Coś dla ducha, czyli nie samymi frytkami człowiek żyje.(część 1: Gotfryd Bouillon)
Mówią, że Bruksela jest brudna i
nudna, grymaszą, że deszczowa. Jak dzisiaj. Mamy koniec maja, a temperatura na
dworze zaledwie około dziesięciu stopni Celsjusza. Najstarsi Belgowie nie
pamietają tak deszczowego i chłodnego maja! Mimo to warto odwiedzić Brukselę
dla kilku rzeczy. Zostać tydzień – by przychylniej na nią popatrzeć, kilka
miesięcy by się z nią zaprzyjaznić, parę lat – by pokochać to miasto! Za
czekoladki, frytki, piwo, szeroko rozumianą różnorodność i za...sztukę.
Gdybym miała w Brukseli poświęcić
jeden dzień na tę ostatnią – zdecydowanie zaczęłabym moją wędrówkę od Place Royale ( Plac Królewski) - miejsca licznych
muzeów i zabytków.
Pośrodku
placu stoi pomnik kamiennego, dumnego rycerza. Mosiężnymi ostrogami spina swego
wierzchowca. Linia tramwajowa omija go łukiem z dwóch stron. To Gotfryd
de Bouillon (Gotfryd z Bouillon) – organizator i przywódca pierwszej
wyprawy krzyżowej do Jerozolimy w celu jej odbicia z rąk Arabów. baron Gotfryd de Bouillon jako jeden z pierwszych
odpowiedział na apel papieża wzywającego do obrony Jerozolimy przed najazdem
muzułmańskim. Wyruszył ze swoimi rycerzami w roku 1096, a trzy lata później
zdobył święte miasto. By móc pozyskać potrzebne środki zastawił swój zamek w
Bouillon na południu kraju. Na marginesie: warto ruszyć się kiedyś z Brukseli w
kierunku Luksemburga, by zwiedzić tę jedną z najstarszych belgijskich
średniowiecznych fortyfikacji.
Zamek
robi wrażenie, bujna przyroda cieszy oczy, a przy odrobinie szczęścia – z dużym
prawdopodobieństwem, można załapać się na pokazy szkolonych jastrzębi, sępów,
sów, sokołów i orłów. Latem organizowane jest nocne zwiedzanie zamku z
pochodniami i wiele innych atrakcji. Póki co
wracajmy do Brukseli, do pomnika Gotfryda.
Wyprawom
krzyżowym przyświecały szlachetne cele: odbicie świętego miasta z rąk
muzułmańskich, ich ochrona oraz zapewnienie chrześcijanom dostępu do ich miejsc
kultu. W rzeczywistości stały się pretekstem do grabieży i wielu nadużyć i
rozpoczęły epokę krwawych wypraw krzyżowych.
Widok z zamku.
Gotfryd nigdy nie
wrócił do swego Bouillon. Mógł zostać krolem Jerozolimy, ale odmówił zaszczytu.
Nazwał się skromnym „Obrońcą grobu Pańskiego”. Walczył jeszcze dalej w Egipcie,
a zmarł w niewyjaśnionych do końca okolicznościach. Został pochowany w
Jerozolimie. Pewnie nie wszyscy wiedzą, że to właśnie jemu zawdzięczamy nazwę
popularnych kostek rosołowych – „bulion” („boullion”). W drodze do
Jerozolimy jego ludzie gotowali tak zwaną “zupę nic”, którą nazwano imieniem
rycerza. Teraz już popularne kostki rosołowe, używane tak powszechnie w
twojej kuchni będą kojarzyć ci się z Belgią.
Smerfik
cdn
Taki Gotfryd to miał fajny zamek. Gość spodziewał się, że wyprawa się opłaci skoro zastawił swój skromny domek. Był pierwszym królem królestwa jerozolimskiego, przez co wszedł do annałów historii. Żył krótko, ale intensywnie.
OdpowiedzUsuńNiektórzy taką zasade wyznają: krótko i intensywnie :)Jak łazilam po tych mokrych lochach (lalo jak z cebra) to myslałam, że kurczę, nie chciałabym tak mieszkać, a przecież na tamte czasy zamek był szczytem nowoczesności, no i nie do zdobycia :)
UsuńOOO ale sowa !!
OdpowiedzUsuńCiekawa historia kostek rosołowych. Nie jestem pewna, czy tak znamienity rycerz byłby zadowolony z tego, że jego nazwisko w taki sposób przeszło do historii.
OdpowiedzUsuńPewnie w najsmielszych marzeniach nie pomyslał, że bedzie swoim nazwiskiem sygnowal kostki do rosolu, chi, chi! Zycie potrafi zaskakiwać :) pozdrawiam!
Usuńi pewnie w najśmielszych marzeniach nie pomyślał, że po zamkowych komnatach będa snuły się wycieczki zwiedzajacych. piękny, choć chłodny spacer.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:)
chwilami był to spacer po kostki w blocie :) ale fascynujący. chciałabym tam pojechać na te nocne zwiedzanie z pochodniami, może jakieś białe damy snujace się po murach zapewnia turystom, by adrenalina troche skoczyła :) pozdrówka!
UsuńPiękne zdjęcia , ten pomnik zawsze mi się podobał jest taki majestatyczny. A sowa mmmmmm jak je uwielbiam są śliczne aż zazdroszczę, że z tak bliska mogłaś podziwiać tą piękną istotkę ;) Buziaki ;****
OdpowiedzUsuńone nawet przysiadają ludziom na ramionach, tak atrakcja wzbudzająca zachwyt, cudne są!
UsuńLubię frytki, mogę jeść na okrągło :-)))
OdpowiedzUsuńSmerfik fajny :)
A że bulion jest belgijski to nie wiedziałam :-)
O to nadajesz się do Belgii na stałe :)Zwłaszcza, że Belgowie też bardzo kochają koty, podobnie jak ty :)
UsuńOOO z dumą mogę powiedziec że sobie pozwiedzałam i aż mi lepiej:)Jak Jestem u Ciebie to słyszę głos jak oprowadzasz i z pasją opowiadasz !!!A dzisiaj wyjątkowo to było mi potrzebne :)))
OdpowiedzUsuńNo to Bruksela zimnem starszy :)U Nas dzisiaj też nie najcieplej, no ale nie jest zle 18 stopni, przynajmniej odpoczęłam po całym intensywnym tygodniu, przed następnym, który też intensywnie się szykuje :)
P.S. Kostek nie używam, także dla mnie może ich nie byc!:)
Ale za to sowaa jaka :)
Uściski gorące ślę :))):*
18 stopni! to prawie Afryka :) miłego tygodnia moja droga :)
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńAż parę lat trzeba się zakochiwać? To bardzo długo!
Pozdrawiam serdecznie.
bo to trudna milosc, dla najbardziej wytrwalych :) milego dnia!
UsuńGrunt to fantastyczny przewodnik. Każde miejsce może zamienić , dzięki swoim opowieściom, na niezapomniane. Ślicznie dziękuję za tę wycieczkę.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńUwielbiam te Twoje opowieści o miejscach w których żyjesz. Poznaję Brukselę, chociaż nigdy tam nie byłam.
OdpowiedzUsuńWszystko przed toba, milego dnia :)
UsuńMoże i ja się kiedyś wybiorę ale mam za mało czasu by pokochać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńto i lepiej, bo z uczuciami trzeba ostroznie :) wystarczy polubic :) zapraszam w imieniu Brukseli!
UsuńPierwsze zdjęcie genialne. Jak zaproszenie do bajki:)
OdpowiedzUsuńPięknie opowiedziane. Jak się zdecyduję na wycieczkę do Brukseli, to nieśmiało poproszę o oprowadzenie :)
OdpowiedzUsuńJaki skromnis: "nieśmiało poproszę " :) ok, ok z przyjemnoscia oprowadze :) najchetniej to bym sie w ogole przekwalifikowala i oprowadzala wycieczki, nudzi mi sie na jednym miejscu :)
UsuńMam wadę. Nawet kilka czy kilkanaście. Ale ta konkretna polega na łapaniu za słówka :) Ciekawe czy zgadniesz za jakie słówko złapałbym? :)
Usuńale chodzi o moja konkretna wypowiedz powyzej, czy w ogole o popelniony przeze mnie post. naprowadz mnie
UsuńO odpowiedź na mój komentarz :)
Usuńnie wiem czy idę dobrym tropem :)zazwyczaj widze i slyszę zupelnie coś innego niż wszyscy :)Może chodzi o to, że nudzi mi sie na jednym miejscu?
UsuńNie, chodzi o: z przyjemnością oprowadzę :) Sorry
Usuńcha, cha , w pierwszej chwili tak pomyślałam, ale później się zawstydziłam, ze to głupio zabrzmi i zaczęłam kombinować inaczej :) ja już tak mam. intuicję bardzo dobrą,zgaduję od razu, ale ja wypieram, myslę sobie ( to typowe dla blondynek) to byłoby za proste, no i próbuję skomplikowac sobie zadanie, własnie odkryłam chyba nową fascynację muzyczną - stare już w sumie utwory Janusza Radka. niektóre interpretacje znanych kawałków doskonałe, duzy ładunek emocjonalny, posłuchaj sobie, pozdrówka :)
UsuńNo widzisz. Ja prosty człowiek, więc łapię za proste słówka :)
UsuńA Janusza znam i to bardzo dobrze.
Po prostu nie jesteś blondynką :) to wszystko tłumaczy :) Ja Radka z przyjemnością odkrywam na nowo :) dziś w pracy cały dzień go słuchałam. mówiąc trywialnie - takie odgrzewane kotlety :) czasami bardzo smakują!
UsuńWidok z zamku i zdjęcie kolejne ze światłocieniem na murze-obłędne;piszesz:
OdpowiedzUsuńWyprawom krzyżowym przyświecały szlachetne cele: odbicie świętego miasta z rąk muzułmańskich, ich ochrona oraz zapewnienie chrześcijanom dostępu do ich miejsc kultu. W rzeczywistości stały się pretekstem do grabieży i wielu nadużyć i rozpoczęły epokę krwawych wypraw krzyżowych
to prawda;tylko;że w owym czasie nie było problemów z dostępem do miejsc świętych dla chrześcijan-no fakt; "pielgrzymi" z mieczami i pochodniami byli niezbyt "mile" witani;a już totalną porażą była tzw.4 krucjata "dziecięca". Zwróć też uwagę na fakt;że "czcigodni" rycerze zanim dotarli do Ziemi Świętej po drodze łupili i grabili co się da-jakoś zaopatrzenie wtedy kulało ;-).
Zgadzam sie z toba, choc nie do konca.
UsuńZeby bylo jasne : jestem przeciwna religijnej przemocy, uwazam ze wszystkie wojny prowadzone w imie Boga zasluguja na potepienie, a wyprawy krzyzowe to czarna karta w historii kosciola.
ale nie zapomnij o tym, ze to muzulmanie jako pierwsi najechali i zajeli miejsca kluczowe dla kultury chrzescijanskiej;mysle, ze ta informacja jest potrzebna dla lepszego zrozumienia problemu, bo to sie przemilcza i wyglada na to, ze chrzescijanie pojechali do Jerozolimy bronic swietego miasta... przed nimi samymi.
co do reszty zgadzam sie i potepiam. tak jak potepiam wszystkie wspolczesne wojny ubrane w plaszczyk szlachetnych powodow.
Agnieszko najgorsze w tym wszystkim są słowa:
UsuńZwycięzcy nikt nie będzie się pytał, czy mówił prawdę
Adolf Hitler.
Przemoc rodzi przemoc;spirala fałszywych motywów.przesłanek,dążeń jest usprawiedliwieniem dla każdego draństwa i okrucieństwa;krew,cierpienie i okrucieństwo są idealnym "paliwem" zwycięzców".
A co do przemocy na tle religijnej...niezależnie z której strony nadciąga;w imię której wiary;jest...straszna. Wojny na tle religijnym są chyba najokrutniejsze i najbardziej bolesne z wszystkich...
U Ciebie zawsze pięknie i coś dla duszy:)))Pięknie oprowadzasz i fantastycznie opowiadasz:))Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńReniu to u ciebie pieknie i przytulnie, i pędze teraz zobaczyć co u ciebie nie z grzeczności ( bo tak może to wygladać) a le z czystej przyjemności obcowania z tobą. Czasami jestem dłużej nieobecna z braku czasu, ale zawsze wracam i na spokojnie nadrabiam zaleglości na ulubionych blogach :)
UsuńNo właśnie : "Przemoc rodzi przemoc" i spirala się nakręca. Wojny religijne sa tym bardziej gorzkie, że rzekomo w imię Boga ludzie mordują się nawzajem w często wyrafinowany sposób. Nie wierzę , że Bóg tego chce, to ludzie wymyślili religie i podziały, bo tak łatwiej sprawować kontrolę nad ludźmi. Powtarzając za pisarką :to "ludzie ludziom zgotowali ten los", a mieszają w to Boga bo tak jest łatwiej znaleźć wytłumaczenie. Pozdrawiam i życze miłego tygodnia.
OdpowiedzUsuńto powyżej to była odpowiedź dla Mariusza :)
UsuńCudna blue fotka!
OdpowiedzUsuńWspaniale przenosisz mnie w inne, nieznane klimaty.
ojej, dziękuję bardzo i ciesze sie niezmiernie! :)
UsuńPiękne zdjęcia! I jakie cudowne doznania!
OdpowiedzUsuńW końcu udało mi się znaleźć chwilkę:) I ja ostatnio nazwiedzałam się zamków. Lubię bardzo. Zimne kamienie i zapach... Historii, która kryje swoje dobre i złe tajemnice. Fajne zdjęcia. Pozdrawiam Cię Aga:)
OdpowiedzUsuńMajeczko, tez sie wybieram do ciebie i dojsc nie moge, ale mysle, ze dzis mi sie uda :) nieraz na szybko podgladam na fejsie i "lajkuje" :)
UsuńA to mnie zaskoczyłaś tymi kostkami rosołowymi :-)))
OdpowiedzUsuńChciałam Ci podziekować serdecznie za wiele sympatycznych komentarz pod moimi tekstami.
Gdybyś jeszcze do mnie zajrzała i przeczytała tekst "Wróciłam" to chyba domyslisz się że wróciłam na tę ulicę gdzie Ty też kiedyś mieszkałaś.
A u nas też tak zimno, zupełnie nie jak w maju.
Serdeczności Agnieszko!
I dziękuję za tę podróż po Brukseli.
nasza ulica! pewnie ze z przyjemnoscia tez tam wroce :) jeszcze dzisiaj Stokrotko!
UsuńTrès belles photos Laviolette. Aujourd'hui en Belgique, nous avons du soleil, super !
OdpowiedzUsuńProfitons-le! Bisous!
Usuńcudowne zdjęcia! :)
OdpowiedzUsuńTyle miejsc, tak odległych i tak różnych pokazałaś po mistrzowsku. Poznając Brukselę Twoimi oczyma, poznajemy ją bez zgiełku miasta, bez korków i przemocy z pierwszych stron gazet. Pojawia się nam jako przyjazne miasto w którym mieszka bliska nam osoba. Mer powinien Cię wyróżnić, bo ja i czytelnicy bloga już dawno wyróżnili Cię w naszych sercach.
OdpowiedzUsuńJoasiu, mer pewnie nie ma pojecia o mojej akcji promujacej Brukselę, chi, chi> Może powinnam go uświadomć :)Już kiedys myślałam, żeby po francusku pisac bloga, ale i na tego nie mam za duzo czasu, więc może w dalekiej przyszłości... Pozdrawiam cieplutko!
UsuńZawsze z przyjemnością czytam.
OdpowiedzUsuńo znów mamy super wycieczkę z super przewodniczką po Belgii. :) no i teraz bulion będzie mi się kojarzył z Belgią:) uwielbiamy czytać i oglądać cała rodzinką. pozdrawiamy serdecznie.
OdpowiedzUsuńBardzo polubiłem Brukselę. Może Autorka wie kiedy i dlaczego powstał pomnik Godfryda de Bouillon ? Nie zdążyłem się dowiedzieć. I dlaczego w parkach nie spotkałem tam ptaków ?
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, że zdążyłeś polubić moje miasto, kimkolwiek jesteś :)
OdpowiedzUsuńNie widziałeś ptaków? Są! nawet wolno fruwające zielone papugi:) Musiałeś patrzeć pod nogi, zamiast w konary drzew, skoro ich nie spostrzegłeś:)
Pomnik Gotfryda powstał w 1848 roku i był pierwszym pomnikiem konnym w Brukseli. Kto wpadł na ten ten pomysł? Do końca nie wiadomo, ale prawdopodobnie młode belgijskie państwo(powstałe w 1830 roku) szukało patriotycznych wzorców, które mozna byloby umieścić na pomnikach, i tak wybór, budzący sporo kontrowersji padł na Gotfryda. :)
Mam nadzieję, że odpowiedź choć częściowo usatysfakcjonowała pytającego:)
Dzien dobry,
OdpowiedzUsuńwlasnie rozpoczelam lekture pierwszej pani ksiazki o Brukseli i musze przyznac, ze jestem zaskoczona iloscia ciekawostek i detali, o ktorych pani wspomina w ksiazce. Interesuje mnie rowniez ich zrodlo. Na przyklad ta o pochodzeniu bulionu. Dosyc dobrze znam jezyk francuski, jestem po filologii, tlumacze ksiazki, a szczegolnie interesuja mnie kulinaria i ich historia. Nigdy nie slyszalam tej historii o pochodzeniu bulionu, dlatego bardzo jestem ciekawa, skad pani ja zaczerpnela, z jakiego zrodla. Czy moglaby pani podac ?
Z tego co mi wiadomo, nazwa tej belgijskiej miejscowosci pochodzi od walonskiego wyrazu okreslajacego wzniesienie, wzgorze, gdyz na nim powstal zamek i z bulionem nie ma wiele wspolnego. Najprawdopodobniej wczesniejsza nazwa brzmiala "Bublione". Przejrzalam rowniez kilka slownikow etymologiczych jezyka francuskiego pod katem etymologii slowa "bouillon" i zaden nie wspomina tej historii.
W nadziei na kilka slow wyjasnienia pozdrawiam pania
Anna Sloinska
Witam Panią Pani Anno :)
UsuńBardzo mi miło, że udało mi się Panią zaskoczyć:)
Teraz trudno mi jest zebrać do kupy źródła, z ktorych korzystalam, bo były to ksiązki, broszury, opowieści ustne "tubylców", przewodniki. Ale to też nauczka na przyszłość, by je spisywać. Jak będe miała więcej czasu to pogrzebię w moich notatkach i może trafie na źródło.
Generalnie, nie chodzi o to, że słowo "bulion" ma coś wspólnego z miejscowością o tej nazwie, tylko raczej z tradycją wypraw krzyżowych, kiedy to ponoć gotrowano te zupki "nic", a że zapoczatkował je własnie Gotfryd z Bouillon, to na jego pamiątkę zaczeto je tak ponoć nazywać... Postaram się to odnaleźć w swoich folderach :)
Pozdrawiam,
Agnieszka
Dziekuje za odpowiedz, ale historia o "zupkach nic" wydaje mi sie niestety zmyslona, i tak naciagnieta, ze az nieciekawa dla kogos, kto interesuje sie powaznie historia. Ponadto piszemy po francusku "bouillon", a nie "„boullion”. Wlasnie koncze ksiazke, musze przyznac, ze niektore emigracyjne historie mi sie spodobaly i ma pani pewien dar do ich opisywania, chociaz ogolnie dominuje troche przygnebiajaca nuta - sa one z reguly smutne. Jestem troche rozczarowana iloscia informacji o Brukseli, po pierwszych rozdzialach spodziewalam sie wiecej, spodziewalam sie rzeczywiscie takiego bardziej osobistego przewodnika po miescie. Niestety zostalo ono ukazane w ksiazce bardzo powierzchownie.
UsuńPozdrawiam
Anna Sloinska
Dziękuję za opinię. Rzeczywiście, nie było moją ambicją kierowanie ksiązki do pasjonatów historii, nie jestem specjalistką w tej dziedzinie, raczej to luźne opowieści i Bruksela widziana moimi oczami, może powierzchownie, ale bardziej skupiłam się na rozliczeniu mego pierwszego okresu emigracyjnego i emocjom mu towarzyszącym (stąd ta melancholia), niż faktach. Napisano na ten temat już zbyt wiele książek, z ktorymi nie zamierzam konkurować. To osobiste "wylewnie duszy" :) Bardzo sobie cenię każda konstruktywną opinię i wyciągam wnioski na przyszłość, dziękuję i pozdrawiam
UsuńAgnieszka Korzeniewska