Peace & Love, czyli oglądam świat oczami psa.
Bardzo banalny post sławiący urodę życia...
Jesień sprzyja spacerom. Jak żadna inna pora roku sprzyja refleksjom
i rozważaniom. Blondynka i jej pies ruszają przed siebie. To, że mieszkają w stolicy zjednoczonej Europy, nie zmienia
faktu – że otaczają ich pola kartolfane i inne, a lisy podchodzą bezczelnie pod
same domy.
Nic tak na mnie dobrze nie wpływa, jak długie samotne spacery z moim najmłodszym
psem. Za zatrzaśniętymi drzwiami zostawiam gadające głowy wrzeszczącego
telewizora, wszystkie realne i rozdmuchane problemy tego świata, imigrantów z Makrelą
Angelą Merkel, ekologię, efekt cieplarniany, wybory oraz drzemiącego Kajtka i
Tunię.
Tych dwoje weszło już w swoją jesień życia i nie ekscytuje ich ganianie z
wywieszonym jęzorem po polach.
Tosiek odwrotnie.
Z radością przeskakuje koleiny i bruzdy, a moje myśli z podobną
lekkością skaczą z tematu na temat w mojej głowie.
Ktoś mi napisał, że mieszkam w „ładnych i ciekawych miejscach”. Jest o czym
pisać, jest co pokazywać. Zastanawiałam się nad tym chwilę i doszłam do
wniosku, że w czym innym jest przysłowiowy pies pogrzebany.
Myślę, że to czy dane miejsca są ciekawe, zależy od tego jak na nie
patrzymy. Moje patrzenie jest takie trochę jak bohaterki filmu „Amelia”, trochę
ja Ani z Zielonego Wzgórza, trochę jak... kosmitki. W każdym razie kogoś nie z
tej planety.
Kiedyś ta „inność” bardzo mi przeszkadzała. Teraz do niej dorosłam,
jest moim atutem i przyjacielem. Azylem. Odskocznią. Schronem przeciwbombowym.
Gdy mieszkałam w Polsce, nie miałam facebooka, innych niezbędnych i zdawałoby
się oczywistych narzędzi ułatwiających życie, a jednak z podobną wnikliwością
rejestrowałam otaczającą mnie rzeczywistość, dodawałam jej magii mego
spojrzenia i ... opisywałam wraz z małym wówczas Kubusiem nasze weekendowe
wyprawy w grubym zeszycie A4 z twardymi okładkami, okraszając je z rzadka zdjęciami.
Niedawno, szukając czegoś w piwnicy natknęłam się na ten prymitywny, pierwszy
blog.
Mam rodzinę, dziecko, oczy do patrzenia, uszy do słuchania, nogi do
chodzenia...
Patrzę na świat z ufnością szczeniaka, a w oczach mam bezgraniczny zachwyt
mego psa.
Bo od Tośka można wiele
się nauczyć: zaufania, prostoty wyrażania uczuć, niezmąconej radości, wdzięczności,
wierności, spontaniczności. Jak on chłonę świat każdym zmysłem. Staram się nie
rozpamiętywać „wczoraj”, ani nie zamartwiać się na zapas o jutro!
„Staram się” – nie znaczy,
że zawsze mi się udaje. Czasami bolą wykrzyczane słowa, niefortunne zachowania
własne lub innych. Czasami kłują urojone schematy, które – gdy bardziej się
zastanowić – istnieją tylko w naszych głowach. „Trzymajmy się faktów. I tylko
faktów!” – przywołuję się do porządku słowami mojej pragmatycznej koleżanki.
Najgorsze co mi się ciągle
zdarza, co (wnioskuję to z moich obserwacji) zdarza się większości ludzi – jest
nadinterpretowanie rzeczywistości. A ona jest o wiele prostsza, niż nasze jej
postrzeganie.
Trzymajmy się języka
faktów...
Nauczyłam się za wiele
nie oczekiwać od ludzi, co pozwala mi nie odczuwać zawodu. Gdy dotyka mnie coś
z czym ciężko mi się zmierzyć, co wywołuje palpitacje serca, nakazuję sobie
spokój i zadaję sobie pytanie: jakie znaczenie będzie miało to co przeżywam dziś,
za dziesięć lat. Bo tylko rzeczy mające realny wpływ na naszą przyszłość warte
są naszej uwagi. Emocje jakiekolwiek by nie były, są bardzo subiektywne i
prawdopodobnie wyparują już za parę dni. I mówię to Wam ja – bardzo emocjonalna
blondynka!
Jak ja byłam kiedyś
uzależniona od tego co pomyślą o mnie inni! Oczywiście, żyję w określonym społeczeństwie,
które ma określony zestaw norm społecznych, które szanuję. Dlatego do pracy
ubieram się jak do pracy, do kościoła – jak do kościoła, a na egzamin – nie pójdę
w pidżamie. Ale to, że np. latem noszę kozaki na plażę, to już tylko moja
sprawa. A to że komuś może to się nie podobać nie należy już do mego businessu.
I jaka ulga! Jaka wolność, że nie trzeba sprostać oczekiwaniom całego świata.
Ciągle jestem
bombardowana jakąś aplikacją: „Zobacz, kto ze znajomych usunął cię z Facebooka”.
A na huk mi to wiedzieć, myślę zdziwiona. Nie odczuwam pokusy kontrolowania
rzeczywistości. Znacznie bardziej pociąga jej rejestrowanie. Jeśli ktoś mnie
rzeczywiście usunął z wirtualnych bytów, tym bardziej nie zasługuje nawet na
szczyptę mojej uwagi. Przecież ten facebookowy świat, którego
nie mogę dotknąć tak naprawdę nie istnieje. Wystarczy, że Wielki Brat wyciągnie
wtyczkę z prądu i skończy się zabawa i lajkowanie. I ciągle nie będzie to
największym problemem ludzkości.
Jadę wczoraj wieczorem
samochodem. SMS od mamy. Ktoś jej naopowiadał, że w Brukseli doszło do walk z
ekstremistami. „Droga Mamo, gdyby tak było, już byś o tym wiedziała. Złe wieści
rozchodzą się szybko... „ Póki co jest spokój... Jeszcze jest... Ugotowałam
pyszny kapuśniak, ponakarmiałam moich domowników, radość w sercu, gdy tak jedzą
z apetytem. Ufam, że Europa się wreszcie zbudzi z letargu. A teraz jadę słuchając
muzyki. Miasto jest takie piękne nocą. Inne...
Jadę i podziwiam... To tylko mój
czas. Dziękuję Bogu za zwyczajność.
Czasami tak się roznamiętnię
w tym zachwycie nad codziennością, że nie słucham GPS. No dobra, będę z wami
szczera. Do GPSu powinnam mieć w zestawie pilota-człowieka, który mi będzie mi
objaśniał co to gadające cudo ma na myśli. Jakoś logika twórcow nawigacji jest
sprzeczna z logiką blondynki. Zawsze wyprowadzi mnie na manowce. Wczoraj zawiodła
mnie podstępnie w okolice dworca Południowego, którego w pewnych godzinach samotna
blondynka powinna unikać. Każdy mieszkaniec Brukseli to wie. Dopóki jechałam...
szynami tramwajowymi wtopionymi w jezdnię wydawało mi się, że wszystko jest pod
kontrolą, kiedy nagle, upss... asfalt się na krótki moment skończył i zostały
same tory... (taki wyłom w jezdni). A odwrotu – jak często w życiu bywa – już nie
ma.
Zakrzyknęłam na jakiegoś młodego, śniadego człowieka, śpieszącego z rękami
w kieszeniach i papierosem w zębach. Błagalnym gestem poprosiłam go o pomoc. W
mig załapał o co chodzi. Przyklękając, zaglądając pod samochód, dając mi znaki
to w prawo, to w lewo bezpiecznie przeprowadził mnie przez wyłomy. (To było trochę jak taniec na linie nad przepaścią.) Wyciągnęłam w
podzięce wyprostowany kciuk, odmachnął mi ręką z uśmiechem i poszedł w swoją
stronę. Będzie miał co opowiadać znajomym. Przecież blondynka jeżdżąca w nocy
samochodem po torach tramwajowych nie zdarza się codziennie. Mam wielkie szczęście
do ludzi! Zaufania do nich też uczę się od
Tośka.
Dziś mój pies wrócił z
podwórka z utytłanym w glinie nosie. Można by powiedzieć w przenośni: „urobiony
po pachy”. Jego mina zdawała się mówić:
„No i co z tego, że nos w glinie. Zabawa
była przednia!”.
Chciałam go skarcić, ale
patrząc w jego roziskrzone, przeszczęśliwe oczy pomyślałam sobie: ”Jakie to będzie
miało znaczenie za dziesięć lat?”
Bez słowa wytarłam mu nos i łapy.
Przejechał
mnie z wdzięcznością swoim szorstkim jęzorem po policzku zanim zdążyłam się
odchylić...
Cieszę się że znam tę Blondynkę.
OdpowiedzUsuńA Tośka i Kajtka z Tunią - też. Z opowiadań.
Serdeczności:-))
i ja sie Ciesze, ze znam pewien piekny, skromny kwiatuszek.... Stokrotke :)
UsuńŻycie jest piękne. Tylko trzeba nauczyć się to dostrzegać :)
OdpowiedzUsuńw tym caly sek, rzeczy najprostsze sa najtrudniejsze :) buziaki!
UsuńJakbym czytała o sobie. Nie jesteś przypadkiem zodiakalnym Wodnikiem? Aplikacja, którą dostajesz to jakiś głupi chwyt marketingowy, wymyślony przez kretyna. Ja nie mam konta na fb, a też ją dostaję :-) :-)
OdpowiedzUsuńa jakze Wodnik..... :):):)
UsuńPadnę ! Ale mi się udało trafić. Ale Wodnicą było czuć na odległość :-)
Usuńcha, cha, ale sie usmialam! Ja Wodnice i Wodnikow tez wyczuwam :) to specjalna rasa, bardzo mocno zakrecona :) az nieraz utrudnia to normalne zycie! ale za to jakie bogactwo wewnetrznych przezyc! nie zamienila bym sie na inny znak :)
Usuńzapewniam Was, ze życie Bliźniaka jest równie fascynujące, a zakręcone zwykle podwójnie i też bym się nie zamieniła hehe ;-)
Usuńzgadzam sie w stu procentach! :) znam blizniaki, po drodze im z wodnikami, to niezwykle pozytywnie zakrecone swirki :) buziaki!
UsuńZawsze z twoich tekstów wybieram jakieś motto, z tego takie to: "Bo tylko rzeczy mające realny wpływ na naszą przyszłość warte są naszej uwagi":)
OdpowiedzUsuńdzieki :) i tego sie trzymajmy :)
UsuńW okolicach dworca Południowego, gdzie życie ludzkie ma coraz mniejszą wartość (sama mi tak mówiłaś!), w nocy, samotna biała kobieta prosi śniadego młodego człowieka o pomoc!! Czy ja mam wybrać się jeszcze raz do Brukseli i przetrzepać Ci rajtuzki?
OdpowiedzUsuńno wlasnie.... dobre rady daje, a sama..... na szczescie, wiecej szczescia niz rozumu w tym przypadku :)
Usuńa swoja droga, jestes kochana, ze z taka uwaga mnie czytasz i pamietasz takie szczegoly! chapeau bas! Pozdrowienia dla RR
UsuńRR czuje się pozdrowiony:)
Usuńno to miałaś przygodę, aż ciarki przeszły mi po plecach :D i to będziesz pamiętać nawet za 10 lat! :) a Tosiek jest cudowny! :)
OdpowiedzUsuńhttp://lamodalena.blogspot.com/
a mi jak przeszly!.... w najlepszym przypadku moglabym sie znalezc bez torebki i komorki i wypadaloby sie cieszyc, ze w ogole zyje i nie jestem zgwalcona!
UsuńNo właśnie. Ja tez uważam i parę razy to napisałem że wszystko zależy od sposobu patrzenia.
OdpowiedzUsuńNie ma brzydkich miejsc jak nie ma brzydkich kobiet, czasem tylko zdarza się schematyczne postrzeganie
Pozdrawiam
... czasem tylko wina brak.... :):):) Pozdrawiam Antoni!
UsuńTwoje słowa jak radzisz sobie sama z sobą są dla bezcenne. ♥
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej probuje... dziekuje Elu! :)
UsuńJestem brunetką, ale myślę podobnie:-)))))
OdpowiedzUsuńDołączam do grona Wodników:-)
Drugie zdjęcie może iść na najlepsze wystawy!
Basiu, bo blondynka to nie koniecznie kolor wlosow :) to charakter i sposob postrzegania swiata :) ale Wodnica to ty jestes stuprocentowa, tez cie wyczulam! :)
UsuńNiezłe założenie z tym, jakie to będzie miało znaczenie za 10 lat. Mam podobne, tylko wyrażone innymi słowami.
OdpowiedzUsuńPodobają mi się Twoje wrażenia z bieżącego dnia. Aż tak ufna wobec wszystkich, jak Tosiek czy mój Piesio, nie jestem :), ale i tak dobrze mi z tym. I też mam szczęście. :)
Powodzenia!
p.s. ślicznie wyszłaś na tym zdjęciu na statku
nieraz sie wylozylam na tej ufnosci, ale pogodzilam sie z tym, ze to u mnie choroba nieuleczalna :)
UsuńAch ten Tosiek! Cudny jest, trzeba przyznać ;)
OdpowiedzUsuńAle z tym facebookiem to nie do końca się zgodzę. Oczywiście, nie obchodzi mnie kto usunął mnie ze znajomych czy też kto "podglądał" mój profil. Ale nie powiedziałabym, że ten świat nie istnieje. Co z tego, że nie mona go dotknąć. Ludzie płacą grube pieniądze za facebookowe reklamy czy administrowanie stronami. Powstają specjalne poradniki marketingowe dedykowane facebookowi. Wymieniać można tu w nieskończoność.
Nie komentowałam na fb wyników wyborów. Nie szukam na nim kuponów rabatowych do sieciówek. Nie interesują mnie sensacje. Ale kiedy czytam, że M - dziewucha, którą ledwie kilka razy(ostatnio jakieś 9 lat temu) widziałam na oczy, ale nie zapomnę tego ciepłego rudzielca nigdy - i kiedy czytam, że ta M jest w odmiennym stanie i chce mi się płakać z jej szczęścia - to nikt mi nie powie, że ten świat nie istnieje. On jest - czy tego chcemy, czy nie.
Rozpisałam się... Buziaki, Aguś! ;*
Pisz, pisz... lubie jak sie rozpisujesz :)
UsuńBlondynka o wielkim sercu musi mieć szczęście do ludzi! Buziaki!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJakie wspaniałe podejśie do świata i ludzi. Wiesz, czego chcesz i czego oczekujesz. Chciałoby się mieć takich ludzi wokół siebie. Taka blondynka to skarb, oby więcej takich. Pozdrawiam Ciebie i głaszczę Tosieńkę.
OdpowiedzUsuńdziekuje! :) Tosiaczka :) bo to chlopczyk:) za to Tunia jest dziewczynka... wiem, wiem trudno sie polapac bo jest ich troje :) serdeczne buziaki!
UsuńDobrze, że jesteś! Ufna, mądra i dobra. Tosiek Cię naśladuje, bo i on mądry - wie jakim jesteś Skarbem. Twoje teksty wyzwalają w człowieku człowieczeństwo, zwłaszcza te o psach. Wodnico, pozdrawia Cię ....Baran.
OdpowiedzUsuńmieszanka wybuchowa :) mam pare ukochanych Barankow w rodzinie i wsrod przyjaciol, tutaj pewnie dziala zasada przyciagania sie przeciwienstw :) do zobaczenia, ufam, ze gdzies... niebawem :)
UsuńPatrzenie na świat z ufnością szczeniaka to wielkie osiągnięcie zyciowe.
OdpowiedzUsuńGratuluję i pozdrawiam :)
Świetne spojrzenie na świat! No i to stwierdzenie, że czułaś się bogaczką, nawet wtey, kiedy było biedniej. To podobno podstawa sukcesu :-) Więc pozostaje tylko brać przykład.
OdpowiedzUsuńMina Tośka wszystko zdradza:)))zwyczajnie jest szczęśliwy:)))dobrze że można się czasem oderwać od tych wszystkich kołowrotków:)))Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuń"Jakie to będzie miało znaczenie za 10 lat"? hmmmm ,,,i jeszcze,,,"jestem bogaczem"..bo mam oczy, uszy, nogi, rodzinę, dziecko...Dziękuję,B
OdpowiedzUsuńWitaj! Podoba mi się ten dystans do siebie i do tego, co Cię otacza . To pozwala nie zwariować , pozostać sobą, być wolnym wbrew okolicznościom. A Tosiek ma spojrzenie filozofa. Pozdrawiam, Tomasz
OdpowiedzUsuńCzytam, czytam i szukam tej "banalności". Jesteś świetna!
OdpowiedzUsuń