Pasażer niezidentyfikowany.
Podchodzę do bramki, która nie otwiera się, gdy zbliżam kod kreskowy na
bilecie do zeskanowania. Przeciwnie, głośnym buczeniem przywołuje ochronę, która
odprowadza mnie do okienka Panienki Bezlitosnej.
- Niestety, nie poleci Pani. Dowód tożsamości uległ przeterminowaniu.
Prosze Pani, nie jestem serkiem homogenizowanym z przeterminowaną datą ważności. To ja wciąż ta sama Aga Ko. Na dowód wyciągam garść dokumentów mających
niezbicie świadczyć o mojej tożsamości.
Panna Bezlitosna kręci głową.
- Mmm. Nie poleci Pani. Przykro mi. Pasażer niezidentyfikowany –
oskarżycielsko celuje w monitor ekranu.
- Ale, tydzień temu wpuszczono mnie na ten dowód do Królestwa Belgii – moja
argumentacja nie brzmi przekonywująco.
- Ktoś z moich kolegów popełnił błąd.
- Co mogę wobec tego zrobić? Ja muszę do Warszawy...
- Wykupić bilet w innej kampanii lotniczej, która stosuje mniej rygorystyczne zasady...
Krótka piłka. Wychodzę jak niepyszna. Zdaje się moja dobra passa własnie
mnie opuściła... Szybka narada, reorganizacja i nazajutrz, o świcie...
Mknę do Polski swoim autem. Piękna pogoda w Niemczech mi sprzyja. Pogoda
ducha nie opuszcza. Z boku miłe towarzystwo siostrzeńca. Tysiąc trzysta
kilometrów jak z bicza strzelił. Mąż radzi przez telefon bym zamieniła but na
lżejszy... Przed ostatnią prostą pożywiamy się w MacDonaldzie. Niezdrowo i smacznie. Popijamy coca
colą, o której wszystko złe się już słyszało, ale nic jeszcze od niej lepszego nie
wymyślono. Na tym polega jej fenomen. Od czasu do czasu sięgam po nią z
olbrzymią przyjemnością. Bartek zamienia mnie za kierownicą. Przymykam oczy,
lecz nie próżnuję. Oczywiście, jestem w stałym kontakcie organizacyjnym z Jane
Jane. Nie daje mi taryfy ulgowej. Dopinamy szczegóły, w których ponoć drzemie
Czarny. Ale z Jane Jane nie ma on szans, bo w te klocki jest najlepsza! Jak na
profesjonalistkę przystało. Gdzie diabeł nie może, tam Jane posyła.
Odbieramy drugie auto stacjonujące w Wawie. Następuje załamanie pogody, a wraz z nią, załamanie mego hartu ducha.
Gdzieś w okolicach Wyszkowa dopada mnie kryzys ostatnich tygodni, dni...
Zmęczenie jak sęp spada na moje ciało, z którego próbuje wyszarpać resztki dobrego
ducha. Mała dziewczynka we mnie tęskni za bliskimi, rozczula się nad sobą, domaga
się przytulenia, tupie nogami. Staje się nieznośna dla samej siebie.
Piszę
smsa: „Powiedz, że to co robię ma sens...”
Odpowiedź przychodzi zadziwiająco szybko. Zakładam przyłbicę i biorę się w
garść. Następne smsy, telefon od męża, wiadomości na messengerze... wszystkie
ciepłe słowa układają się w prosty przekaz:”Walcz, walcz, walcz!”
Wdeptuję do końca pedał gazu...
Nazajutrz...
Wstaję potwornie zmęczona. Patrzę na grafik najbliższych dni. Przerażają mnie
odległości, które musze pokonać. Chełm – Biłgoraj – Radom – Poznań – Łódź...
A
może by tak... pójśc na wagary od życia? Ale przecież, tyle wspaniałych spotkań
mnie czeka. I emocji. Przecież... kocham to robić!
Muszę tylko wyrzucić z siebie nagromadzone
zmęczenie.
Czasem każdy z nas jest takim... pasażerem niezidentyfikowanym...
Nad kubkiem kawy użalam się nad soba, a łzy jak groch spływają do gorącego
płynu. I już za chwilę jest dobrze... Zmęczenie ustępuje.
Poprawiam koronę i... dalej!
Wytrwałości mogę uczyć się od Jane Jane. Ona jest już na pełnych obrotach,
choć początek dnia też miała ciężki. Paliwa do mego zbiornika kreatywności
dolewa mi wirtualnie Dorota, która choć na urlopie, w zupełnie innej, bajkowej
scenerii, monitoruje mój stan ducha przez internet. Gosia nie odpuszcza i przypomina mi o dowodzie i innych pilnych sprawach, Mela z Ewa odwalają kawał dobrej roboty, Marzenka... jest ich dużo więcej, zawsze obecnych w moim życiu. O nich też będzie kiedyś post.
Lecę wyrobić ten nieszczęsny dokument, mój przypadek uczy, że czasami się
przydaje go mieć.
Kocham to miasto z wzajemnością. Doświadczam tego na każdym
kroku. Gdzie się nie ruszę... Cokolwiek załatwiam, wszędzie
ogromna życzliwość.
Tutaj nie jestem pasażerem niezidentyfikowanym...
Wspominam wspaniałe spotkanie walentynkowe zaledwie dwa tygodnie temu w
Siemiatyckim Ośrodku Kultury. Nie miałam czasu o nim jeszcze napisać... Dopięte na ostatni guzik. A wszystko to
zasługa pani Joli, dyrektorki naszego SOKu. Byłam pod wrażeniem jej zdolności
organizacyjnych, chociaż sama skromnie nazywa siebie amatorką w tej dziedzinie.
Obecnośc naszych władz miasta, przyjaciół, znajomych i nieznajomych – moc wzruszeń...
zdjęcia: Ryszard Mioduszewski,
makijaż: Karolina Podedworny.
Chyba... rozumiecie już dlaczego z taką radością ponoszę trudy podróży,
nieoczekiwane zmiany planów, rozstania i niedospania.
Kto raz tych wzruszeń doświadczył, wie, że te przeżycia warte są każdego zachodu...
A za wszystkim stoją ludzie.
Jestem pasjonatką ludzi. Ich niepoprawną
fanką, aż do ostatniej kropli nadziei w nich pokładanych. Waszą fanką.
Ale nie dane byłoby mi tego doznać bez przyzwolenia moich bliskich na takie
życie. Bez ich zrozumienia. Są daleko, a zarazem tak blisko mnie.
Piszę słowami piosenki na fejsbukowej tablicy mego męża:
"Jest jeszcze kąt na tej ziemi,
Kąt jak Twe ramiona rozwarty.
I zawsze można biec do Ciebie.
Przeczekać burze, ostre wiatry.
Dobrze, że jest kąt na tej ziemi,
Kąt jak Twe ramiona rozwarty.
Bo razem raźniej nam rozegrać
Tak dziwnie rozdane karty”
I nie mogę doczekać się powrotu. One zawsze są takie miłe dla obu stron...
Pięknie napisane...pozdrawiam...oby korona trzymała poziom, a właścicielka pion
OdpowiedzUsuńChyba każdy chwilami ma dość i wątpi w to, co robi. Dobrze, że to są chwilowe stany i że mamy wsparcie. :)
OdpowiedzUsuńUdanej walki i trochę wypoczynku Ci życzę!
Jak ja Cię rozumiem...
OdpowiedzUsuńOj, ja też nie jestem taka niezłomna... ostatnio też czasami dopada mnie niemoc...., ale pamiętam szok jak przeczytałam wiadomość od Ciebie, że nie wylecisz. I te tysiące myśli jak Ci pomóc.
OdpowiedzUsuńCzasami warto sobie popłakać, też tak mam, chociaż na co dzień staram się być twarda i nie załamywać nawet jak nie wszystko układa się tak jak bym chciała.
Poprawiaj koronę... i do zobaczenia za kilka godzin i przez kilka dni, praktycznie bez przerwy :)
Podziwiam Cię Aguś i sił i zdrowia życzę, bo resztę załatwicie wspólnie z Jane.
OdpowiedzUsuńwszyscy podziwiają Twoją osobowość i twórczość a ja dodam - jakie Ty masz piękne nogi!
OdpowiedzUsuńKtoś tak życie wymyślił, że mamy coś kosztem czegoś. Na potwierdzenie odzywa się w tle moja koleżanka z pracy: "dlaczego my zawsze mamy pod górkę"? nie wiedząc kompletnie co ja teraz robię :-) Na szczęście na końcu tego trudu jest mała radość, spełnienie czy samorealizacja. Powodzenia i do przodu!
OdpowiedzUsuńKażdy ma chwilę słabości ale Ty jesteś silną kobietą:)))Pozdrawiam i powodzenia życzę:))
OdpowiedzUsuńBardzo elegancko wyglądasz na zdjęciach. Gratuluję determinacji i optymizmu :)
OdpowiedzUsuńZyjesz na 'pelnych obrotach', to jest takie pozytywne, pelne wydarzen zycie, a ze masz chwile zalaman to dobrze, znaczy ze jestes wrazliwa osoba, a poza tym to sa tylko chwile. Teresa
OdpowiedzUsuńI nadal bez Dowodu człowiek nie istnieje
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Agnieszko kochana, nawet najcudowniejsze rzeczy, które się robi z miłością i pasją, mogą zmęczyć, tym bardziej, gdy tyle tego naraz:)
OdpowiedzUsuńŚlę ci dużo wzmacniającej energii; i odpocznij zdrowo:)
Pozdrawiam ciepło, Agnieszko.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś zawitasz za spotkaniem autorskim w moje strony.
Może się poznamy:)
Przedziwna opowieść, ale tak to już jest. Świat nie jest idealny i nawet Ci najlepsi, najbardziej wyszkoleni popełniają błędy. Takie są niestety prawa tego świata... Pozdrawiam i zapraszam do udziału w zabawie na moim blogu! :)
OdpowiedzUsuńbardzo interesujące wpisy, niezwykła dbałość o szczegóły i fajny dobór cytatów:)
OdpowiedzUsuńCiesz się częściej idąc swą drogą i nie miej chwil zwątpienia, czy zmęczenia! Zaszłaś już tak daleko, że zaczynasz być sama i inni nie nadążają! Ważne, ze nie jesteś samotna, bądź pewna i mocna, masz ku temu podstawy. Prawie codziennie sercem myślę o Tobie1
OdpowiedzUsuńOj podziwiam Cię za tę niezłomność..bardzo by mi się taka siła na co dzień przydała :P
OdpowiedzUsuńAgnieszko, czasem musimy zderzyć się z bezdusznością maszyny (komputera) i to strawimy. bardziej bolesne jest zderzenie z bezdusznością człowieka - urzędnika. Ale niezawodni przyjaciele potrafią przełknąć te gorzka pigułkę. Pozdrawiam, Tomasz
OdpowiedzUsuń