Scenka w sklepie.
Jestem zachłanna na podglądanie codzienności. Tak, to jest zdecydowanie to - co mnie w życiu kręci najbardziej. Wiem, kto mnie zna - powie, że jak mam coś widzieć, skoro nie patrzę? Nie poznaję ludzi na chodniku, własnego męża, syna, dyrektora w pracy, który wyskoczył po bułki do pobliskiego sklepu dokładnie w tym samym czasie co ja. Stoi teraz za mną w kolejce, a ja mając wyniośle utkwiony w szybie wzrok, myślę: "Kim jest ten dupek za mną, który się tak na mnie gapi?" Ale nie przychodzi mi do głowy, że to jest mój "najgłówniejszy z głównych", łaskawie królujący nam dyrektor, który nie gapi się bynajmniej z tego powodu, że jestem taka "super girl", ale po prostu zastanawia się, co ja robię w godzinach pracy poza biurem. Na wszelki wypadek zabijam go pogardliwym wzrokiem. To taka reakcja obronna, gdy nie wiem:"who is who". Przebudzenie następuje przeważnie drastycznie. W tym przypadku, już za chwilę, gdy mijamy się na korytarzu mego piętra i wtedy eureka! Ach, przecież to ten facet ze sklepu! Upss!
Zazwyczaj, jestem jak wyrwana z głębokiego snu, bo stąpam bezszelestnie w zupełnie innym świecie. Ale nie ujdą mojej uwadze szczegóły, rejestruję je w swoim umyśle w wysokiej rozdzielczości HD...
I tak sobie postrzegam świat kawałeczkami. I buduję z nich całościowy obraz. I obalam stereotypowe sądy...
Pamiętacie wrzawę i podzielone opinie na temat:" Jaką to my dzisiaj mamy młodzież!"?
Wczoraj w sklepie - taki oto obraz. W większości kas uwijają się studenci jako kasjerzy. W "mojej", delikatne dziewczę z dołkami w policzkach. Pięknie zrobione oczy z rzęsami na pół twarzy. (Od razu widać, że takie w naturze nie występują). Długimi, starannie wymodelowanymi pazdraczkami co najmniej za 70 eurusów, z gracją stuka w klawisze na kasie. Taka malowana lala, myślę sobie. A kolejka, jak to kolejka - cały przekrój społeczny. Przychodzi pora na obdartego kloszarda. Elegancka pani stojąca za nim odsuwa się z odrazą. Inni też nie patrzą z sympatią. Fakt, zapaszek dawno niemytego ciała nie budzi zaufania. Czujny ochroniarz nie spuszcza z człowieka nieprzyjaznego wzroku. Jeszcze może coś ukradnie? Jakoś tak gęstnieje atmosfera wokół niego, jakby był trędowaty. Brak społecznego przyzwolenia na takich w publicznej przestrzeni.
Człowiek stawia na taśmie piwo, słoik ogórków i kładzie chleb. Pokazuje, że w wymiętej torbie ma jeszcze 4 puszki taniego piwa. Kasjerka obdarza go promiennym uśmiechem. Wyhamowała... Nie wymusza pośpiechu. Jakoś tak czas przystanął w miejscu. Zadaje typowe pytania, na które i tak zna odpowiedź. "Czy posiada pan kartę stałego klienta?", " Czy życzy pan sobie...?" "Czy byłby pan tak uprzejmy...?" Poświęca mu z buchalterską skrupulatnością całą swoją uwagę. Jej oczy się uśmiechają, buzia się uśmiecha, cała jest uśmiechem... Człowiek prostuje zgarbione plecy, grzebie w kieszeniach szukając drobnych, patrzy dziewczynie szarmancko w oczy. Cały rozkwita. Delikatna nić porozumienia rodzi się między tym dwojgiem po obu stronach kasy. Patrzę zauroczona jak młoda studentka podnosi jego udręczoną godność. Może inni tego nie widzą co widzę ja aż nazbyt wyraźnie. Człowiek otwiera brudną dłoń z czarnymi, długimi na centymetr paznokciami, wypełnioną bilonem. Dziewczyna bez najmniejszego cienia obrzydzenia (wiem, bo śledzę każdy jej ruch, wyraz oczu, grymas twarzy) wyławia i odlicza monety. Ciągle cała jest serdecznym uśmiechem. To nie jest zwykłe obsłużenie klienta, to celebracja człowieczeństwa. Patrzę wzruszona, jak jego oczy zapalają się blaskiem, jak się cały zmienia jak za dotknięciem czarodziejskiej różczki, pięknieje... Odchodzi wyprostowany, równym krokiem pewnego siebie mężczyzny. Dziewczyna nieśpiesznie odprowadza go autentycznie serdecznym spojrzeniem...
Wszystko trwało nie dłużej niż 2-3 minuty...
Wszystko trwało nie dłużej niż 2-3 minuty...
Dziś wpadłam tam na chwilę bo zapomniałam wczoraj kupić masło. W "mojej" kasie była już inna studentka. Nie patrzyła na ludzi, odhaczała jak numerki, zero uśmiechu. Jej "do widzenia" brzmiało jakby mówiła "spadaj frajerze"...
To musiało być coś pięknego :)
OdpowiedzUsuńJa co prawda na kasie w markecie nie siedzę, tylko w sklepiku dziecięcym, ale nieraz więcej sympatii wzbudzają we mnie właśnie ludzie "nie śmierdzący groszem". O ile oczywiście nie należą oni do tych, którzy stosują zasadę "im mniej mam, tym więcej marudzę". Dla nich staram się być miła "naprawdę". Nie "z obowiązku". I później nieraz mijam ich na ulicy. Buzia sama się uśmiecha. Z daleka kiwają głową na "dzień dobry", a przecież nie muszą, przecież się nie znamy...
wyobrazam sobie Ino! Tez dlugo pracowalam "za lada", handlowalam bizuteria. Mam podobne do Ciebie doswiadczenia. Mimo, ze od tamtej chwili uplynelo co najmniej 15 lat, ciagle usmiechaja sie na ulicy i mowia mi dzien dobry ludzie, ktorzy byli moimi klientami tylko raz... zapamietali mnie na zawsze i to jest mile, bezcenne, powiedzialabym.... buziole!
UsuńNiby taka lala z wyglądu, a w rzeczywistości pełnia człowieczeństwa :)
OdpowiedzUsuńPozory myla :) nie dajmy sie zwiesc :)
UsuńZnam wielu życzliwych ludzi i oni sprawiają, że zawsze wschodzi słońce...
OdpowiedzUsuńSama też się staram nie psuć ludziom humoru, bo jak mówi powiedzenie; uśmiech nic nie kosztuje!
Uśmiecham się do Ciebie Aguś i do Czytelników Twego świetnego bloga, stukając w klawiaturę, niestety krótkimi paznokciami:-)))))))))
puk, puk, :) ja tez mam krociutkie, jakies takie slabe sa, nie potrafie" zahodowac"..... :)
UsuńPiękna opowieść....fajnie że prawdziwa! Są jeszcze normalni ludzie na tym świecie.
OdpowiedzUsuńA co do ochroniarza.....są sklepy w których chodzą za Tobą jak za złodziejem, przeszkadza mi to i często wychodzę nie kupując nic.
hmmm, jest taki carrefour w wwie, gdzie regularnie jestem przeszukiwana, bo zawsze ...dzwonie przy kasie :) juz nie robi na mnie to wrazenia, rutyna :) i dziwne spojrzenia ludzi, jak straznik zabiera mnie ze soba do kanciapy by mi przejrzec torbe :)
UsuńAż nie do uwierzenia... Sama miałabym nieszczęsną minę obsługując takiego klienta, bo węch mam nazbyt wyostrzony. A tu proszę, wymalowana panienka potrafi być genialnym człowiekiem. Hm, a może po prostu znajomy?
OdpowiedzUsuńNie nie, z cala pewnoscia nie znajomy, widac bylo jak budzi sie w niej empatia, jak go "otula" serdecznosica bez cienia spoufalenia... nie umiem tego opisac, jakby mu jakis dar dawala, uff az ciarki mialam, potraktowala go jak milion dolarow! ciagle wracam w myslach do tej sceny. Tez nie wiem, czy az tak bym potrafila, chapeau bas, mysle, ze to byla dobra lekcja dla wielu z nas w tej kolejce.
Usuń"Jak to dobrze że ktoś maluje na niebie obrazy..." tak mi się skojarzyło z tym, co tu opisujesz:)
OdpowiedzUsuńcudownie powiedziane! :)
UsuńTo musiała być piękna scena. Aż mi oczy lekko zwilgotniały...
OdpowiedzUsuńChapeau bas!
Przyznaję dziewczę na piątkę z plusem. Czy bym tak potrafiła? Hm, nie wiem. Ale lekcja człowieczeństwa dla wszystkich doskonała, cudownie że o tym napisałaś, dzięki wielkie kochana.
OdpowiedzUsuńdziewczyny to dla mnie tez wazna lekcja, ciągle myslę o tym wydarzeniu, takim moze małym, nieznaczącym na pozór...
Usuń"Jaka ta młodzież dzisiaj..."
OdpowiedzUsuńKiedyś w tramwaju jechały dwie starsze panie, młody chłopak zrobił jednej z nich miejsce. Panie zaczęły rozmawiać, że ta młodzież wcale nie jest taka zła jak mówią. Jedna z nich powiedziała, że jak była młoda, to też wciąż słyszała od starszych: jaka ta młodzież teraz niedobra :)
Każda młodzież jest taka jaką wychowamy :)
Pozdrawiam :)
"Celebrować człowieczeństwo" - przepiękne określenie, cudna postawa młodej osoby, przepięknie opowiedziana historia. Dziękuję Agnieszko!
OdpowiedzUsuńTo jeszcze trzeba mieć taką wrażliwość żeby to zobaczyć
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A stare powiedzonko ,że jak piękna to głupia i bez serca ...? Znowu wyszło ,że nie ma nic gorszego niż stereotyp, prawda?
OdpowiedzUsuńJak to wszystko zależy od człowieka, są ludzie i ludziska. Szacunek do człowieka, nie ważne kim jest to podstawa naszego człowieczeństwa.
OdpowiedzUsuńPięknie to opisałaś Agnieszko, ja czasami też tak lubię obserwować ludzi. Pozdrawiam serdecznie...
Aga ty chcesz widzieć , oprocz Ciebie nikt nie chcial.Bo coz mam swoj portfel i samochod jestem pani.
OdpowiedzUsuńJa tez bedac w Malborku jadlam pizze , przyszedl kloszard.Po ludzku chcial zupę. Zapytalam jaka pomidorowa, buraczki.Niesmialo powiedział flaki.Nikt mu nigdy nie dawal wyboru.
Przecież duzo prościej jest dawac jak samemu brać. A w nim cos sie obudzilo.....
Cudowne uczucie , nie ma lepszego jak pomóc drugiemu.
Ale to nie modne, trudno...
Jak wybralam te drogę.
Jak dobrze, że jesteś! Wzruszająca opowieść, Dzisiaj nic więcej nie napiszę. Sama mam chwile przemysleń, Kiedyś Ci opowiem. Wszystko właśnie kręci się wokół czlowieczeństwa. :-)
OdpowiedzUsuńAga..a ja obronię Twoją nieuprzejmą rytynową kasjerkę. Sam kiedyś tak pracowałem i znam raczej "oryginalne" zasady pracy na kasie,czego się od człowieka wymaga i...nie dziwię się jej rutynie. Z drugiej strony-nie wiesz, czy jej nie kazano tak traktować klientów.
OdpowiedzUsuń2.Tanie piwo w reklamówce-hmmm ja kupuję w lidlu piwo za 1.99-inna sprawa,że jest znakomite i nie czuję się z tego tytułu gorszy.
3. Jednakże...miałem kontakt/pracowałem/znam/ słyszałem o---człowieku który pracuje w branży ubezpieczeń i sam mi powiedział,,że klienci kupujący samo oc za 300 zł to dla niego "śmiecie z ulicy" którymi szkoda się zajmować...Cóż, miło mi ,że tak określił mnie i moich bliskich...
4.ps. jesteś jeszcze w Polsce? Miałaś się odezwać na komórkę i cisza ;-(
Pięknie piszesz! Talent literacki, naprawdę :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie --> LoViseta.blogspot.com
like on facebook
Agnieszko, trochę mnie tu nie bylo. Nie ogarniam ostatnio.
OdpowiedzUsuńA tu taka scena - jak poezja... Budująca i optymistyczna... :)
Pozdrawiam Cię ciepło!
"Celebracja człowieczeństwa"- pięknie powiedziane.. :-)
OdpowiedzUsuńTwoje posty zawsze zmuszają mnie do myślenia i refleksji.
OdpowiedzUsuń