Наташа część 3
Moja koleżanka przerywa
swoją opowieść, pyta, czy napiję się jeszcze wina. Odmawiam, bo jestem
samochodem, ale Natka przywołuje kelnera.
- Jak chcesz – mówi do mnie
– Ja się jeszcze napiję. Piatnica siewodnia. Weekend się zaczyna. - I
na nowo podejmuje przerwany wątek.
Dzieci Jean Paula
uwielbiały ją! Malczyk i dziewoczka. Pięć i dziewięć lat. Można
powiedzieć, idylla. Spędzali razem wakacje i weekendy.
Niecierpliwię się bardzo co
było dalej, bo Natasza „zawiesza się” co chwilę. Widać, że im dalej, tym
trudniej jej mówić.
Była żona Jean Paula nie znosiła
Nataszy. Jak niektóre byłe żony miała
doskonałe rozeznanie w obecnej sytuacji swojej dawnej połówki. Skrupulatnie pilnując
by przypadkiem nie był szczęśliwy, wściekła się, że tak szybko śmiał ułożyć
sobie życie. W końcu wraz z willą,
samochodem i pensją alimentacyjną pokaźnej wielkości zabrała również monopol na
szczęście. Dzień, w którym dowiedziała się o ślubie swego byłego męża i
pięknej, młodej Rosjanki – był początkiem końca tych dwojga...
- Co robi kobieta, by
zniszczyć związek swego byłego męża? – pyta mnie Natasza, choć wie, że nie będę
potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Wkłada sobie do ust wisienkę z deseru i
mówi:
- To proste – podrzuca im
jego dzieci.
w tym kościele chowani są belgijscy królowie
Pewnego sobotniego
poranka, gdy gospodarze byli jeszcze w łóżku na progu ich mieszkania stanęły
dwa radosne blond skrzaty. Dzieci Jean Paula. Dwie ogromne walizki i listy
polecające zawierające dziewięć stron instrukcji obsługi ich życia, szkoły i
zajęć pozalekcyjnych wskazywały na to, że nie są to rutynowe weekendowe
odwiedziny. Niczego nie przeczuwający
biedny Jean Paul był oszołomiony i szczęśliwy. Oto miał przy sobie wszystkich,
których kochał: świeżo poślubioną żonę i dzieci, o które tyle miesięcy
bezskutecznie walczył! Czy mógł spodziewać się większego szczęścia? Jego
poprzednia miłość właśnie służbowo wyjeżdżała do pracy do Paryża i postanowiła
na ten czas opiekę nad nimi poświęcić byłemu mężowi. Natasza cieszyła się razem
z nim, bo po raz pierwszy odkąd go znała promieniał niczym niezmąconą radością.
Weszła ochoczo, choć nie bez tremy w rolę dobrej macochy. Wynajęli za miastem wielką willę z dużym ogrodem, by zapewnić rodzinie komfort.
Natasza zapala papierosa i smętnie wydmuchuje dym.
Rzuca mi ponure spojrzenie. - One mnie uwielbiały! Odwoziłam je i
przywoziłam do szkoły, biegałam na wywiadówki. Wszystko robiliśmy wspólnie:
razem do sklepu, razem do wanny, razem…
Łóżko dawno przestało być intymną przystanią. Wparowywały o dowolnej
porze nocy by się “poprzytulać”, podobnie jak łazienka! Zagłaskiwały mnie! Strzegły
zazdrośnie każdego mego kroku. Grałam z nimi w gierki komputerowe, oglądałam
Simpsonów... Ostatnim skrawkiem mego terytorium, najpiękniejszym, cichym
miejscem na świecie i moją samotną wyspą była toaleta, lecz nie na długo. Małe
potwory jak się tylko zwiedziały, że chowam się tam z książką czy gazetą stały
pod drzwiami dopytując, czy mogą ze mną… trochę posiedzieć. To było nie do
zniesienia! Naprawdę się starałam…
Najpierw pojawiły się dolegliwości
somatyczne: bezsenność, nerwowość, bóle głowy, brzucha, brak koncentracji. Później
nie dostrzegała już nic, tylko mur. Stała się płaczliwa, coraz częściej myślała
o samobójstwie.
Jean Paul próbował łatać rozpadającą się
budowlę. Miotał się jak zranione zwierzę w poczuciu winy między Nataszą,a
dziećmi. Te ostatnie zdawały się być najmniej świadome zaistniałej sytuacji. Rozpieszczone
do granic możliwości radośnie korzystały z przywileju posiadania dwóch domów.
Były nie od ujarzmienia!
Zaczęła wydeptywać ścieżki po psychiatrach i
terapeutach. Ni tak dłużej żyć, ni odejść! Ciągle kochała swego męża, ale czuła
jak niewidzialna, żelazna obręcz zaciska sięa jej szyi…
Ma pani tylko dwie możliwości – powiedziała
jej lekarka - albo ratować swoje małżeństwo, albo ratować swoje życie. Jeden
wybór wyklucza drugi. Tu nie ma miejsca na kompromis.
Pakowała się jak automat. Jak uciekinier. Czuła
się jak ostatnia świnia! Podczas ich nieobecności. Mąż był w pracy, a one w
szkole. Nie mogła mu spojrzeć w twarz, ale czuła, że że nie może tu dłużej
zostać. Taryfą kazała się wieźć do Brukseli, choć to pięćdziesiąt kilometrów
było, nieważne, aby dalej stamtąd! Wynajęła pokój w najwyżej położonym
apartamencie hotelu The Hotel ( dawny Hilton) na Boulevard de Waterloo 38, dwa kroki od metra Louise, trzysta metrów od eleganckich butików i dwa razy tyle od
Muzeum Magritte’a. Widok z okna roztaczał się
na przyjemny park ukryty między kamienicami. (Że też nigdy wcześniej go
nie widziała) o tutaj Pośrodku parku stała statuetka Piotrusia Pana, chłopca, który nie
chciał dorosnąć. Natasza patrząc na niego marzyła by znów być małą córeczką
swoich rodziców i nigdy nie dorosnąć do tego dziwnego świata dorosłych. Do męża
wysłała smsa, by jej nie szukał i pozwolił jej odpocząć. Że jutro się zdzwonią.
Wiedziała, że ją zrozumie.
Po raz pierwszy od miesiąca brała prysznic
bez obawy, że ktoś za chwilę wtargnie do łazienki w najbardziej intymnym
momencie. Po raz pierwszy miała tylko dla siebie śnieżną otchłań pościeli bez
dzielenia się nią z innymi. Zasnęła bez proszków co samo w sobie było dla niej ogromnym
osiągnięciem. Nazajutrz ze zdziwieniem stwierdziła, że odróżnia zapach świeżego
pieczywa. Jakby życie odzyskało smak. Nie pamięta kiedy ostatnio z takim apetytem
jadła croissanty, jak tego dnia w hotelowej restauracji wertując Vlan –gazetę z
ogłoszeniami o ogólnokrajowym zasięgu. Właśnie szukała mieszkania do wynajęcia.
Spotkali się jeszcze kilka razy. Jeszcze nie
chcieli się poddać. Jeszcze kochali się pośpiesznie w wynajętym mieszkaniu na
neutralnym gruncie, gdzie Jean Paul zaglądał dwa razy
w tygodniu. W jednym z pokoi urządził nawet swoje biuro. Widywali się ukradkiem
jakby byli kochankami. Krótkie chwile przerywane były natarczywymi telefonami
od dzieci, ich matki, jego matki, jego ex-teściowej, jakby cały świat uczestniczył
w jakiejś zmowie przeciw nim. Nie wiadomo kiedy zaczeli się kłócić i obwiniać.
Później przepraszali się, płakali i przytulali. To Natasza wniosła o rozwód.
Zrobiła ten krok, chociaż bolało. Do dziś boli. Ale kobiety maja w sobie może
więcej siły by zakończyć to co niemożliwe do przetrwania? Może... Jej mąż
przestał sie do niej nawet odzywać. Po prostu zamilkł w bryłę żalu zaklęty. I
tak zostało. Ale to bardzo dobry człowiek jest – mówi Natasza – Nigdy takiego w
życiu nie spotkałam.
Parlament Europejski
Zegar biologiczny cyka i Natasza na gwałt
szuka męża, bo jej „nada dzieci mieć”. Męża, ale już bez swoich dzieci, broń
Boże. Takiego jednak trafić w jej wieku to jak w totolotka wygrać. Bo Natasza
jest w nijakim wieku. Chłopcy pożenili się, a przyszli wdowcy mają jeszcze
swoje żony. A ona dalej tęskni za
bliskością. Choć już swoje wymagania ma i charakter niedobry – jak mówi o
sobie. Jak dziś. Co ją podkusiło by zrugać
naczelnego dyrektora swego jedynego! Natasza zrobiła bardzo ważny projekt,
zarobiła dla firmy bardzo dużo pieniędzy, a ten – „sabaka adna!” mówi „na
mitingie”:
„ My bardzo ważny projekt zamknęliśmy. Ciężko
pracowaliśmy. Klientów nowych znaleźliśmy. Podwoiliśmy zysk dwukrotnie dla
firmy w tym kwartale.” Na to Nataszy czarne płatki przed oczami zamigotały, zczerwieniała
jak pomidor, wstała i mówi: „ Gwoli ścisłości - Nie my znaleźliśmy, tylko ja znalazłam.
Nie my podwoiliśmy zysk, tylko ja, krwawicą swoją podwoiłam. Ty tylko na gotowe pojechałeś i podpis
złożyłeś, a to wszystko ja, Natasza zrobiłam!” . Wszyscy zaczęli nagle nerwowo czegoś
szukać w swoich notatkach i przekładać papiery. Dyrektor zzieleniał, a jego
małe, rybie oczka zrobiły się jeszcze bardziej małe i lodowate. Utkwił w
dziewczynie morderczy, stalowy wzrok, a obfitymi ustami przez chwilę łapał
powietrze jak karp wyjęty z wody. On tego Nataszy nie zapomni, o nie! I
słusznie! – Natasza pokornie okazuje skruchę – Gdzież tak publicznie dyrektora
rugać, toż ja chyba całkiem w głowie oleju nie mam! Bo Natasza dobra dziewczyna
jest, tylko charakter taki niedobry. Najbardziej nie lubi jak niesprawiedliwość
się dzieje. A to jawna niesprawiedliwość była! Ani chybi, przy najbliższej
okazji na bruk ją szef wywali. Ale co tam! Znajdzie inną robotę. Ona twarda
dziewczyna jest. W dawnym Kraju Rad wychowana. Poradzi sobie w każdej sytuacji.
Oby tylko jakiegoś „muża” znalazła i... – orzechowe oczy wilgotnieją – żeby Jean
Paul sobie życie ułożył, bo to taki uczciwy i serdeczny człowiek jest.
Zasługuje na kogoś wyjątkowego, a nie taką durnowatą Nataszkę, co z dziećmi nie
poradziła – dodaje cichutko...
Вот целая история, которую жизнь написала...
No to pomylilam sie w przewidywaniach :) Nie takiego zakonczenia sie spodziewalam ... smutny scenariusz napisalo zycie
OdpowiedzUsuńOby znalazla swego ksiecia z bajki jak najszybciej skoro tak bardzo chce miec dzieci ...
Ucaluj ja krasawicu :)
dzis w poludnie :)
Usuń... a tak sie kochali... Przeszkodzila im byla i dzieci???
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judyta
Hmmm - rozumiem, że kobiecie trudno wejść w rolę macochy i sama nie wiem jak poradziłabym sobie z taką sytuacją. Ale piszesz też, że jest to twarda dziewczyna. Wydaje mi się, że można było jakoś się wspólnie dogadać. Z dziećmi i swoimi nie jest nieraz łatwo. My ogólnie nie mamy z synem większych problemów, ale rozmawiając z matkami sytuacje są bardzo różne. A przypadki np. wchodzenia do łazienki dziecka, gdy rodzic tam przesiaduje, czy pakowanie się do wspólnego łóżka wyjątkowo częste - co i u mnie również występuje (choć do łazienki już od dawna nie wchodzi - zresztą można się zamknąć ;p). Być może odbiór sytuacji jest inny go to moje dziecko, ale z tego co zrozumiałam, dzieci ją lubiły, więc myślę, że wystarczyło by więcej wspólnych rozmów, postawienie, uczenie granic, zaangażowanie większe i ojca, a by się udało uratować związek.
OdpowiedzUsuńWiem, cos na temat wspolnego spania :) syn sypial z nami chyba do 6 roku zycia ja nie dluzej, chociaz mial swoj pokoj, przychodzil z koldra w nocy i to takie milutkie bylo... :) tak, tu ojciec byl troche ciapowaty, dzieci mu na glowie siedzialy, nie potrafil postawic zadnych granic nawet dla ich wlasnego dobra. to czesty przypadek rodzicow, ktorzy nie widza za czesto swoich dzieci i chca im nieba przychylic potem, byc "dobrym" tatusiem.
UsuńOj, nie takiego końca się spodziewałam...a polubiłam Nataszę na poczatku, teraz zupełnie mi się odmieniło...
OdpowiedzUsuńtak to bywa, pozdrawiam Madziu!
UsuńZaskoczenie!!!!! Ot, durnaja Natasza!!!! Cała winę wzięła na siebie. To niedopuszczalne!!! Facet chyba słabo kochał, jeśli pozwolił na taki obrót sprawy.Pozdrawiam i proszę następnym razem o happy end:)
OdpowiedzUsuńprawda, że durnaja? :) pozdrawiam
UsuńZycie pisze dziwne scenariusze. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZ jednej strony rozumiem Nataszę, ale z drugiej... Zastanawiam się jak to będzie gdy urodzi własne dzieci...
OdpowiedzUsuńaaa, to pewnie będzie zupełnie inaczej. Macieżyństwo bardzo kobietę zmienia ( zazwyczaj na lepsze, choć są wyjątki) :)
UsuńCzasem na zbyt lepsze i wtedy jest gorzej.
UsuńO Boże jakie życie może być skomplikowane...
OdpowiedzUsuńSzkoda Nataszy...
Szkoda, niech znajdzie swoją połówkę i będzie szczęśliwa...
jednocześnie banalne i skomplikowane... to zycie... Pozdrawiam!
UsuńNo tak, życie pisze przeróżne scenariusze.
OdpowiedzUsuńAle mimo wszystko mnie ta historia zaskoczyła.
bo każda historia życia to materiał na oddzielna książkę, Stokrotko! ściskam
UsuńNie rozumiem kobiety! I moja sympatia dla niej prysła niczym bańka mydlana. Dzieci Chce mieć dzieci? Ona najwyraźniej nie nadaje się do dzieci. Przepraszam,że tak piszę, ale to moje zdanie. Wychodząc za mąż za faceta, który ma dzieci powinna się z tym liczyć,że jego dzieci będą uczestniczyły w ich życiu. Dzieciom wystarczy postawić określoną granicę, wprowadzić zasady - to się nazywa proces wychowania. Od swoich dzieci tez ucieknie, jak poczuje się zmęczona?
OdpowiedzUsuńNie... Taka kobieta nie nadaje się do dzieci, żadnych dzieci! Egoistka i tyle.
***
Świetnie napisany tekst!
Pozdrawiam!
Egocentryczna... dla mnie sama wydaje sie wiecznym dzieckiem. zabawnie opowiada, choc to co opowiada nie zawsze jest zabawne ): sama zluje, ze sie im nie udalo. Mysle, ze jak bedzie miala wlasne dzieci, to zupelnie zmieni punkt widzenia. Mam kilka takich mlodych kolezanek, ktore mialy dosc rewolucyjne poglady na wychowywanie dzieci, na temat malzenstwa. Jak same zalozyly wlasne rodiny - to ich punkt widzenia znacznie sie zmienil, zgodnie z pewnym cytatem: " gdy nie mialam dzieci , mialam 5 teorii na ich wychowanie, teraz mam piecioro dzieci i zadnej teorii... pozdrawiam :) i dziekuje!
UsuńBo do wychowania dzieci nie teoria potrzebna, ale miłość i zdrowy rozsądek.
UsuńZ byle jakim mężem szczęśliwa nie będzie. Coś czuję,że kiedy urodzi mu dzieci, on się przestraszy i ucieknie, jak ona. Historia lubi zataczać koła. Ale liczmy,że będzie inaczej. Życzę jej tego z całego serca. Dobrej nocy!
Dziwna kobieta z tej Nataszy...
OdpowiedzUsuńCo zrobi gdy będzie miała swoje dzieci?
Serdecznie pozdrawiam:)
Wzajemnie :)
UsuńMyślę, że za szybko zrezygnowała ze swojego szczęście. Ja bym walczyła( nie z dziećmi,) o jakąś równowagę.
OdpowiedzUsuńBo ona jest taka narwana trochę, robi nieprzemyślane ruchy, a tu cierpliwości i rozwagi trzeba było...
UsuńTrudno jest czasem zrozumieć ludzi:Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńBardzo... pozdrawiam Reniu :)
UsuńNa sercu żałość się rozlewa, gdy czytam taką historię dobrego człowieka, jakim jest Natasza. Problem zazwyczaj dotyczy dobrych ludzi, bo tych złych, zło nie dotyczy, oni sobie z tym problemem sami dają radę.Jej trzeba było pokazać jak nie dać dzieciom wejść sobie na głowę.Tylko kto to miał zrobić? Pozdrawiam Cię serdecznie!
OdpowiedzUsuńKochana, z ta swoja dobrocią serdecznie wzięłaś w obronę Nataszkę :) Pięknie napisałas to Joasiu, dobranoc :)
UsuńO. Różnych zakończeń się spodziewałam, ale nie takiego :)
OdpowiedzUsuńDzieci... hm najlepiej się wie, jak je wychowywać, kiedy się ich nie ma ;)
No wlasnie, ona przynajmniej sie nie wymadrzala, ze wie. zwiala bo nie wiedziala, ale znam takie co same nie maja, ale jakbys posluchala jak radza doswiadczonym matkom, to ho; ho! kto by pomyslal, ze same z szescioro wychowaly! milego dnia :)
UsuńNiespodziewane zakonczenie i dlatego powinnaś pisac książki...chociaż tą opowieść napisało zycie....Chyba za słabo kochała jak uciekła...ale życzę jej szczęścia.
OdpowiedzUsuńProszę następną i następną historię i tak poznamy mieszkańców Brukseli .Gdy widzę w TV Brukselę myślę o Tobie kochana a teraz będę wypatrywać jeszcze Nataszy :)
jesteś kochana :) to wszystko w tym temacie, caluski :)
Usuńdzięki! Chętnie zajrzę bo fotografia to moja taka mocno amatorska pasja :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńpięknie;) zazdroszcze;)
OdpowiedzUsuńnie bardzo rozumiem czego :)
UsuńJa myślę, że talentu pisarskiego ! :-)
UsuńAha :)
Usuńот жизнь!!! źle mi sie operuje rosyjską klawiaturą, więc napiszę po polsku. Choć sama nie wiem co...
OdpowiedzUsuńcha, cha dobry komentarz, pozdrawiam :)
Usuńznowu smutna historia. Przeczytałyśmy to o Nataszce jednym tchem. Mamidło powiedziało, że takich Nataszek bardzo dużo zna i na naszych terenach. Ale chyba dla nas najsmutniejsze jest to, że NAtaszka marzy o dziecku i nie ma tego dziecka. Mamidło mówi, że to największa tragedia chcieć mieć dziecko a nie móc. Trzymamy kciuki, aby Nataszce się udało. Pozdrawiamy całą rodzinką cieplutko
OdpowiedzUsuńAgusiu, opowiadanie pięknie napisane i z zaciekawieniem przeczytałam cały cykl, ale tak smutno mi się zrobiło, że ludzie mimo, iż się kochają, potrafią się od siebie oddalić... Ściskam najmocniej :* M.
OdpowiedzUsuńJak to mówią, zycie to nie bajka! tez chciałabym by ta historia miała piękniejsze zakończenie, ale kto wie - zycie ciągle je pisze :)
UsuńKochana pisz, pisz, ja tak kocham to "Twoje pisanie".
OdpowiedzUsuńTa rubryka w Twoim blogu, najbardziej do mnie przemawia.
Choć inna tematyka też, bo Ty jesteś taka naturalna i prawdziwa, nic nie udajesz.
Takich ludzi pochłania się bez reszty.*****))))