Magia słów.
Zaczęło się tak. Pewnego dnia osiadłam, zapuściłam korzenie. Miałam swój
dom, no może nie tak do końca mój - bo wynajęty. Własny kawał łąki udający
ogród, pośrodku której rósł rozłożysty dąb, kierując ku niebu swoje
pokiereszowane ramiona. Za łąką widać było nierówne wstęgi pól uprawnych, rów
melioracyjny pretendujący do miana rzeczki i dalej, aż po horyzont wijące się
pasma dróg przelotowych, na których jak w ukropie - od rana do nocy
uwijały się samochody.
Codziennie wieczorem zastygałam z kubkiem herbaty w dłoniach na tarasie
patrząc na dramatyczne dogorywanie słonecznej kuli na granicy horyzontu. Wtedy
przypomniał mi się Mały Książę i pomyślałam, że powinnam mieć swoją różę, bo
taki ogród - łąka, bez królewskiej rośliny, jest jakiś oszukany.
Nigdy nie byłam dobrą ogrodniczką. Toteż sporo czasu mi
zajęło zanim się zdecydowałam na odpowiedni kwiat w pobliskim centrum
ogrodniczym. Tysiące uwięzionych za metalową siatką róż wyciągało do mnie
bezgłośnie swoje ramiona. Wstydliwie, prawie ukradkiem dotykałam aksamitnych
płatków, badałam jędrność łodyżek, poświęcałam im uwagę wiedząc, że robię im
płonne nadzieje. Że wyjadę stąd tylko z jednym kwiatem. W końcu się
zdecydowałam. Wybrałam średniej wielkości roślinę. Ani szczególnie ładną ni
brzydką, nie starą i niezbyt młodą. Będziemy do siebie pasować. - pomyślałam.
W domu w garażu znalazłam mocno zużyty szpadel i tępym
ostrzem wygrzebałam dziurę w tłustej glinie tuż przy tarasie. Posadziłam moją
herbacianą różę, przydeptałam rozpulchnioną glebę, obficie podlałam wodą za
pomocą zakupionej na tę okoliczność plastikowej konewki i powiedziałam:
Masz tu wszystko co jest potrzebne do życia: ziemię,
powietrze, deszcz i słońce, noc i dzień. Żyj! Radź sobie.
Szybko zapomniałam o swojej róży kupionej dla kaprysu.
(Mówiłam, że marny ze mnie ogrodnik.) Któregoś dnia, gdy po kolejnym długim
wyjeździe wróciłam do domu, zastałam martwy sterczący kikut. Bez trudu
wyciągnęłam suchy badyl z ziemi i odrzuciłam go na stertę skoszonej trawy w
kącie ogrodu. Zwiotczałe łodyżki spoczywały na niej jak na śmiertelnym łożu,
suche pąki, którym nie dane było na dobre rozkwitnąć wystrzeliwały martwymi
powiekami płatków w niebo. Wiatr poruszał i szeleścił rdzawymi jak zaschnięta
krew listkami. Smętnie to wygladało. Było mi głupio. Ale pewnych rzeczy nie
można w życiu cofnąć. Choćby czegoś tak banalnego jak śmierć herbacianej róży.
Nazajutrz po przebudzeniu skierowałam pierwsze kroki do
ogrodu. Ona ciągle tam tkwiła na stercie trawy jak niemy wyrzut sumienia. A
czego się spodziewałam? Że zniknie? - pomyslałam poirytowana własnym
sentymentalizmem.
Codziennie na świecie umierają miliony ludzi, tryliony roślin powtarza swój cykl życia i śmierci, gaśnie tysiące gwiazd. A ja roztkliwiam się nad losem jednej uschniętej róży?
Jakaś paranoja!
Poszłam do pracy starając się więcej o tym nie myśleć.
Jednak wieczorem nie mogłam dalej udawać, że mnie to nie
obchodzi. Czułam wręcz, jak martwy kwiat przyzywa mnie do siebie. Nie mogłam
tego znieść! (Nieunikniona konsultacja z psychiatrą zdawała się tylko
kwestią czasu) Z irytacją schwyciłam badyl za kruche ramiona, wysuszony korzeń
umieściłam w otworze, przysypałam na nowo grudkami gliniastej ziemi. (Doprawdy,
co ja wyprawiam!) I wtedy... coś we mnie pękło. Utuliłam delikatnie moją różę i
bez większej nadziei, zaczęłam szeptać słowa przeprosin. Za zaniedbania, brak
empatii, za egoizm. Za to, że tak daleko mi do ideału, za wszystkie popełnione
w życiu błędy. Z potokiem słów popłynęły łzy, które niosły ulgę. Rozejrzałam
się wstydliwie, czy sąsiedzi nie są świadkami niecodziennego widowiska i mocno
zaniepokojona własnym zachowaniem udałam się do domu.
Długo brałam prysznic tego wieczora. Dźwięk spadających na moją głowę kropel zagłuszył pomruki nadciągającej burzy. Po chwili strumień wody obmywający moje ciało znalazł wspólny rytm z gwałtownym deszczem bębniącym o parapety okien. Po długiej porze suszy, front gwałtownie się załamał przynosząc upragnione opady. Ukojona szumiącą melodią spałam z ufnością noworodka.
Następnego poranka dotarłam spóźniona do pracy. Deszcz padał całą noc i dzień. Późnym popołudniem wyjrzało zza chmur blade słońce. Gdy wróciłam do domu ujrzałam moją różę obsypaną tysiącem drobniutkich listków, którym spieszno było na świat. U jej stóp jak stara, niemodna sukienka ścielił sie dywan rudych martwych blaszek liści. Wiatr porywał je pojedyńczo, figlował z nimi, zwodził, a gdy już nabierały zaufania i coraz odważniej szły z nim w pląsy, jak cyniczny kochanek obracał je w pył bezlitosnym podmuchem.
Patrzyłam zdumiona na swoją odrodzoną różę. Miałam wrażenie, że się do mnie uśmiecha.
Wtedy
prawdopodobnie po raz pierwszy pomyślałam o sprawczej mocy słów.
Zapewne każdy z nas odczuł ich zbawienną, lub niszczycielską siłę. Są słowa, które niosą otuchę, choćby brzmiały banalnie. Zwykłe: „będzie
dobrze, dasz radę, jestem z Tobą” nie zaczarują rzeczywistości, ale sprawią, że
poczujesz moc, dadzą bodziec do działania, pomogą wytrwać. Są słowa, które
zabijają na raty, dopóki nie wybrzmi w nich do ostatniej nuty trucicielska
energia.
Słów się nadużywa, skąpi, zakłamuje.
One mogą zdziałać cuda.
Słowa należy ważyć.
Nie rzucaj ich na wiatr, bo Ci nigdy nie uwierzę.
„Należy
zawsze tak pisać, jak gdyby pisało się po raz pierwszy i ostatni. Tyle
powiedzieć, jakby to miało być pożegnanie i tak dobrze, jakby to miał być
debiut.”
Kiedyś, gdy byłam dziewczynką, nie potrafiłam bronić się przed jadem złośliwych
wypowiedzi. Zwłaszcza, że nauczona byłam ufnie brać je za dobrą monetę.
Teraz zmądrzałam. Wiem, że mogą być narzędziem w rękach głupich ludzi.
Buduję swój kokon, w którym się przed nimi chowam. Złe słowa nie dosięgają mnie
i nie ranią, odkąd wyobrażam sobie, że to bezwolne kulki papieru, a nie
zdradzieckie, zatrute strzały. Coraz częściej ta taktyka zdaje egzamin. Ale nie
każdy posiada tę odporność. Znam osoby, które uwierzyły, że są nieatrakcyjne,
za głupie, nieudane – i takimi się stały.
Nie szczędź dobrych słów ludziom, one nie kosztują. Moją pasją jest
wynajdowanie w każdym człowieku wyjątkowych cech. To fascynujące zajęcie! Gdy im
o tym mówię, widzę jakie zachodzą w nich zmiany. Rozbłyskują im źrenice,
prostują się plecy, grymas na twarzy zastępuje początkowo nieśmiały,
niedowierzający uśmiech. Kocham odkrywać w ludziach ich dobro i talenty! Kocham
inspirować do wzrostu. To chleb oddany, kiedyś też wiele dostałam od innych. Dzielenie
się dobrym słowem, a co za tym idzie – energią – jest niewyczerpywalne! To
jedyne bogactwa natury, których nigdy nie zabraknie.
Ale nie tylko leczę słowem. Zdarza mi się ranić jak nikt! Zatrutymi strzałami
trafiam prosto w serce. Potrafię wykazać się nie lada kreatywnością. No cóż,
nobody perfect. To oznaka nie tyle złośliwości, co bezradności. I wyłazi ze
mnie bezradna blondynka, co na język nie choruje.
Na moim oknie wyrósł w doniczce taki dziwoląg (zdjęcie poniżej). Gdy widziałam,
że chuda, powykręcana łodyga nie uniesie ciężkiej czapy grubych liści, zaczęłam
codziennie zachęcać go do wysiłku i walki. I stał się cud! To silny, dzielny
kwiat, który desperacko wygrał swoje życie. A widziałam go już umierającego. Chociaż
właświe nie powinno mnie dziwić.
Skoro nawet woda zmienia odpowiednio swoją strukturę pod wpływem
wypowiadanych pod jej adresem dobrych lub złych słów...
Pięknie!
OdpowiedzUsuńpiekne slowo! :)
UsuńJa też do mich kwiatków mówię,ale ona niestety, jak ludzie - jeden posłucha inny nie. Tłumaczę, że jak chce się mu kwitnąć i rosnąć to posiadam taki wielki domek bez okien zwany przez ludzi kontenerem na śmieci , zazwyczaj działa. A tak poważnie to słowa potrafią zdziałać cuda
OdpowiedzUsuńTak, czasami sa uparte, ale perswazja czest trafia im do rozsadku :) chyba im sie nie spieszy do tego domu bez okien :)
UsuńŚliczna opowieść. Słyszałam o takich, co rozmawiają z kwiatkami, muszę i swoim paru przemówić do rozsądku i serca 😊
OdpowiedzUsuńKrysiu, postrasz ich jak Jaga, kontenerem :)
UsuńZgadza się - to zawsze działa :)
UsuńPiękna opowieść :)
OdpowiedzUsuńJa tak pięknie nie potrafię, ale ... niech będzie pięknie!
ale potrafisz inne rzeczy pieknie....
UsuńPrawdziwie słowa mają moc, choć nie zawsze jesteśmy tego świadomi.
OdpowiedzUsuńbysmy je ostrozniej wypowiadali :)
UsuńSłowa maję te moc
OdpowiedzUsuńTo prawda
POzdrawiam
Badz pozdrowiony Antoni! :)
UsuńPozytywne postrzeganie tego co nas otacza to nie lada sztuka . Wiem że pozytywne słowa i myśli mogą zdziałać cuda. Jeżeli chodzi o rośliny to one czują nasze emocje, dlatego taki cud się wydarzył .
OdpowiedzUsuńdokladnie :)
UsuńBeautiful at the cinquantenaire. Top header picture.
OdpowiedzUsuńGreetings,
Filip
thank you :) nice place in Brussel :)
UsuńTeż sporo kwiatów zasuszyłam; i tych ogrodowych jak i doniczkowych. Towarzyszy mi potem podobne uczucie co Tobie tzn myślę o nich i jestem smutna. Czytałam kiedyś o tym, że trzeba z roślinami rozmawiać i chyba coś w tym jest, bo w ten sposób udało mi się uratować beniaminka z sypialni, który już ledwie dyszał i zrzucał liście na potęgę.
OdpowiedzUsuńZastanowił mnie Twój post, mam takie wrażenie, że opowieść o róży to taki wierzchołek góry lodowej, że chciałaś nam czytelnikom powiedzieć coś głębszego ,.Słowa, które wypowiadamy..mają ogromną moc, moja mama mówiła, że czasami słowa bolą bardziej niż kopniak i to jest prawda.
czytasz miedzy wierszami, a Twoja mama byla madra kobieta, Elu...
UsuńDobrze ,że wspomniałaś na końcu o magicznych cechach wody -to mi się nasunęło w czasie czytania tej ,co by nie mówić czystej poezji. Piękny tekst. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńdzieki Grazynko!
UsuńMiałam podobną przygodę z moim bluszczem, ktory wisiał w doniczce nad fotelem w któym zwykle przesiaduję, ze zdrowego kwiata przerodzil się w rachiryczną roślinkę o klikunastu liskach. Po prostu szpecił, mąż nalegał, zebym pozbyła się tej paskudy, a ja się uparłam. Podlewałam go jakby nic się nie stało. Co prawda nie mówiłam do niego, ale w mojej głowie tłukło się przekonanie, że kwiat jeszcze odżyje. I odżył, wygląda świetnie :-) Mój przypadek wyglada na magię myśli... I myśli, i słowa należy mieć czyste.
OdpowiedzUsuńmysl, slowo - energia... :) Pozdrawiam!
UsuńKwiat, który dostałam na prezent i podlewałam cierpliwie, właśnie dokonał żywota. Może to już kres jego wegetacji.
OdpowiedzUsuńPiękna alegoria. Tak czyńmy.
wszystko ma swoj kres i przychodzi czas na czas, jak spiewa Markowski; jakos tak, czy odwrotnie :)
UsuńOjej, ten tekst mogłabym sama napisać, myślałam, że tylko ja potrafię przywiązywać się do zwykłych rzeczy i widzieć w nich coś więcej. Piękny tekst :)
OdpowiedzUsuńjest nas wiecej :) na szczescie:) buziaki!
UsuńAgnieszko Laviolette,
OdpowiedzUsuńceniąc Ciebie, Twą wrażliwość i Twoje pisanie
postanowiłam przyznać Ci Order.
Błękitny.
Z orderem łączy się konieczność odpowiedzi na kilka pytań.
Jeśli zechcesz to dla mnie uczynić będę wielce wdzięczną.
... czy zechcesz...?
chetnie, najlepiej sprobuje jeszcze dzis by nie odkladac:)
UsuńAgnieszko zainspirowałaś mnie, zaczynam walkę o kwiat który dzielnie walczy. Dziękuję za ten piękny tekst.
OdpowiedzUsuńi takim sposobem jeszcze jedna roslinka uratowana :) inspirujemy sie nawzajem do dobrych rzeczy :)
UsuńZ każdym kolejnym tekstem odkrywam pokłady rozkwitającej wciąż Twojej mądrej liryki i poezji w zwykłych słowach. Przy tak nieprzeciętnej wrażliwości musisz być bardzo czuła na to, co rani i dotyka boleśnie. Trudniejszą w tym wypadku jest sztuka obrony ......mnie pomaga wyobrażanie sobie, że poruszam się w szklanym kloszu nie dopuszczającym do mnie złych słów i myśli innych ludzi.
OdpowiedzUsuńSzepczę do Ciebie czułe, dobre słowa, niech Cię wzmocnią jak Różę!
a ja nie wiem co powiedziec Joasiu. Otaczasz mnie takim cieplem, ze w jego blasku czuje sie jak szczesliwe, male dziecko. od pierwszego z Toba kontaktu - czuje te metafizyke... dziekuje, ze jestes!
OdpowiedzUsuńmoja mama gada z kwiatami :) z dobrym skutkiem
OdpowiedzUsuńja chyba jednak wciąż jestem małą dziewczynką zbyt mocno wierzącą ludziom, zbyt mocno poranioną przez nich i długo nie nauczę się rozmawiać z kwiatami :/
uściski tam do Was
jest nadzieja :) ja tez pozno nauczylam sie z nimi gadac:) cieplutko pozdrawiam! :)
UsuńRóże tak potrafią. Słowa - też. Znaczą wiele.
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Ty pieknie operujesz slowem.... buziole
UsuńDobrze że dałaś szansę ..........wyrósł piękny kwiat..........
OdpowiedzUsuńB.
wszystkim daje, tylko nie wszyscy korzystaja :) a na sile nie mozna komus kazac zyc... analogicznie z ludzmi... buziole sister:) Love!
Usuń