amen"
Tta piosenka przyszła mi bezwiednie na myśl, gdy tylko spojrzałam na zrobione przeze mnie zdjęcie moich kaczeńcowych butów :) właściwie bez związku... ale to taki post bez związku, pare minut po północy. :)
Kobiety bywają bardzo roztargnione, a niektóre jeszcze bardziej. Dziś po południu pewna myśl przeszyła nagle mój umysł jak błyskawica. A bylo to w momencie, gdy wybierałam się połazić trochę po mieście. Przecież zaprosilismy dziś na obiad naszego wieloletniego przyjaciela i zarazem kuzyna, ktory przyjechał do Belgii poracować - w czasie wolnym od pracy w Polsce. Jestem koszmarna! Jak mogłam o tym tak po prostu zapomnieć! Niewybaczalne! Na szczęście ( skromnie mówiąc) jestem mistrzynią improwizacji. A więc w dwie godzinki wszystko było gotowe, zakupy, obiad ( pyszne poledwiczki i kurczaczki). Deser oczywiście, bo bez deseru nie ma obiadu, schładzał sie w lodówce, a polska wódka (a jakże!) w zamrażarce. A ja jeszcze zdążyłam na malutką sesję do parku (łaskawie wylazło słońce i zrobiło się naprawdę wiosennie), której autorem był mój syn.
Generalnie w moim życiu dużo marzę, niewiele planuję, dużo improwizuję. Dlaczego? Bo wiem, że życie to figlarz, w dodatku złośliwy. Znasz to uczucie, gdy twoje plany niweczy niezapowiedziane tsunami, gdy jakaś ręka zatrzymuje cię krok nad przepaścią, gdy twoje życie niemalże legło w gruzach. Stop klatka. I zmienia się optyka. Inaczej juz patrzysz na wszystko. No wiesz o co mi chodzi: " Pan widzi krzesło, ławkę, stół, a ja - rozdarte drzewo". Pieknie ujęła to Osiecka.
Dlatego improwizuję. Również czasami przyjęcia, gdy organizacja mnie zawodzi. Świetnie w tym momencie wpisuję się w mentalność Belgów. Może nie do końca chodzi o improwizację posiłków, ale przygotowywanie ich bez stresów, wręcz wspólne gotowanie. Pamiętam z dzieciństwa, że honorem każdej gospodyni było przygotowanie wszystkiego i zapięcie na ostatni guzik przed przyjściem gości. Prawie równolegle z ich pojawieniem się na stół wparowywały gorące dania. Pamiętam jak się sprężałam z mamą w kuchni by wszystko wypadło jak należy. A gdy później po latach przyjęchałam do Belgii...
Z uśmiechem wspominam jedną z pierwszych "imprez" u belgijskich znajomych. Na luzie, bezstresowo, delektowanie się malutkimi przystawkami i dobrym, naprawde dobrym winem, i rozmowy, rozmowy, rozmowy... Gdy straciliśmy już nadzieję na goracy posiłek, gospodyni zaczęła przy nas przygotowywać sos do sałaty i wstawiać soczyste mięso do piekarnika.
Belgowie uwielbiają smakować, celebrować, napawać się spotkaniami z bliskimi. To swoiste misterium. Ono musi trwać. Jedzenia w dzisiejszych czasach nie brakuje w naszych domach, przynajmniej pod naszą szerokością geograficzną, a spotkania ze znajomymi, na które czeka się z utęsknieniem, są limitowane. Dlatego to cały ceremoniał: budowanie napięcia, smakowanie każdym zmysłem, poskramianie ochoty, aż do momentu spełnienia. Takie ukochanie życia. :)
Spódnica - Dod, buty - Inno, bluzka - Esprit, torba - Cameleon
Mąż smieje się, że wyglądam w tych zamszowych botkach jak kurczak, ale ja po prostu jestem wiedźmą zaklinającą słońce by zostało już z nami. Ten skwerek jest jednym z wielu, obok ktorych przejeżdżam prawie codziennie od wielu lat, a nie przeczuwałam jego istnienia. Czasami syn zdradza mi takie sekrety. Pewnie chodzą tu na wagary :) Spełnia wszystkie kryteria idealnego azylu dla wagarowiczów: jest tu bardzo przyjemnie, dyskretnie i niedaleko szkoły.
Wyżej: Dwie smętne kapki dżdżu...
Poniżej: Pan Drzewiec " Gumowe ucho"
a oni swoim kamiennym życiem pochłonięci nie zwracaja uwagi na resztę świata.
z błądzeń moich i tych dróg na skróty
buty niosły same nie trzymały mnie
nawet szalone sznurówki
z wszystkich grzechów rozliczysz mnie panie
na wieki wieków amen"
Tta piosenka przyszła mi bezwiednie na myśl, gdy tylko spojrzałam na zrobione przeze mnie zdjęcie moich kaczeńcowych butów :) właściwie bez związku... ale to taki post bez związku, pare minut po północy. :)
Kobiety bywają bardzo roztargnione, a niektóre jeszcze bardziej. Dziś po południu pewna myśl przeszyła nagle mój umysł jak błyskawica. A bylo to w momencie, gdy wybierałam się połazić trochę po mieście. Przecież zaprosilismy dziś na obiad naszego wieloletniego przyjaciela i zarazem kuzyna, ktory przyjechał do Belgii poracować - w czasie wolnym od pracy w Polsce. Jestem koszmarna! Jak mogłam o tym tak po prostu zapomnieć! Niewybaczalne! Na szczęście ( skromnie mówiąc) jestem mistrzynią improwizacji. A więc w dwie godzinki wszystko było gotowe, zakupy, obiad ( pyszne poledwiczki i kurczaczki). Deser oczywiście, bo bez deseru nie ma obiadu, schładzał sie w lodówce, a polska wódka (a jakże!) w zamrażarce. A ja jeszcze zdążyłam na malutką sesję do parku (łaskawie wylazło słońce i zrobiło się naprawdę wiosennie), której autorem był mój syn.
Generalnie w moim życiu dużo marzę, niewiele planuję, dużo improwizuję. Dlaczego? Bo wiem, że życie to figlarz, w dodatku złośliwy. Znasz to uczucie, gdy twoje plany niweczy niezapowiedziane tsunami, gdy jakaś ręka zatrzymuje cię krok nad przepaścią, gdy twoje życie niemalże legło w gruzach. Stop klatka. I zmienia się optyka. Inaczej juz patrzysz na wszystko. No wiesz o co mi chodzi: " Pan widzi krzesło, ławkę, stół, a ja - rozdarte drzewo". Pieknie ujęła to Osiecka.
Dlatego improwizuję. Również czasami przyjęcia, gdy organizacja mnie zawodzi. Świetnie w tym momencie wpisuję się w mentalność Belgów. Może nie do końca chodzi o improwizację posiłków, ale przygotowywanie ich bez stresów, wręcz wspólne gotowanie. Pamiętam z dzieciństwa, że honorem każdej gospodyni było przygotowanie wszystkiego i zapięcie na ostatni guzik przed przyjściem gości. Prawie równolegle z ich pojawieniem się na stół wparowywały gorące dania. Pamiętam jak się sprężałam z mamą w kuchni by wszystko wypadło jak należy. A gdy później po latach przyjęchałam do Belgii...
Z uśmiechem wspominam jedną z pierwszych "imprez" u belgijskich znajomych. Na luzie, bezstresowo, delektowanie się malutkimi przystawkami i dobrym, naprawde dobrym winem, i rozmowy, rozmowy, rozmowy... Gdy straciliśmy już nadzieję na goracy posiłek, gospodyni zaczęła przy nas przygotowywać sos do sałaty i wstawiać soczyste mięso do piekarnika.
Belgowie uwielbiają smakować, celebrować, napawać się spotkaniami z bliskimi. To swoiste misterium. Ono musi trwać. Jedzenia w dzisiejszych czasach nie brakuje w naszych domach, przynajmniej pod naszą szerokością geograficzną, a spotkania ze znajomymi, na które czeka się z utęsknieniem, są limitowane. Dlatego to cały ceremoniał: budowanie napięcia, smakowanie każdym zmysłem, poskramianie ochoty, aż do momentu spełnienia. Takie ukochanie życia. :)
Spódnica - Dod, buty - Inno, bluzka - Esprit, torba - Cameleon
Mąż smieje się, że wyglądam w tych zamszowych botkach jak kurczak, ale ja po prostu jestem wiedźmą zaklinającą słońce by zostało już z nami. Ten skwerek jest jednym z wielu, obok ktorych przejeżdżam prawie codziennie od wielu lat, a nie przeczuwałam jego istnienia. Czasami syn zdradza mi takie sekrety. Pewnie chodzą tu na wagary :) Spełnia wszystkie kryteria idealnego azylu dla wagarowiczów: jest tu bardzo przyjemnie, dyskretnie i niedaleko szkoły.
Wyżej: Dwie smętne kapki dżdżu...
Poniżej: Pan Drzewiec " Gumowe ucho"
a oni swoim kamiennym życiem pochłonięci nie zwracaja uwagi na resztę świata.
Nie wiem, czy jestem pierwsza dzisiaj. Ale jesli tak to poproszę o fanfary na moją cześć!!!
OdpowiedzUsuńBardzo smakowita jest pierwsza część Twojego tekstu.
A druga część - bardo malownicza i nią też "napasłam sobie oczy".
Pozdrowionka najserdeczniejsze.
Ogłaszam cię Jadziu niekwestionowaną królową niedzielnego poranka! zyczę miłej niedzieli, u mnie też wyłazi słoneczko zza chmur, może nie bedzie padało :)
Usuń" dużo marzę, niewiele planuję, dużo improwizuję"- masz zatem we mnie bratnią duszę. Poza tym uwielbiam żółty, a botki chętnie bym kupiła( jeśli takowe wpadną w moje ręce).
OdpowiedzUsuńZdjęcia fantastyczne, mam bzika na punkcie zdjęć...Pozdrawiam, u nas wyszło rankiem słoneczko, warto było wstać wcześnie...
to tak jak ja! dzięki i do zobaczyska na twoim blogu :)
UsuńW końcu kolejna stylizacja ;-);fajne buty i spódniczka;cudne zdjęcie od tyłu--szkoda;że podobnego nie zrobiłaś od przodu z twarzą.
OdpowiedzUsuńZ tym życiem to racja - nie lubię dopinać nawet w myślach wszystkiego na ostatni guzik, bo wówczas mogę być PEWNA, że zdarzy się scenariusz, którego bym sobie nie życzyła, nie przewidziała.
OdpowiedzUsuńAle spianm się, by zdążyć z żarełkiem zanim przyjdą goście ;))
P.S. Piękne słowa piosenki :)
I ja kiedyś urządzałam takie przyjęcia, gdzie spędzałam cały dzień w kuchni szykując 100 dań, a potem nie mogłam juz ze zmęczenia cieszyć się gośćmi...
OdpowiedzUsuńWyglądasz super, skwerek rewelacja! Podoba mi się ta kamienna rzeźba z pieskiem.
Ja odwrotnie: uwielbiam planować, kiedyś nawet smutno zauważyłam, że nie mam marzeń- mam cele i plany.
OdpowiedzUsuńOczywiście nie trzymam się ich kurczowo, są bardzo elastyczne, ale samo planowanie sprawia mi dużo frajdy:).
Viosenko, O to jesteś jak mój mąż! Ja to się śmieję, ze dobrze, że choć jedna osoba w rodzinie ma głowę na karku i trzeźwo stapa po ziemi, chociaż i jemu zdarzają się małe szaleństwa :) za to ja jestem mistrzynią w kwestji "czucia" - intuicji: czyli on: szkiełkiem i okiem, a ja: sercem :) Taki z nas dobrany tantem. Miłego dnia wszystkim i wielkie dzieki!
UsuńJaka urocza sesja. Podpisuję się pod tym nie-spinaniem, zauważyłam zresztą, ze Skandynawowie również mają takie wyluzowane podejście - kiedyś znajomi Finowie zaprosili mnie na kolację, usadzili w kuchni przy stole, podali drinka i... deskę i nóż do krojenia, śmiejac sie, ze potem mogę opowiadać wszystkim, ze swoim gościom każą robic sałatkę :) Gospodyni tez wstawiała przy mnie kolację do piekarnika, dzieci kręciły sie po kuchni, fajny klimat. Inny znajomy Fin miał zwyczaj zapraszać na niedzielne wypaśne śniadania, gdzie też smażył na bieżąco gofry i naleśniki. Ja nie każę gościom robic sałatek ;) ale też nie spinam się, żeby zdążyć ze wszystkim.
OdpowiedzUsuńJa dokładnie jak ty! sama przygotowuję, ale zupełnie na luzie, jak cos nie wychodzi - improwizuję bez spinania i jest fajnie, najważniejsza jest atmosfera, i mimo, że daleko mi do idealnej gospodyni, to paradoksalnie - od nas goście najpóźniej wychodzą, zdazyły mi się nawet smsy z przeprosinami, że są zażenowani, ale nie wiedzą w czym tkwi sekret, ze zupelnie traca u nas poczucie czasu :) ale to chyba komplement dla gospodyni, prawda? zwłaszczaj takiej, która z gotowaniem jest troszkę na bakier. Na codzień to szwagier zazwyczaj gotuje, ja jestem od zadań specjalnych i od tworzenia nastroju :) a to juz bardzo lubię i lubię ludzi!
UsuńBo do gotowania trzeba podchodzić z sercem, ale na luzie i w dobrym nastroju - tak jak do wszelkiej twórczości. Gdzieś się spotkałam ze stwierdzeniem, że jedzenie przygotowane przez osobę, która sie do tego zmusza z poczucia obowiazku, to jak trucizna. Moim zdaniem za mocno, ale coś w tym jest, zauwazyłam, że ile razy robie obiad na zasadzie "o rany, nie chce mi sie jak cholera, ale musze", to wychodzi w najlepszym razie zjadliwy, ale lepiej zjeść i zapomnieć :) A jak robię coś bez spiny, wychodzi najlepiej, chociaż tez nie uważam sie za mistrzynię rondla ;) ale lubię improwizować.
Usuńdokladnie tak samo uwazam:) mysle, ze razem moglybysmy poimprowizowac na takiej imprezce i jestem pewna, ze byloby milo :) pozdrawiam!
UsuńO widzisz nie miałam pojęcia o twoim drugim blogu .... Zagoszczę i tutaj i w chwili wytchnienia poczytam ... O Brukseli , Gotfrydzie ;) ( wreszcie wiem czemu w LUX jest Bulion " jak Polacy nazywają Płac Boulliona ;)
OdpowiedzUsuńAle teraz biegnie gonić życie !
to zapraszam serdecznie w moje skromne progi :)
UsuńTak, ja też zuważyłam, że z planami mi nie po drodze. Im większa improwizacja, tym więcej szczęścia i luzu. Jak u dzieci. One nie planują, a żyją, czerpią z tego życia, co chcą. Spinanie się i ustalanie taktyki, życie od - do, to tak jak ciągłe chodzenie tą samą drogą, choć pod nosem są inne, piekniejsze. Albo noszenie tej samej fryzury przez cały żywot.
OdpowiedzUsuńooo, własnie tak jak mówisz!
UsuńJa też jakoś z planowaniem na bakier, zdecydowanie wole iść na żywioł ;D Buty są świetne! Lubie taki fason. Buziaki ;*
OdpowiedzUsuńPewne sprawy trzeba zaplanowac, ale to co najlepsze w zyciu zawsze zjawia sie niespodziewanie, niezaplanowane...
OdpowiedzUsuńA buty piekne!
Serdecznosci
Judyta
a pamiętam Judytko twoj cudny post o butach. On jest tutaj, jakby kto chciał przeczytać : http://lavieestbelleijatez.blogspot.be/2013/05/o-butach.html
Usuńpozdrówka :)
Lubię improwizować. Zwłaszcza w temacie wakacji. Wstępnie planuję obszar zainteresowań, a później... pakujemy auto i jedziemy w ciemno. Wszystko decyduje się na miejscu. Czasem jest to bezzębny uśmiech właściciela kwatery, innym razem szklaneczka rakiji, a bywa, że dekolt gospodyni. Czasem jest tak, że rodzina nie wie gdzie jedziemy, tak np. było w 2009 roku. Zapakowaliśmy się na Mazury, żona z synem zaraz usnęli w samochodzie, a gdy rano się obudzili, staliśmy nad brzegiem Balatonu.
OdpowiedzUsuńJestem tak jedną wielka niespodzianka dla mego męża, że innych już w swoim zyciu nie zniósłby. Jesteśmy tak bardzo różni, ze czasami zastanawiam się jak to mozliwe, że tyle lat jestesmy razem! On - hiper - super zorganizowany, wszystko ma zaplanowane od A do Z. Ja: jedna wielka improwizacja i często chadzam tylko sobie znane ścieżkami. Co jest tajemnica tego związku? Myslę, że samo uczucie tu by nie wystarczyło. Musi byc potężne zaufanie i wspolne zyciowe priorytety. Pozdrówka :) a co z psem jak wyjeżdżacie na wakacje?
UsuńPosłużę się Twoim cytatem:
OdpowiedzUsuńGeneralnie w moim życiu dużo marzę, niewiele planuję, dużo improwizuję. Dlaczego? Bo wiem, że życie to figlarz, w dodatku złośliwy. Znasz to uczucie, gdy twoje plany niweczy niezapowiedziane tsunami, gdy jakaś ręka zatrzymuje cię krok nad przepaścią, gdy twoje życie niemalże legło w gruzach. Stop klatka. I zmienia się optyka. Inaczej juz patrzysz na wszystko
cóż...ja zaś mam jak Towarzyszy z minionego systemu-jestem mały krok od przepaści i robię wszystko aby go uczynić...
Z planowaniem jest też angielskie określenie-na ichniejsze pytanie "jak tam sytuacja?" odpowiadają SNAF;czyli:
Situation;
Normal;
All;
Fucked Up...
nie slyszalam tego powiedzenia :)
UsuńJa przestałam planować już jakiś czas temu bo a) albo plan przegrywał z czasem co mnie irytowało, b) nagle okazał się beznadziejny, c) pojawiała się przeszkoda itp... teraz marzę, wymyślam co i jak bym chciała zrobić, mieć i staram się to przyciągać myślami do siebie tylko to co dobre... Dłuuuugo mi się w życiu ślizgało, oj długo, nawarzyłam piwka a teraz się wylało i muszę sprzątać....ale marzę nadal :) Buziaczki
OdpowiedzUsuńNie ma chyba osoby, której by si emleko w zyciu nie rozlalo! Najważniejsze to być konsekwentnym i po sobie posprzatać :) a tobie to na pewno się uda, bo wyglada na to, że masz bardzo pozytywny stosunek do zycia i ...marzenia!:)
UsuńBardzo fajne podejście do gotowania! Polskie gospodynie dwoją się i troją, zwykle jeszcze zgodnie z tradycją "zastaw się a postaw się", a później nie mają sił zjeść z gośćmi. To, że Belgowie uwielbiają jeść, miałam okazję zauważyć. Zjedliśmy obfite śniadanie z grupami kolonijnymi, wyruszyliśmy w góry i już za godzinę jedliśmy drugie śniadanie! Nie wspominając o tym, ile rzeczywiście trwa ich celebrowanie posiłków...
OdpowiedzUsuńŚwietna notka. Super zdjęcia! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
+ Zapraszam na nasze blogi :)
"Każdy czasem potrzebuje rozpuścić myśli nie tylko w słowach."
Bardzo spodobały mi się kaczeńcowe buty. Wpadłam na chwilę i zostaje:)) W kwestii planowania też różnimy się z mężem, on-totalny improwizator, ja lubię wiedzieć na czym stoję, choć niespodzianki uwielbiam;) A w życiu obydwoje chodzimy swoimi ścieżkami. Tak, ważne jest zaufanie i życiowe priorytety, jak napisałaś powyżej. A Polka potrafi:)) Nawet zupę z gwoździa;) Pozdrawiam.G.
OdpowiedzUsuńJaki miły wpis, dziękuję! rzeczywiście, Polka potrafi! :) dziękuję i pozdrawiam
UsuńJa chyba z lekką rezerwą podchodzę do improwizacji. Jeśli już znajdę się w takiej sytuacji, to na początku wpadam w panikę i stresuję się okrótnie -:), z reguły wszystko się zazwyczaj udaje ale później czuję jakby zeszło ze mnie powietrze -:))))
OdpowiedzUsuńFajne te buty, a charakterem
OdpowiedzUsuńPozsdrawiam
Jak i ch wlascicielka ;) pozdrawiam, Antoni!
UsuńImprowizacja czasami ratuje w trudnych sytuacjach.
OdpowiedzUsuńAga. mnie podobają się Twoje buciki.
Na lekkie wspomnienie! Mysle sobie, cos Ela sie gdzies zawieruszyla, po pracy musze sprawdzic co tam z nia /° a tu prosze! dzieki :)
UsuńSyn zrobił przepiękne zdjęcia. Ja tez jestem mistrzem improwizacji.Buty masz świetne i pewnie bardzo wygodne,serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńhttp://balakier-style.blogspot.com/
Ja czasem planuję ale zawsze z małą rezerwą bo jak napisałaś życie to figlarz:)))buty super:)))ten kolor zawsze wprowadza mnie w dobry nastrój:)))Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńo żółte ciżemki. nie wiem jak wygladają ciżemki ale własnie tak je sobie wyobrażam. No a ja dopiero uczę się gotować, bo moje mamidło ma dwie lewe ręce do gotowania:(, nawet czajnik elektryczny potrafi spalić :D:D:D ale CiotkaKlotka i Babiszonek gotują swietnie,a na lato nawet idę do Ciotki na korki z gotowania :D:D:D:D pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńOj tak , tak życie potrafi płatać figle!!!!! i jest pełne niespodzianek....i chyba dlatego jest ciekawe.........Dobranoc Kochana Moja Ago .Basia
OdpowiedzUsuńKażdy z nas wie coś na ten temat, prawda? :)
UsuńTak jest zplanowaniem , zawsze coś je zmienia, czasami wszystko wali sie na głowę, buty masz świetne, świetnie wyglądasz...pozdrawiam....piekne zdjęcia...
OdpowiedzUsuńtez pozdrawiam :)
Usuńbuty - magia :) mąż się nie zna :P
OdpowiedzUsuńa planować czy marzyć?
Ktoś kiedyś powiedzial mi że jeśli chcesz rozbawic pana Boga opowiedz mu o swoich planach, często wydaje mi się że do dziś śmieje sie z moich...
teraz już pokornie czekam co przyniesie los i cieszę się tym co mam, bo los bywa przekorny...
ps. kamienna dziewczynka czy też pani z pieskiem piękna
dzięki i buziaki dla Gabrysia :)
UsuńBuciki bardzo fajne. Mam podobne i lubię ogromnie:) I sukienka super:) Aga ja też w życiu iprowizuję non stop. I uwielbiam wieczory ze znajomymi z dobrym jedzonkiem i fajną atmoserą. Jestem łasuchem i smakoszem. Lubię jeść:) Buziaki :)
OdpowiedzUsuńMajeczko, jak ci zazdroszczę, że możesz objadać się bezkarnie! :)
Usuń