Nieskończony sen szaleńca.
To nie Atomium i nie Grand Place, ale właśnie on jest dla mnie
najbardziej wymownym symbolem tego miasta. Paryż ma swoją „Żelazną damę”, Londyn – Big Bena, a. Bruksela ma Pałac Sprawiedliwości.
Znajduje się w okolicy Avenue Louise i Place du Sablon – grzechem byłoby go ominąć.
Nie
daje się go nie zauważyć. Jak Oko Saurona, niepokoi, przywołuje, dostrzeże cię wszędzie. Nie schowasz się przed jego wzrokiem.
Wyniosły i pyszny,złowrogi i tajemniczy. Szara, ciemna bryła,
zbudowana w porządku antycznym. Mimo, że idealna w swoich proporcjach, przytłacza
rozmiarami. Nad przygnębiającą, ponurą masą lśni złota kopuła.
Miał
być symbolem rodzącego się państwa, metaforą praworządności i sprawiedliwości.
Jednak od początku prześladuje go zła
passa. Wywołuje skrajne emocje.
Wszystko zaczęło się pewnego letniego dnia...
Jest 12
lipca 1861 rok. Ministerstwo
Sprawiedliwości wyznacza zasłużonego budowniczego Brukseli – Josepha Poelaerta
– głównym architektem budowy Pałacu Sprawiedliwości. Gdy mistrz decyduje zabrać
się do dzieła – Horta, ojciec belgijskiej secesji ma zaledwie roczek... Gdy
kładziony jest pierwszy kamień pod fundamenty – przyszły budowniczy Brukseli jest
dopiero pięcioletnim chłopcem...
Rozpisany
rok wcześniej, w 1860 roku międzynarodowy konkurs na projekt przyszłego lokum
belgijskiej Temidy nie wyłania żadnego zwycięzcy. Poelaert zostaje wybrany
pozakonkursowo. Nie bez znaczenia jest fakt, ze jest przedstawicielem
francuskiej masonerii, po dziś dzień bardzo silnej w Brukseli. Jednym z licznych masońskich symboli wewnątrz
budynku jest wielka, pięcioramienna gwiazda na marmurowej podłodze z ostrzem
wskazującym południowy kierunek.Nie bez
znaczenia wydaje się również fakt, że pałac został zbudowany na wzgórzu o nazwie
Galgenberg ( od flamandzkich słów: szubienica i góra), wzgórze na którym w
średniowieczu wieszano skazańców.
Stoję twarzą w twarz z kolosem. Po prawej mojej ręce rozciąga się w dole robotnicza dzielnica Marolles, po lewej: Avenue Louise i Boulevard Waterloo, czyli "Francja-Elegancja". Za mną ciągną się królewskie urzędy z parkiem Petit Sablon, a przed chwilą wyszłam z ukrytego między kamieniczkami parku Egmonta.
Patrzę na wielką bryłę na wzgórzu i myślę czy to zrealizowana wizja geniusza czy
szaleńca?
Może jedno i drugie... Poelaert widział swoje dzieło wielkim i niezwyciężonym. Miało
uosabiać sen o potędze, władzy, nieskończoności ludzkiej mysli, ich pragnień i
tęsknoty za niograniczoną wolnością. Stało się symbolem poświęceń,
niesprawiedliwości, łez, mieszaniną prawdy, fikcji, niezbadanej tajemnicy,
niedokończonym snem...
26 0000
m2 powierzchni, 576 pomieszczeń, 8 wewnętrznych dziedzińców, 40 km korytarzy...
Na ówczesne czasy był największym budynkiem w Europie. Dziś to ciągle
największy Pałac Sprawiedliwości na świecie. Jego budowa trwała ponad 20 lat i
prawie zrujnowała skarbiec młodego państwa. Niełatwo go obejść. By mógł
wygodnie panoszyć się na wzgórzu, wysiedlono z okolic 15000 biednych ludzi.
Musieli szukać schronienia w dolnych partiach miasta lub w sąsiedniej dzielnicy
Saint Gilles. To nie mogło się im podobać. Złorzeczyli architektowi. Nienawidzili
go i przeklinali. Nie doczekał inauguracji swego dzieła. Plotka głosi, że tuż
przed śmiercią popadł w obłęd, ale prawda jest ponoć bardziej prozaiczna.
Wycięczony ciągnącą się w nieskończoność budową dostał wylewu i zmarł nagle,
przy narastających klopotach z pieniędzmi na ukończenie budowli, niezrozumiały
i niedoceniony przez sobie współczesnych.
W
dzień uroczystego otwarcia Pałacu Sprawiedliwości na ulice wyszedł tłum
rozwcieczonych i skrzywdzonych mieszkańców. Belgijska Sprawiedliwość nie
rodziła się przy apluzie i przychylności swoich obywateli.
W
Pałacu Sprawiedliwości pracuje około 2000 ludzi, a codziennie przemyka się
korytarzami 5000 ludzi: pracowników i interesantów.
Od lat
trwający remont pochłonął już około 80
milionów euro, a końca jak nie było widać, tak nie ma. Są głosy, że taniej
byłoby rozebrać budowlę i wybudować nową od podstaw. Ale tak jak niektórzy
Polacy nie wyobrażają sobie stolicy bez wątpliwej urody Pałacu Kultury i
Nauki, tak wielu Belgów byłoby bardzo smutnych nie widząc złotej kopuły odwiecznej budowli z okien tramwajów, gdy rano jadą do pracy. Budynek kryje w sobie wiele tajemnic. Jego twórca przez wszystkie lata budowy nigdy nie przedstawił żadnych
kompletnych planów budynku ówczesnym władzom! Rozbudowywał go i modyfikował, według swego
uznania, bez żadnego porozumienia z osobami trzecimi. Dlatego też wnętrze budowli kryje
wiele niezbadanych miejsc, drzwi, do których zagubiono klucze, labiryntów korytarzy,
którymi nikt nie chadzał...
Pałac jest pokryty od lat pajęczyną rusztowań, które stały się prawie jego "drugą" skórą.
Pałac widoczny
jest w głębi po lewej stronie. Nad ulicą znajduje się szklane przejście do
windy, łączącej Pałac Sprawiedliwości z "Dolnym miastem". Po prawej:
przykład charakterystycznego dla Belgii galimatiasu budowlanego. Z jednej
strony zabytkowe kamieniczki, z drugiej: w najbardziej nieoczekiwanym miejscu
kolorowe, "komiskowe" domy, jak ten z prawej.
Już pisałam
wcześniej o Pałacu Sprawiedliwości w Brukseli w trochę innym kontekście. Kto ma
ochotę, może przeczytać tutaj: http://laviolettee.blogspot.be/2012/11/palac-nie-sprawiedliwosci.html Tam
mozna znaleźć inne zdjęcia.
Na koniec dodam
ciekawostkę, że bliźniaczy pałac sprawiedliwości znajduje się w... Limie.
Wciągająco piszesz :)
OdpowiedzUsuńTak wielkie budowle zawsze wzbudzaly we mnie groze i dlatego nie cierpie stylu monumentalnego. Gdy slysze o tajnych przejsciach, labiryntach to uciekam. Lubie jasnosc uczciwosc i prostote. Wcale sie nie dziwie, ze budowniczy, autor tego kolosa sam tego nie wytrzymal.
OdpowiedzUsuńMoje odczucia jednak nie zmieniaja faktu, ze opisalas to wszystko bardzo ciekawie i sugestywnie. Pozdrawiam serdecznie i dziekuje ze moge coraz lepiej poznawac Bruksele.
jest to dla mnie szczegolny komplement z ust artystki. Joasiu staram sie was nie zanudzac suchymi faktami, ale sprawic byscie poczuli bardziej klimat Brukseli, jej zapach i smak. Jesli choc w jakims ulamku mi sie to udaje, to bardzo sie ciesze! sciskam
UsuńSame ciekawostki dla mnie. Ja też nie przepadam za takiego rodzaju budowlami ale to one właśnie są symbolem miast....pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńNie wiem kim jesteś z zawodu;ale spokojnie możesz oprowadzać wycieczki albo pisać przewodniki :-).
OdpowiedzUsuńPracuje w marketingu: suche fakty i statystyki :) a lazenie po miejscach gdzie mieszkam i pisanie to moja pasja, cos tak dla rownowagi :)
UsuńStraszne i ponure gmaszysko. To pierwsza myśl gdy zobaczyłam zdjęcia i Twój tekst to potwierdził. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńAleż potężna budowla ...
OdpowiedzUsuńJak sprawiedliwość :-)))
To dopiero budowla ile to niesprawiedliwości tam się mieści:bardzo lubię czytać twojego bloga bo zawsze piszesz dużo ciekawych rzeczy a nie tylko suche fakty:)))Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńKolos zbudowany na nieszczęściu tysięcy ludzi ...tajemne przejścia,labirynty i cała ta historia z nim związana-miałabym ciarki wchodząc do środka;)
OdpowiedzUsuńa potem znajdź jakiś pokój w takim wielkim pałacu..
OdpowiedzUsuńżeby tylko nie zgubić się w labiryncie :)
Zaczytałam się...jednym tchem...aż mi herbata wystygła!! :-))
OdpowiedzUsuńKochana, jak wybierasz sie do mnie w wirtualne gosci to trzeba zawsze duzo goracej herbatki przygotowac, bo ja lubie gledzic i opowiadac, opowiadac... :) buzka!
UsuńTroche szare to miasto o tej porze roku...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
I don't like visiting building when they are being renovated but this seems very interesting.
OdpowiedzUsuńGreetings,
Filip
Skąd ty to wszystko wiesz?! Wspaniałe musi być chadzanie z tobą na wycieczki :) Mroczną ma ten pałac historię. Tylu wysiedlonych ludzi...wielkie dzieła wymagają niestety ogromnych poświęceń i cierpienia zbyt wielu ludzi...
OdpowiedzUsuńTroche z autopsji, troche z ksiazek, sporo z opowiadan "tubylcow' :) tak historia mroczna , jak i jego wyglad, pozdrawiam!
UsuńCiekawa historia, ale może należałoby jednak zrównać z ziemią ten budynek skoro są w nim fetowane takie wyroki jak w sprawie tego seryjnego zabójcy i jego zony, a o których pisałaś w tym starszym poście. Groza!
OdpowiedzUsuńNo niestety, coraz czesciej odnosze wrazenie - i nie jestem w tym odosobniona - ze caly ten wymiar sprawiedliwosci to jedna z najlepiej zorganizowanych mafii, jeszcze dzis ze znajomym Belgiem poruszalismy ten temat...
UsuńZ całą pewnością, to kolejna mafia do gnębienia maluczkich, oprócz mafii kościelnej i mafii rządzących. Naprawdę, jak sie to sobie uprzytomni, to wieje grozą.
UsuńAz dziw, ze tak posepne gmaszysko nie ma jeszcze swego Upiora. Na pewno ktos by wtedy napisal jakas romantyczna powiesc, a moze nawet skomponowal muzyke do music hallu :)
OdpowiedzUsuńA tak na powaznie, to zawsze mnie tengmach troche przeraza, ale na szczescie nieczesto bywam w jego okolicy :))
Ja przeciwnie. Mozna powiedziec, ze pracuje i mieszkalam w jego cieniu. Musialam wiec zmierzyc sie z tematem :)
UsuńTwoje komentarze zawsze wywołują uśmiech i jakoś podnoszą na duchu, dziękuję:*
OdpowiedzUsuń"jak puzzle"
"jak Oko Saurona" jesteś doskonała w czynieniu trafnych porównań!
i dzięki, że w interesujący sposób opowiadasz nam o Brukseli, z Twojego bloga dowiedziałam się o tym mieście więcej niż podczas mojego pobytu tamże:)
Fajne miejsce ;)
OdpowiedzUsuńTo miejsce brzmi niezwykle tajemniczo, szczególnie jeśli jego wnętrze nigdy do końca nie było zbadane i zawsze można odkryć coś nowego!
OdpowiedzUsuńTaki galimatias budowlany jest też bardzo typowy dla Wrocławia :) Kamieniczki koło komunistycznych bloków to standard w bliskiej okolicy rynku ;)
Zebrać te teksty do kupy, będzie ciekawy przewodnik. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCiekawie to opisałaś. Wciągająco. :))
OdpowiedzUsuńPróbuję sobie wyobrazić ilość kluczy używanych w tym budynku! Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Jeśli rzeczywiście masz zamiar przejrzeć moje ubraniowe posty, to radzę od tyłu, bo na początku nie było nic ciekawego.
OdpowiedzUsuńAguś! Jestem taka z Ciebie dumna, że dałaś radę opublikować wpis w sobotę! Ja nie dałam. W sobotę nie udało mi się - od rana w kuchni, potem goście... A wczoraj robiłam sesję zdjęciową przyjaciółce do późnych godzin wieczorno-nocnych :-) Zazdroszczę Ci, że mieszkasz w mieście pełnym zabytków, o historii bogatej i krętej, że masz jeszcze tyle do odkrycia (w samym Pałacu Sprawiedliwości ile korytarzy i komnat jeszcze na Ciebie czeka ;)). Ja przez całe życie nienawidziłam Zabrza, miasta, w którym się wychowałam. Urodziłam się w Warszawie i byłam pewna do czasu rozpoczęcia studiów (które podjęłam w Katowicach), że jednak tam wrócę - do miasta, które nigdy nie było moje, które było miastem marzeń małej dziewczynki. Ale tak się nie stało. Na początku z musu, a później z wyboru. Bo wybrałam życie na Śląsku, miałam przecież możliwość pozostać gdzieś po drodze (Stany, Włochy) lub przynajmniej starać się by tam być. Ale dzisiaj nie jestem już tą nieszczęśliwą dziewczynką, która mieszkała w niepokochanym przez siebie Zabrzu, jestem szczęśliwa, bo mój mąż mnie uszczęśliwia. Śmiejemy się z Lucy, że ja już nie mam co grać w toto-lotka, bo wygrałam męża na loterii życia :-)! // Przeczytałam Twój wpis o chorobie szwagra... Historia bardzo podobna do historii mojego dziadka... Niektóre przemyślenia - jak moje własne. Wzruszający wpis, ale dający nadzieję... Cieszę się, że finał okazał się pomyślny... Życzę Twojemu szwagrowi i Waszej rodzinie dużo siły. Kochajcie się i wspierajcie.// Uściski, Martyna
OdpowiedzUsuńMartyna i Lucy: Tak myslalam, ze nie podolasz tylu obowiazkom w sobote, zeby jeszcze z postem zdazyc! A wiesz, nasze szczescie jak sie okazuje jest tam, gdzie ludzie, ktorych kochamy a oni nas. Warszawe tez daze wielkim sentymentem, bo to najpierw lata studiow mojej siostry, liczna rodzina, pozniej moje studiowanie i najlepsza przyjaciolka, ktora jest jak siostra, mimo, ze tak rzadko sie widzimy, to wiem, ze zawsze moge na nia liczyc i jej mieszkanko na Ursynowie, a wczesniej na Milej stoi dla mnie zawsze otworem, sciskam was mocno dziewczyny i zycze milego tygodnia, mam nadzieje, ze rodzinna imprezka sie udala :)
Usuńnie wiem czy w przyszla sobote dam rade dodac posta, bo z kolei ja ide na impreze :)
To prawda, Aguś: nasze miejsce jest tam, gdzie ludzie, których kochamy. Moja przyjaciółka, Kasia, mówi "Bo to ludzie tworzą miejsca" - i coś w tym jest! Od kwietnia będę oficjalną mieszkanką Mysłowic :-) --> czyli "udało" mi się wyrwać z rodzinnego miasta cha cha cha :-)! Ale wiesz, tak ponarzekałam na Zabrze, a to miasto tak się teraz rozwija, Zabrze ma Dom Muzyki i Tańca, Teatr Nowy - a w Mysłowicach takich atrakcji nie znajdziesz! ;) Ale za to do Katowic bliżej! // Czuj się rozgrzeszona w kwestii sobotniego posta :-) Chyba, że uda Ci się napisać treść w piątek wieczorem i opublikować w sobotę rano?? :D Uściski, Martyna. Ja i Lucy również życzymy Ci udanego tygodnia! :)
UsuńJuż sama nie wiem jaki przypisac Tobie zawód. Historyk, tak, to dzisiaj nasuwa mi się na myśl. Piszesz tak barwnie i do tego świetne zdjęcia ukazujące stare gmaszysko polączone z domami jakby z innej epoki. No i taką malutką znalazłam Cię na jednym ze zdjęc.
OdpowiedzUsuńWielki gmach z wielkimi tajemnicami, emocjami,wyrokami...dzięki za kolejną pocztówkę z Brukseli.Czekam na wiosennego posta o okolicach Brukseli ..takich ukwieconych i pieknych jakie miałam okazję zobaczyć w kwietniu 1991r :)Buziaki na dobranoc.Basia
OdpowiedzUsuńO tak prosze pani, zamówienie uwzględnione, niech no tylko wiosna sie pokaże, bo na razie to zima przyszła z Belgii :) dobranoc Basieńko!
UsuńThanks for your sweet comment. I appreciate it :)
OdpowiedzUsuńReally lovely your post
Have a nice day :)
Take a look of http://peaceinmyshoes.blogspot.com.es
Szacuneczek za ten tekst...
OdpowiedzUsuńA do tego drugiego zajrzę w wolnej chwili.
Dziękuję za wszystkie wizyty u mnie i serdeczności pozostawiam :-))
Lubię takie budowle z historiami i przeszłością. Wielkie i tajemnicze. W Warszawie też mam takich kilka:) Może jakiś przewodnik powinnaś wydać? Pozdrowienia slę Aga i miłego dnia życzę:)
OdpowiedzUsuńWow zachwycające zdjęcia!
OdpowiedzUsuńPs. Obserwuję :) Jeśli i mnie chcesz troszkę poobserwować, zapraszam serdecznie :)