Walentynki
Z pewnością znacie ten smak nagłych wyjazdów przerywających uporządkowany
bieg codzienności. Niezaplanowanych. I powrotów.
W moim przypadku właściwie nieopłacalnych, bo na krótko. Nie opłaca mi się
wracać do Brukseli, bo za cztery dni będę tu z powrotem. W miarę przybywających w naszym
życiu lat, dokonujemy bilansu zysków i strat. Nie tylko materialnych. Z wiekiem
zatracamy dziecięcą spontaniczność, której obce było słowo:”opłacać się”.
Zżymam się i denerwuję, gdy moimi wyborami zaczynają rządzić najróżniesze
formy jego odmiany. Bo cóż to właściwie znaczy? Jest to określenie bardzo
relatywne.
Rozważamy bym została w Polsce. Mąż zagląda w mój kalendarz i łapie się za
głowę:
- To w sumie nie byłoby Cię ponad dwa tygodnie z nami!
Dobrze, musimy to przemyśleć. Póki co każdy jedzie w swoją stronę załatwiać
ostatnie, pilne przed odjazdem sprawy.
Z ekonomicznego i logicznego punktu widzenia bez sensu jest pokonywanie trudu
1500 kilometrowej podróży, po to by za chwilę przylecieć tu ponownie. Myślę nad
tym wszystkim robiąc kolejne przedwyjezdne zakupy. W mięsnym kupuję dwa piękne
płaty schabiu myśląc, co z niego zrobię moim chłopakom. I niespodziewanie doznaję
na jego widok nagłego olśnienia. Wychodzę ze sklepu i dzwonię do męża.
- Oczywiście, że z Wami wracam. Jak mogłam rozważać inną możliwość!
Jestem prawie pewna, że on uśmiecha się do telefonu. Słyszę ten uśmiech w
jego tonie.
- Uff! Kamień z serca! – oddycha z ulgą. Nie chciał mi narzucać decyzji. W dodatku
obiektywnie – mało rozsądnej decyzji.
Mój szwagier wznosi do nieba oczy: - Nigdy nie zrozumiem blondynek!
A ja się cieszę, że mogę dokonywać wyborów, nawet za cenę pozornych strat. Świadoma kobieta żyje po swojemu, chadza nie zawsze słusznymi ścieżkami. Uczy się wybierać to co sprawia jej przyjemność, a nie to co powinno być w danej chwili właściwe, czy opłacalne. Kieruje się sercem, a nie rozumem. Wbrew wielu szkołom, że należy ufać doświadczeniu, a nie pragnieniom. Świadoma kobieta ufa swojej intuicji i szóstym zmysłem wie, co jest najlepsze dla niej i dla jej rodziny. Świadoma kobieta zachowuje się czasami nieobliczalnie, bardzo świadomie nieobliczalnie.
Odprowadzamy moje auto do Warszawy, bym miała czym wrócić do domu, gdy w
przyszłym tygodniu wyląduję na warszawskim Chopinie. Kluczyki zostawiam
Joannie. Zaopiekuje się samochodem.
Gdyby mi ktoś wcześniej mówił, że można znać kogoś tak krótko, a zarazem
tak intensywnie – nigdy bym w to nie uwierzyła. Ostatnio tylko takie znajomości mi się zdarzają. Intensywnie głębokie,
na sto procent.
A w tle te stałe, wierne, zwyczajne, takie co były zawsze, co do których
wartości nigdy nie miałam żadnych wątpliwości. Które z całą pewnością, choć
może nie tak intensywne, będą trwać aż do śmierci. Moje kobiece kotwice. Ale o nich kiedy indziej.
No więc, zostawiam kluczyki Jane. Krótko się witamy i żegnamy bez zbędnych
słów. Jest niedziela, piąta rano, a przede mną 1350 km. Przebyłam zaledwie
ich dopiero 150. Zresztą i tak spędzamy ze sobą długie godziny na rozmowach:
zawodowych i prywatnych.
Zaopatrzeni w naszą podlaską kiszkę ziemniaczaną i inne lokalne specjały
zmierzamy ku granicy. Prawdziwie z nas podlasko - brukselskie słoiki!
Moja kresowość – to moja tożsamość.
Mam ją we krwi.
Ale zanim to nastąpi – narobię im na zapas jedzenia, posłucham, poprzytulam,
nadrobię stos zaległego prasowania. Zanim odwiozą mnie w pośpiechu na lotnisko,
tchnę ducha w cztery ściany mego belgijskiego domu.
Nieważny czas spędzony w podróży, nieważne zmęczenie i krótkie noce.
Najważniejsze światło w ich oczach – to moje
Walentynki. Trwają cały rok.
To komu w końcu zostawiłaś te kluczyki Joannie czy Jane? Bo już się zgubiłam ;) Też ostatnio myślałam o tej czasowości i intensywności:)Trudno uwierzyć, że tak krótko się znamy, bo mnie wydaje się, że całe życie =)I musimy Ci tu zorganizować imprezę urodzinową :)Bo Walentynek z mężem Ci nie zastąpi nikt...
OdpowiedzUsuńPiękne to zdjęcie z zaśnieżoną drogą.
Dokładnie :) tak jak powiedziałaś. Mam wrażenie ze cie znam całe zycie i wręcz jestem przerażona gdy uzmysłowić sobie ze to chyba zaledwie rok. Bo juz bardziej nie sposób Cie znac :) na pewno jakaś urodzinowa lampkę wina wychylimy :) to droga z Anusina do Suemiatycz na tym zdjęciu :) dobranoc
OdpowiedzUsuńPierwszy raz spotkałyśmy się 22 lutego 2015 r., więc jeszcze nie cały rok :) Wirtualnie znamy się niecałe dwa. Pamiętam jak bardzo wtedy kombinowałam, żeby przyjść na któeś spotkanie (udało mi się na ostatnie) i nawet przez chwile nie przyszło mi wtedy do głowy, że to będzie pierwsze z wielu... Chciałam tylko Twoją książkę z autografem, a dostałam znacznie więcej :)
OdpowiedzUsuńI zjemy ciastko, szkoda tylko, że nie folwarkową bezę:)
Oj, niecały powinno być :) Ale o 2.30 ciężko ju się myśli :)
Usuńojje, to huczna pierwsza rocznica przed nami!!!!!!!! chyba się zadzieje! :)
UsuńŻyjesz intensywnie, dużo się wokół Ciebie dzieje i myślę, że dużo pozytywnego:-). Ważne, że rodzina rozumie to wszystkie zawirowania, to jest bardzo ważne .
OdpowiedzUsuńA tak a propos jakieś plany na odwiedzenia południowo-wschodniej Polski są?? :-))
Odpowiedziałam u Ciebie na BLOGU Grażynko :)
UsuńCiekaw masz życie Agnieszko, intensywne, czasami daleko od domu i bliskich ale coś za coś, sukces w życiu też się liczy. Mimo to dbasz o rodzinę a rodzina Cię wspiera, to najważniejsze. Niech Walentynki trwają cały rok...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńStaram się by była równowaga, i zwłaszcza ich, moich najbliższych nie zaniedbywać, pozdrawiam Basiu!
UsuńAgnieszko! Prawdziwa z Ciebie kobieta, pełna emocji, pełna uczuć. Jesteś elastyczna. Spokojnie przechodzisz z jednego bytu do drugiego. Cudowna forma akceptacji i afirmacji. A to zdanie: "Moja kresowość – to moja tożsamość. Mam ją we krwi." niezwykle przypadło mi do serca.
OdpowiedzUsuńPS. Uwielbiam kiszkę ziemniaczaną!
Pozwolisz, że zacytuję Władysława Bartoszewskigo "Są rzeczy w życiu które warto i są rzeczy które się opłaca. Nie zawsze to co warto się opłaca. Nie zawsze to co się opłaca - warto"
OdpowiedzUsuńTe słowa chyba wezmę za motto bloga mego. Jakie one piękne i proste. I trafiające w sedno!
UsuńBo żyć na 100 % to żyć naprawdę. Z kotwicami, emocjami i decyzjami, nawet takimi spontanicznymi.;)
OdpowiedzUsuńWiadomo, kierować trzeba się i sercem, i rozumem, trzeba tylko umieć dobrze wybrać w danych sytuacjach, bo bez tego ani rusz - życie się poplącze i będzie trudno. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńStos zaległego prasowania..oj wiem coś o tym :-P
OdpowiedzUsuńrozumiem Cię :) czasem się robi coś 'nieoszczędnego i nielogicznego' ale to nie zawsze jest najwazniejsze :)
OdpowiedzUsuńTo bardzo ważne umieć dobrze wybierać:))widzę że Tobie się udaje:)))Pozdrawiam serdecznie:))))
OdpowiedzUsuńEkonomia wygra z życiem, ale z kobiecym sercem nie ma szans! :)
OdpowiedzUsuńW rozstaniach najważniejsze są zaplanowane powroty
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tak daleko, a tak blisko... Dzisiaj świat się kurczy. Nie podróżuję już wiele i daleko, raczej jestem przywiązany (dobrowolnie ) do terenów wokół mojego miasta, ale jeszcze 10 lat temu, kiedy wojażowałem za granicę, to uświadamiałem sobie ową "ciasnotę świata": śniadanie jadłem na obczyźnie, obiad w domu. Dawniej podróż ta trwała dwa dni. Ciekawe masz życie i dzięki temu zdobywasz dodatkowe doświadczenia. Pozdrawiam, Tomasz
OdpowiedzUsuńChciałabym być jak Ty - niezależna i kierująca się tym co lubię i swoim sercem. Kazdy musi to sam w sobie wypracować :)
OdpowiedzUsuńDla ukochanego błysku w oczach wszystko warto :) nawet ta wieczna tułaczka - za którą Cię bardzo podziwiam, jest chwili z tym ukochanym światełkiem warta :)
OdpowiedzUsuńuściski kochana!
Walentynkowe prawdziwe serduszka niech będą z Tobą bliziutko!
OdpowiedzUsuńWydaje mi się a nawet ośmielę się mieć pewność, że styl Twojego pisania bardzo ewoluował i to w znakomitym kierunku. Taki "reportażowy romans" ,bardzo mi się podoba i dobrze czyta. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń