Obserwatorzy

Wracam, nie wracam, kręcę się w koło.


Nie ulega wątpliwości, że żyjemy po to by wzrastać. Zmieniamy się tak jak zmienia się nasze otoczenie, co szczególnie wyraźnie odczuwa się właśnie teraz, na tle przybierającej różne barwy i stany przyrody.
Jesień...
Że też właśnie teraz...


Najpierw odezwała się jedna z moich serdecznych, wirtualnych znajomych. Wydaje się,  że znamy się latami. Wydaje się?!
Przecież tak jest w rzeczy samej. Nasze drogi biegły obok siebie , przeplatały się, by nie powiedzieć: plotły.

Pierwsze doświadczenia literackie, pierwsze szlify, radości, sukcesy i rozczarowania. Towarzyszymy sobie w tym wirtualnym życiu, przeplatanym rzeczywistością.

Właśnie tak mogę powiedzieć o wielu z Was: starzy, dobrzy znajomi z którymi znam się dobre parę lat.

Na spotkanie z innymi ciągle czekam, ale dokładnie wiem jak ono przebiegnie. Po tylu latach wspólnego blogowania, pokładów wrażliwości jakie w sobie odkryliśmy,  dokładnie wiem, co sobie powiemy.

Są osoby, które spotkałam tylko raz, a tak naprawdę -  na życie całe...

Inni odeszli na wieki  Pamiętacie Judytę?
Jak bawiła,  uczyła,  wzruszała.
Słowa, krążą jeszcze po cybercmentarzu, odbijając się głuchym echem od pustych ścian.
Życie jest zmianą ku odejściu.
Zebrało mi się na wspominki.
Ale wracając do tematu  to Róża napisała: "Żal mi trochę twego dawnego bloga"

Pomyślałam, że chyba nie żałuję.
Życie jest wieczną zmianą.  To był piękny czas, który mnie ukształtował. A później zmienił. I nie oceniam w kategoriach: na lepsze, czy gorsze.
Dojrzewamy.
Wszystko się zmienia.
Pochłonęły mnie inne sprawy, inni ludzie, inny rodzaj własnej ekspresji.
Zapomniałam na chwilę,  że ciągle są jeszcze ludzie, co czytają blogi...
Szukałam środków wyrazu, eksperymentowałam z sobą samą. Dokonywałam świadomych i nieświadomych wyborów...
Przestało mi zwyczajnie brakować czasu na bloga...
Tamtego, niewinnego jak pierwszy pocałunek, momentami bardzo naiwnego...
Uśmiechnęłam się do siebie.

Wiesz Róża, otworzyłaś skrzynkę ze wspomnieniami. Wydawało mi się,  że wszystko już o Brukseli wiem, że przeszłam ją wzdłuż i wszerz, tak jak życie.
A jednak bardzo się mylę.  Poczułam,  że zapragnęłam znów Brukseli, historii, emocji...
Że jednak chyba trochę żałuję. (I kto to mówi! Twardzielka, co potrafi jednym ruchem zamknąć bez żalu porządny rozdział swego życia, nie mając cienia wątpliwości,  że tak ma być.)

Po raz kolejny mnie zainspirowałaś, Różo. Nie obiecuję,  że pójdę znów tą drogą.
Nie obiecuję nic, mam skłonność do niedotrzymywania obietnic, danych zwłaszcza sobie.

Jedno co mogę obiecać,  to to, że będę wierna własnej osobie i temu, co mi serce i ciało podpowiada.

Jak rzeka. Popłynę tam, gdzie mnie poczucie wolności poprowadzi.
Mogę kluczyć, zawracać,  bądź też być wartkim strumieniem. Zwalniać i przyśpieszać. Wypływać na oceany.

Nie wiem jak będzie jutro.
Dziś wiem, że powracam, choć nie mam pojęcia jak mnie przyjmiecie. Nie było mnie tu bardzo długo tak naprawdę.  I nawet jeśli  fizycznie wpadałam tu na chwilę,  to sercem i tak błądziłam gdzie indziej. Stawiałam czoło różnym wyzwaniom. Dziś wiem, że chcę pisać głównie dla przyjemności,  choć oczywiście nie zamierzam zaprzepaścić tego, co osiągnęłam.
Kropkę nad "i" postawiła Anula, którą pamiętam jako początkującą blogerkę, gdy pojawiła się  na moim PIERWSZYM spotkaniu autorskim w Brukseli 4 lata temu!

Spotkałyśmy się kilka dni temu , gdy obie wracałyśmy tym samym samolotem z Polski. Ona: z Targów Książki w Krakowie, ja z Konferencji Poetyckiej w Poznaniu i Pile.
Obie pełne emocji.
Miło mi było patrzeć jak cudownie to dziewczę rozkwitło. Jak daje ludziom dużo z siebie, zwłaszcza tym, którzy borykają się z problemem zaburzeń żywieniowych.  Wygooglujcie sobie jej bloga:"Wilczo głodna"

Choć nie ma w tym mojej żadnej zasługi,  jestem dumna, że jej kariera (tak można powiedzieć,  bo żyje z pasji) rodziła się na moich oczach.

Powiedziała:"piszę regularnie dla moich odbiorców.  Właśnie na lotnisku dodałam posta."
A mi zrobiło się wstyd, gdy uświadomiłam sobie jak sporadycznie piszę... Wstyd!

Postanowiłam sobie go oszczędzić i po prostu zabrać się do roboty.

I właśnie teraz wypróbowuję opcję pisania na telefonie.  Okazało się,  że byłam permanentnie zalogowana w blogerze.
Czyż  to nie znak?

Podróże kształcą,  a ludzie inspirują.
I nieważne,  że "robimy" w tej samej branży.
Jak widać dla wszystkich nas " starczy miejsca pod wielkim dachem nieba" Poeta się nie pomylił...

Czyż to nie znak?
Pozdrawiam i mam nadzieję  - do środy,  a później- do soboty...
Jak za dawnych lat...
Za czasów Śliwkowej Czapeczki i Laviolettki.
Dwa razy w tygodniu, tylko mi pomóżcie odzyskać dawną  siebie.
U mnie wiele się zmieniło.  Np. skociałam. Ale będziemy do tego wracać





Komentarze

  1. Jak za dawnych lat śliwkowej czapeczki? Super. Będę czekać i podglądać. Z przyjemnością!
    Serdeczności zasyłam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale śliczny kotowaty!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. są do adopcji, przytulaśne i mruczące :)

      Usuń
    2. Mam sztuk 8. Kilka moich i kilka "podrzutków". Ale będę mieć na uwadze gdyby ktoś chciał.

      Usuń
  3. Nic na siłę, ale jeśli nadszedł czas powrotu, to czemu nie? :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Agnieszko, piękne rozważania.
    Ciągle czekam na telefon :)
    Moc uścisków!!!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Witam w moim świecie LA VIOLETTE. Mój blog nie ma aspiracji politycznych, społecznych, ani żadnych innych. Moja przestrzeń jest otwarta dla wszystkich, którzy kochają życie w każdym jego przejawie bez względu na poglądy i wszelkie inne kryteria. To strefa dobrej energii w sieci i dbam o to by tak zostało.

Będzie mi miło, jeśli zostaniesz na dłużej.
agaa2086@gmail.com

Popularne posty