Pomiędzy tęsknotą a wieżą Grand Place.część 1
Jak to się zaczęło?
Kołysząc się w
wypełnionym po brzegi polskim autobusie, z nosem przylepionym do szyby
słuchałam mimochodem nieprawdopodobnych opowieści moich rodaków, dla których
Belgia, a dokładniej Bruksela stała się drugim domem na wiele lat. Nieraz na
całe życie. Opowieści niezbyt budujących. Nie dawałam im wiary. Moja wyobraźnia
chciała widzieć europejską stolicę wielką, na miarę Wiednia czy Paryża. Prawie
nic nie wiedziałam o tym mieście. Poza tym, że jest stolicą Unii Europejskiej,
słynie z frytek, piwa, czekoladek i ...deszczowej pogody. Mówiono, że jest
brudna i prowincjonalna...
1500 kilometrów
braku entuzjazmu i niepewności. Skonfrontować wyobrażenia z rzeczywistością...
Niestety, nie była
to miłość od pierwszego wejrzenia. Nawet nie zauroczenie. Po tym wszystkim co
słyszałam na jej temat, podchodziłam do niej z niechęcią. Ona też nie była
gościnna! Przywitała mnie przeszywającym wiatrem znad Morza Północnego. Pluła
mżawką, wciskała się chłodem w każdy zakamarek mego ciała. Bo powietrze
nasycone wilgocią daje się bardziej we znaki niż siarczysty mróz w Polsce.
Bruksela w porównaniu z innymi stolicami świata wydała mi się bardziej ubogą
krewną niż królową. Prowincjonalna stolica niewielkiego kraju udająca
metropolię. Położenie w centrum Europy było raczej dziełem przypadku, niż
świadomą jej zasługą. Drażniła mnie jej wielokulturowość. Nie mogłam połapać
się w gąszczu wielojęzycznych napisów. Mimo, że oficjalnie używa się trzech
języków, a nieoficjalnym czwartym jest angielski – nie ułatwia to życia. Konia
z rzędem temu, kto zgadnie, że Tournai i Doornik to jedna i ta sama
miejscowość, tylko w dwóch językach. W tej sytuacji podróżowanie nie jest takie
łatwe i trzeba pilnie patrzeć na znaki. Kiedyś jadąc do Leuven ( niecałe
dziesięć kilometrów od mojej miejscowości) zajechałam prawie do Luik, czyli
Liege, znacznie oddalonego... Pomyliły mi się nazwy miast. Niech się nie wydaje
oczywiste, że we flamandzkiej restauracji dostaniesz menu po francusku. I
odwrotnie. A flamandzki stóż prawa bezlitośnie będzie z tobą konwersować tylko w
swoim języku. Nawet jeśli uczyłeś się
francuskiego w szkole, to czeka cię niemiła niespodzianka w postaci lokalnej,
belgijskiej odmiany tego języka. Nie mówiąc o flamandzkim, który ma tak wiele
dialektów, że czasem mieszkańcy sąsiednich wsi z trudnością się rozumieją
nawzajem. Przyzwyczajona do polskich centrów handlowych, otwartych niemalże dniami
i nocami, już w pierwszy weekend ucałowałam symboliczną klamkę, chcąc zrobić
zakupy po dziewiętnastej. Szybko zrozumiałam, że w niedzielę też ich nie zrobię
bo tylko nieliczne, małe sklepy są otwarte. Fatalni kierowcy to następna „
atrakcja” Brukseli. Jak i zasada pierwszeństwa prawej strony. Belgia jako jeden
z ostatnich europejskich krajów wprowadziła egzaminy na prawo jazdy. Wcześniej
dostawałeś je na słowo honoru. Nieprawdopodobne lecz prawdziwe! Za to do
częstych, ulicznych stłuczek ludzie podchodzą z wiekszym dystansem, bez emocji.
To tylko samochód. Taka mała różnica w poziomie stopy życiowej.
Do tego dochodzą
antagonizmy między nacjami, tak silne, że niemalże doprowadziły do rozpadu państwa.
I ta ilość rządów: federalny, regionalne. Jeśli nawet któryś z nich aktualnie
upada, to przeciętny mieszkaniec Belgii nie zawraca sobie zbytnio tym głowy, w
końcu funkcjonują pozostałe.
Mój przyjazd do
Brukseli nie był przeze mnie planowany. Nie miałam jednak wyboru. Postanowiłam
bliżej przyjrzeć się temu miastu… Sięgam pamięcią wstecz. Nie potrafię jednak
uchwycić momentu kiedy straciłam dla niego głowę…
cdn.
a to ja... komin zas na mojej szyi od Panny Kropki: http://smakkropki.blogspot.com
Dziekuję Kropeczko!
Quel magnifique endroit !
OdpowiedzUsuńAdaptacja zawsze jest trudna, ja po raz kolejny ja przezywam, tym razem w Kolumbii
OdpowiedzUsuńKisses
Aga
Check my new post
PERFECT PARTY DRESS
GIVEAWAY with Choies!!!50 WINNERS!!!
www.agasuitcase.com
Moze tez opisz swoje doswiadczenia w Kolumbii, bardzo malo wiem o tym kraju, pozdrawiam
UsuńHmmm... rozrywkowo masz w tej Belgii :-)))
OdpowiedzUsuńNie ma wyjścia , trzeba się dostosować...
właśnie przeczytaliśmy wpis z Karolem, czekamy niecierpliwie na ciąg dalszy !
OdpowiedzUsuńbuziole
wierni fani
A&K
Niebawem, całuję was. Poznawajcie, poznawajcie Brukselę, niedługo sami dokonacie konfrontacji :)buziaki!
UsuńJa sié dopiero niedawno dowiedziałam, że banki są do 16, z przerwą między 13-14. I klamki nie ucałowałam, bo ją wyciągnęli :)
OdpowiedzUsuńW Polsce to same luksusy, banki do 18, sklepy do 21 :) gdyby tylko było tyle samo pieniędzy :)
własnie! mnóstwo ludzi i tak nie wiąże końca z końcem, więc te sklepy otwarte niemalże całą dobę 7/7 to jak kpina ):
UsuńPolska piękny kraj ale nie dla każdego , i myślę że w innych krajach jest podobnie, sama często myślę by wyjechać na zawsze daleko ... bo czasem niestety to co się tu wyprawia jest okropne i nie do zniesienia... ale pamiętam też że są miejsca na tej ziemi gdzie jest tylko smutek strach a z nieba nie spadają gwiazdy lecz bomby.
OdpowiedzUsuńWięc chyba może być gorzej...
Pięknie wyglądasz w kominie ;) dziękuję za podlinkowanie ;*
Miłego dnia ;*
Baardzo go lubię, jest taki kobiecy, kwiatuszkowy :) będzie dalszy ciąg posta za jakiś czas, o , jednak, pomimo wszystko, mojej fascynacji tą smutną szaro-burą ziemią.
UsuńFenomanalne zdjęcia! Nie msylalam, ze mozna w Belgii bylo zdobyc prawko "ot tak" ;D
OdpowiedzUsuńZ czasem wszystko się normuje:)cierpliwość, to dobry doradca:)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW Brukseli byłam raz, turystycznie, i nie wspominam tego z rorzewnieniem...miedzy innymi ze względów językowych - francuskiego nie znam, a nikt, kogo próbowałam zapytać się o coś na ulicy, nie mówił po angielsku! hmmm....chyba musze zrobić drugie poejście:-) Chusta świetna!!!!!!
OdpowiedzUsuńMadzia, do trzech razy sztuka :)
UsuńNigdy tam nie bylam, ale miasto wygląda piekie! Podobne odczucia mialam, kiedy 7 lat temu wylatywalam do Edynburga. Z jedną walizką i narzeczonym. Z planem na zycie mega elastycznym, z biletem w jedną strone. Miasto przywitalo nas jednak milo, odnalazlam w nim klimat Torunia,miasta mych studenckich lat. Wkrotce znalazla sie praca i znajomi, i tak mijaly lata. Dzis w jedną walizke już się nie spakuję,a mysl o powrocie do Polski stawia mnie wobec uczucia bezradnosci...
OdpowiedzUsuńwrastamy jak drzewa...
UsuńUuu, Bruksela nie przywitała Cię zbyt pozytywnie, taka z niej gościnna stolica. U Nas wita się chlebem i solą, a w Brukseli mżawką, no ładnie! Co nie zmienia faktu, że zawsze ciągnęło mnie czy to do Belgi, czy Holandii, chciałabym poznać bliżej tamte rejony - czekam na ciąg dalszy nastąpi! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo, choć żadna ze mnie księżniczka, co najwyżej średniowieczny błazen, biorąc pod uwagę moje poczucie humoru i dystans. Cieszę się, że lubisz do mnie zaglądać, bo jednak tak jak sama obecnie istnieje cała masa blogów o przeróżnej tematyce, każdy czytelnik ma duże pole do popisu, a jeżeli poświęca swój czas (tak jak Ty) i mnie odwiedza to jestem bardzo, bardzo (bardzo do potęgi n) zadowolona. Mnie reklamy i konkursy też nie drażnią, jeżeli nie są przesadzone, jeżeli jest zachowana granica - co za dużo to niezdrowo i tak jest również w moim przypadku. Reklamy też mogą być fajne, jeśli pasują tematycznie do bloga, nie są za częste i sama blogerka np. dany produkt przedstawi ciekawie, podejdzie do sprawy kreatywnie. :)
Pięknie, ciekawie,wartościowo. Cieszę się :-)
OdpowiedzUsuńStokrotko, bardzo dziekuję za te slowa i ciesze się, że ty się cieszysz :)
UsuńZ miastami jest tak, że trzeba do nich odpowiednio podejść żeby je pokochać. Ja tak miałam z Krakowem- kiedyś na samą myśl że muszę do niego jechać byłam chora.. Nie cierpiałam tego miasta. Teraz Kraków jest dla mnie magiczny i uwielbiam go pod kazdym względem :)
OdpowiedzUsuńBędę wpadać, pozdrawiam :)
Masz rację! Dokładnie tak zrobiłam, o czym będzie niebawem w drugiej części. Zobaczysz tam metamorfozę jaka przeszłam w postrzeganiu tego miasta, dziekuję za odwiedziny i pozdrawiam!
UsuńJako 23-latka wyjechałam "za chlebem" do Włoch. Pamiętam moje przerażenie na początku...Bez języka, kasy, znajomości realiów. Ściągnęła mnie przyjaciółka, która zaraz, tam, przestała nią być, więc zostałam zdana na łaskę losu...i nowych znajomych. Wróciłam po pół roku, bo w ogóle nie zamierzałam zostawać na stałe. Traktowałam to jako przygodę, niemniej jednak spora nauka życia to była. I pokory. Z czego korzystam do tej pory:)
OdpowiedzUsuńW Belgii funkcjonuje takie powiedzenie: "chcesz stracić przyjaciela, zabierz go do Belgii", mnóstwo przyjaźni z Polski rozpadło sie na moich oczach w Belgii.
UsuńCzekam zatem na ciąg dalszy! Napisałaś, że wyjazd nie był planowany, że nie miałaś wyboru... - czy ta podróż była dla Ciebie poszukiwaniem lepszego miejsca na ziemi? Co jakiś czas zastanawiam się, czy nie powinnam była zostać za granicą... Żyję w Polsce, w kraju, w którym osobom po studiach proponuje się śmieszne wynagrodzenie, a dyplom może mieć każdy. Absurd. Mimo to, staram się znaleźć swój kawałek "szczęścia" - a wielkim plusem jest to, że mam blisko rodziców... Ściskam, Martyna
OdpowiedzUsuńMój mąż pracował już w Belgii jakiś czas, związek na odległość zaczął bardzo nam ciążyć. Na naszych oczach rozpadło sie wiele wspaniałych rodzin, które żyły w przymusowej separacji: jedno z małżonków w Belgii, a drugie z dziećmi w Polsce. Pochodze z regionu, którego specyfiką jest emigracja zarobkowa do Belgii. Nasze Podlasie jest piekne, ale nie rozwija się gospodarczo, nie ma perspektyw dla młodych ludzi. pomyśleliśmy, że szkoda by było gdyby nas to spotkało. Rachunek ekonomiczny był prosty. Mąż w Belgii zarabiał trzykrotnie więcej niz ja w Polsce, choc najmniej nie zarabiałam. Pracowałam we francuskiej firmie, ale...oddalonej od mego miasteczka o 70 km. Przyjechałam "tylko" na wakacje z jedna walizką i dzieckiem. Mąż marudził, że nie widzi jak dziecko rośnie, że zbyt rzadko się widzimy. A co tam! Pomyślałam. że zostaję i poszłam zapisać syna do szkoły. Miał 10 lat... Przy najbliższej okazji sprzedaliśmy w Polsce mieszkanie, pomysleliśmy , że dość okradania nas wygórowanymi czynszami, sprzedalismy mieszkanie szybko, na łapu capu i...postawilismy na wsi dom, by było gdzie wracać i gdzie mamy święty spokój :)
UsuńRozumiem... Dziękuję, że zechciałaś podzielić się ze mną i z Lucy szczegółami tej intrygującej historii! Dziękujemy również za przemiły komentarz pod wpisem Lucy o "oryginałach..." - cieszymy się, że wracasz już do formy i do zdrowia. Lucy miała kryzys jakiś czas temu dotyczący prowadzenia bloga, ale towarzystwo takich osób jak TY - w blogosferze - utwierdza nas w tym, że warto to robić. Bardzo cenimy sobie znajomość z Tobą :-)! Jesteś wyjątkowa! Uściski!!! M & L
UsuńTo wy jestescie wyjatkowe! tez cenie sobie znajomosc z wami. A z prowadzeniem bloga to jak z wieloletniem ... malzenstwem! Przechodzi sie fascynacje, zauroczenia, znudzenie, stabilizacje itp. kryzysy - trzeba przeczekac :) wiem co mowie, ponad 20 lat w sumie szczesliwego pozycia malzenskiego, sciskam was dziewczyny i nie dajcie sie smutkom, bylaby to duza strata dla blogosfery gdyby was zabraklo! :)
UsuńJakie ładne porównanie! Lucy głośno się śmiała! :-) (33 lata po ślubie) Ja, Martyna, zaledwie 6 miesięcy po... - więc co ja mogę jeszcze wiedzieć? ;) Naprawdę, jesteś urocza, dziękujemy za słowa wsparcia!
Usuńo, Lucy jestem pod wrażeniem twego małżeńskiego stażu! Jestem przy tobie cienias, a tak sie mąrdzyłam, za to ty martyna, ucz sie od seniorek :) dobranoc!
UsuńCiekawie napisane...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńNie zawsze miłość od pierwszego wejrzenia jest najlepsza dobrze kiedy powoli dojrzewa nawet do miasta:))))Cieszę się że czujesz się dobrze i czekam na dalszą część:))Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńlubię Twoje opowieści:) wiesz, myślę że do każdego miejsca można się przyzwyczaić i nawet z czasem polubić:) wystarczy pozytywne nastawienie ;)
OdpowiedzUsuńMasz rację, to podstawa! Będzie o tym w drugiej części. Ja wszędzie szybko sie przyzwyczajam i próbuje znaleźć jednak dobrą stronę danej sytuacji.
UsuńVery beautiful pictures of our capital.
OdpowiedzUsuńGreetings,
Filip
Nie znam Belgii, nigdy tam nie byłam. Czytam Twoj post i tak sobie myślę, że podziwiam Was dziewczyny, że potraficie mieszkac tak daleko od ojczyzny. Wiem, wiem, podobno potem to nowe miejsce staje się drugim domem. Ja ilekroc wyjeżdzam gdzieś daleko, nawet tam gdzie lubię byc to zawsze chcę wrócic po dwóch, trzech tygodniach do domu czyli Tu gdzie może nie jest tak dobrze, gdzie coraz mniej pracy i godnych zarobków ale wracam z radością.
OdpowiedzUsuńCieszę się, kiedy czytam, że odnajdujecie się innych częsciach świata, że jest Wam tam dobrze.
Czekam Aga na drugą częsc Twojej opowieści o Tobie, bo zaczynam poznawac Cię od nowa i zupełnie inaczej postrzegac.
Jednak blogowanie jest lepsze od portali o modzie;)
A pewnie, ze blog lepiej pozwoli poznac czlowieka niz portal modowy i jak widzisz pozory czesto myla; ludzie mysla czesto stereotypami jak na temat tzw "szafiarek", a tam jest sporo ciekawych dziewczyn, ja osobiscie niemalo ich poznalam;
UsuńEla, nas nie ma co podziwiac, czesto do emigracji sklonila nas koniecznosc, a dlaej juz samo poszlo, musialo :)
pozdrawiam cieplo i zagladaj, niebawem bedzie druga czesc :)
Nie muszę chyba pisać, jak bardzo lubię takie wspomnienia i spostrzeżenia, pozornie mało wnoszące do opisu miejsca, lecz bardzo ważne. ;-)
OdpowiedzUsuńJeśli jedzie się gdzieś na stałe lub na dłużej, to ma się do takiego miejsca sporo wyższe wymagania i początkowo można się nieco rozczarować. No, ale człowiek już tak ma, że stara sobie okolice "gniazdka" poustawiać po swojemu, co nie zawsze jest możliwe. W Belgii chyba rzeczywiście nie przejmują się brakiem rządu centralnego, ostatnio ponad 500 dni nie mieli i nie robili z tego jakiegoś halo. :-)
W krajach wielojęzycznych są różne ciekawe sytuacje, jak opisałaś, co zaś się tyczy odmian flamandzkiego, to przypomina mi się rozmowa Kaszubów z Kościerzyny z tymi z Pucka. Też się dogadać nie mogli. ;-)
Tak, na temat tego słynnego belgijskiego kryzysu bedę jeszcze pisać, bo to dość ciekawy temat i oddaje specyfikę pojmowania rzeczywistości Belgów :)
UsuńAch, zazdroszczę podróży;) Co do belgijskich stróży prawa i ich niechęci do używania innych języków, to mam podobne doświadczenia, ale z jegomościami w mundurach pochodzącymi z Francji. Wydawać by się mogło, że to nowoczesne europejskie stolice, a tu proszę:)
OdpowiedzUsuńZdjęcia świetne!
Pozdrawiam i zapraszam na nowego posta,
Pyzoletka
Ludzie wszędzie tacy sami...
UsuńAch te antagonizmy francusko belgijskie.
OdpowiedzUsuńMoi Francuzi uwielbiają dowcipy o Belgach, gdzie Belg z reguły nie jest najmądrzejszy.
Pozdrawiam
O tak, ja to mam w zyciu caly czas pod gorke: najpierw wychowalam sie w Polsce B, choc pieknej to bedacej przedmiotem kpin mieszkancow tej "lepszej" czesci Polski, teraz znow w "gorszej" francuskojezycznej czesci Europy mieszkam, juz sie przyzwyczailam, ze zawsze wiatr w oczy :), ale powaznie, to zgadzam sie! swieta racja! Francuzi nazywaja Belgow pogardliwie wiesnikami, ale Belgowie nie pozostaja dluzni Francuzom uwazajac ich za megalomanow, snobow, leni i brudasow. A prawda pewnie lezy gdzies po srodku :)
UsuńPozdrawiam
ciekawe przemyślenia
OdpowiedzUsuńTakie pomieszanie z poplątaniem:) Ja zawsze myślałam, że z tego powodu jest fajnie. Że nie obowiązują żadne zasady:) Musiałabym pewnie sama poczuć i doświadczyć, żeby ocenić. Jak zawsze bardzo fajnie wszystko opisałaś. Buziaki:)
OdpowiedzUsuńMaja, jest fajnie, dowiesz sie z drugiej części : misz-masz, myslę, że polubiłabyś Bruksela jest barwna jak ty! :)
Usuńszczerze mówiąc nigdy nie byłam w Belgii, ale w przyszłości mam plany by wyjechać z Polski i osiedlić się gdzieś za granicą, mam nadzieję że poczuję się tam dobrze.
OdpowiedzUsuńO tyle macie lepiej , wasze pokolenie, że przed wami świat otworem! zycze wysokich lotów i wspaniałych wrażań.
Usuńsądząc po Twoim wpisie zgubiłabym się w Belgi od razu po przybyciu :)
OdpowiedzUsuńdałabyś radę! :)
Usuńbardzo fajnie mi się czytało ten post, czekam na dalszą część:P
OdpowiedzUsuńWiktorio, Jeszcze dziś postaram się dodać :)
UsuńAguś dzięki za barwne postrzeganie świata , w tym Belgii z jej cieniami i blaskami.Poznawanie tych klimatów jest wypadkową kilku waznych czynników : znajomości obcych języków,dzieki ktorym poznajesz ciekawych ludzi z różnych stron świata, Twojej pracowitości a przede wszystkim ciekawości świata, no i odwagi graniczącej z brawurą (pamiętam Twoją jazdę belgijskimi tunelami ). TAK TRZYMAJ!!!! tylko wolniej jeździj . Basia
OdpowiedzUsuńlubie twoje opowiesci...
OdpowiedzUsuńMimo że na początku łatwo nie było piszesz o Brukseli z wielkim zaangażowaniem i takim ciepłem, mimo iż wiatr wieje :)
OdpowiedzUsuńWspaniała bogata treśc, do tego stopnia że zachęca do poznania bliżej a nawet odwiedzenia:)
Z chęcią bym pozwiedzała w WASZYM towarzystwie ...achhh, marzenia dobra sprawa :*
Pozdrawiam :)
Beti, marzenia się spełniają .... :)
Usuń