“Crêpes Suzette” i święto "La Chandeleur".
Nadszedł luty. Choc jeszcze resztki zimy spływają
brudną breją ulicznymi rynsztokami to w powietrzu czuje się radosne
podniecenie. Mimo, iż pogoda jest ciągle bardzo kapryśna to generalnie dni są dłuższe, wiatr cieplejszy, a wiosna tuż, tuż. W te
przedwiosenne klimaty wpisuje się koncertowo “La Chandeleur” i związane z nim
święto naleśnika.
Chandeleur to nic innego jak “Ofiarowanie Pańskie” i zarazem święto Matki Bożej Gromnicznej obchodzone 02.02. Nazwa “
Chandeleur” pochodzi od nazwy cienkiej, długiej świeczki:“chandelle”. Oczywiście, źródła tego święta, jak wielu innych
przyjętych przez kościół obrzędów należy szukać w czasach pogańskich.
Ale przejdźmy do meritum mego posta, który brzmi
NALEŚNIKI!
Różnie nazywane pod różną szerokością geograficzną.
Ponoć pochodzą z czasów papieża Gelazjusza I, który rozkazał częstować
strudzonych pielgrzymów okrągłymi zbożowymi plackami. Prawdopodobnie stamtąd
trafiły do Francji, a konkretnie Bretanii, gdzie nabrały lekkości i finezji
stając się kulinarnym rarytasem. Tam też powstały pierwsze “naleśnikarnie” -"creperies".
A że z Francji niedaleko już do “nizinnego kraju”, wkrótce podbiły serca i
podniebienia Belgów. Na słodko, na kwaśno, ostro – wedle upodobań!
Ponoć każda francuska gospodyni ma oddzielną
patelnię tylko i wyłącznie do smażenia naleśników. Barbarzyństwem jest mycie
takiej patelni w tradycyjny sposób. Po każdorazowym użyciu należy ją dokładnie,
na błysk wytrzeć pieczołowicie papierowymi ręcznikami. Gospodyni ze mnie nie
największych lotów, ale akurat patelnię do naleśników to ja mam! Chcecie
wiedzieć dlaczego?
Mięknę na melodię imienia Suzette, które w Belgii kojarzy mi się jednoznacznie z przepysznym,
wykwintnym naleśnikiem w pomarańczowym sosie…
Pomijam historyczne spory, kto jest wynalazcą Crêpes Suzette, Henri Charpentier bystry
kucharz z Monte Carlo, który zaimprowizował danie i uraczył nim księcia Walii
Edwarda, czy – jak niektórzy obstają - właściciel restauracji Marivaux, niejaki monsieur Joseph.
Jedno jest pewne – ich wynalezienie było dziełem
przypadku i noszą one imię kobiety.
Smakują rozkosznie. Można ich posmakować w różnych
miejscach w Brukseli, ale gdybyś przypadkiem zbłądził w secesyjne uliczki
Ixelles, i poczuł głód, polecam ci malutki, niepozorny lokal dwa kroki od Place du Châtelain.
Zgadzam się, miejsca tu niewiele, jak w większości
małych knajpek w tej okolicy. Ale to też paradoksalnie pozwoli poznać ci atmosferę
Brukseli. Jej mieszkańcy strzegą skrzętnie swojej prywatności, ale w lokalach
gastronomicznych czują się zupełnie swobodnie siedząc jeden obok drugiego,
dotykają się łokciami i niemalże zaglądając sobie w talerze… Przyznam, że na
początku, byłam spięta i zażenowana taka bliskością przypadkowych sąsiadów,
teraz po latach spędzonych w Belgii moja wrażliwość w tym względzie bardzo się
stępiła i mam to w nosie, jak to mówią Belgowie: Je m'en fiche!
Na ulicy Amerykańskiej ( Rue Américaine) 117 – o której jeszcze będzie na moim blogu głośno
- znajduje się malutki lokalik przenoszący nas swoją ambiance i wystrojem nad Ocean Atlantycki do Bretanii. Jego nazwa
brzmi: “ Au p’tit Breton”:
Przesympatyczny właściciel Thomas, z przyrządzania
pysznych naleśników uczynił swoją pasję, filozofię życia. Jego naleśniki są przyrządzane tylko z najlepszych,
wyselekcjonowanych, biologicznych produktów.
Mąka pochodzi wyłącznie z ekologicznego młyna o
wdzięcznej nazwie :” Moulin de la Fatigue”. Młyn taki, jeden z ostatnich we
Francji zaopatrzony jest w oryginalny system kół i pasów, które z wielkim
trudem obracają ciężkie krzemieniowe kamienie:
Naleśniki są delikatne i ciemne. Straszny ze mnie
łasuch więc pozwoliłam sobie na główne danie zjeść naleśnik po parysku: Champignons de Paris à la crème i poprawić na deser wspomnianym naleśnikiem Suzette.
W końcu bezkarnie można obżerać się tym daniem tylko raz w roku! W pozostałe
miesiące zaś umiarkowanie.
Do naleśników poleca się czarkę zimnego
kwaskawego Cidre Doux (2.5%
zawartości alkoholu). W kraju Napoleona, a zwłaszcza w Bretanii to bardzo
popularny trunek powstały w wyniku tradycyjnej fermentacji moszczu jabłkowego, znany jako nasz poczciwy jabłecznik.
Aaaa A ja dziś na śniadanie robiłam naleśniki z serkiem philadelphia i cukrem pudrem! :) To się zgrałyśmy! Zdecydowanie wole jeźdźca z głową, ale jeśli miałabym wybierać to oczywiście wariant ze spódniczką i hunterami ze względu na Twoje zgrabne nogi :) Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńA to mi smaku narobiłas na twoja nalesnikową wersję! :)
OdpowiedzUsuńPolecam mniam! :) Po co dieta z takimi nogami!? :)Ja tam jestem smakoszem i jak słyszę, że miałabym jeść kasze jaglaną i owsianę non-stop to po prostu więcej ćwiczę :*
UsuńNie cierpię sie odchudzać, tylko dużo mówię, ale tak naprawde to nie mam cierpliwości do żadnych diet i koooocham jeść! a nogi, dzięki piękne, tylko to chude zostało ): reszta mnie - dość obfita :) ale są większe zmartwienia!
Usuńile wpisów mnie ominęło! skończyłam sesję na uczelni i nadrabiam wreszcie blogowe zaległości:)
OdpowiedzUsuńmypuffs, i mnie u ciebie dawno nie było, chociaż sesji nie miałam... wszystko przez to, że nie ma opcji by cię dodać do obserwowanych, buuu. Przejdź na bloggera :) wkrótce też będę nadrabiac zaległości u ciebie. Mam nadzieję, że sesja do przodu :)
OdpowiedzUsuńOJJJJ Aguś ,,jezdziec bez głowy '' no wiesz ;)Ja chcę z głową !!!Proszę o poprawę ....hahh:)zarzucaj nowe foty :*<3
OdpowiedzUsuńA naleśniki, jak sobie poczytałam to po prostu ślinka cieknie ...też uwielbiam w każdej postaci, z każdym możliwym nadzieniem :)
Zestaw ze spódniczką bardzo uroczy ;)
Pozdrawiam serdecznie :*
Beti, to ja ci obiecuję takie specjalne nalesniki u mnie jak się spotkamy :)
UsuńUczyłam się kiedyś języka francuskiego , jak się teraz okazuje ze skutkiem miernym ale mam za to coś z francuskiej gospodyni....patelnie przeznaczoną tylko do naleśników;-)
OdpowiedzUsuńA co do postu to wybieram wersję z nogami w hunterach i spódniczce. Mam nadzieję, że głowę straciłaś dla męża chociaż....licho nie śpi:P
Buziaki
Bardzo lubię naleśniki,
OdpowiedzUsuńa jest ich mnóstwo rodzajów wbrew pozorom :-)
Usterki są świetne :-)
OdpowiedzUsuńwww.okomody.blogspot.com
Wszystkie dzieci, ktore znam przepadaja wprost za nalesnikami. Dzieci chyba wiedza najlepiej co jest najlepsze, wiec i ja sie przyznaje ze tak lubie nalesniki, ze moge godzinami stac przy kuchni, aby ich narobic cala sterte i potem, w towarzystwie cieszyc sie, gdy w mgnieniu oka znikaja!!
OdpowiedzUsuńNogi, spodniczka i huntery ( w tej kolejnosci) sliczne!
Udało mi się oprzeć naleśnikowemu szaleństwu, a przed chwila skończyłam u siebie wpis specjalnie z myślą o tobie :))) Oczywiście z przymrużeniem oka (albo i dwóch) :-)))
OdpowiedzUsuńhttp://notatkiniki.blogspot.be/2013/02/fioki-w-tuluzie.html
Życzę miłego tygodnia , dobranoc Nika
ojejku! jak miło! dziewczyny biegnijcie do niki przeczytac jej fiołkowy post, bardzo ciekawy, własnie u niej gościłam! :)
Usuń"Moje" naleśniki" są inne, bo ja jestem inna... Ale już się przyzwyczaiłam, bo jak życie pokazuje - idzie się przyzwyczaić do wszystkiego :)
OdpowiedzUsuńWiosna? Ona zawsze przynosi "zmiany"... może i tym razem?
Pozdrawiam cieplutko!
shpoppanna
Lubię naleśniki:) Najbardziej z mąki pełnoziarnistej ze szpinakiem, serem i jajkiem:)Świetny żółty sweterek i spodnie:) Pozdrawiam ciepło Aga - Majka:)
OdpowiedzUsuńNo niestety nie mamy domowej patelni do naleśników, ale mamy ukochaną patelnię przypominająca Vok. Cudna jest. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUwielbiam naleśniki ♥
OdpowiedzUsuńi wychodzą mi obłędnie ;-)))
sweterek jest śliczny !!!
:-*
miłego poniedziałku
Uwielbiam nalesniki pod kazda postacią. W Toruniu,skąd pochodzi moj maz, jest nalesnikarnia 'Manekin', gdzie serwuja placki na setki sposobow. Jestesmy tam przynajmniej kilka razy podczas kazdej wizyty w Polsce. UK tez ma swoj Pancake day,choc ich nalesniki nie przypminają naszych,są male i grube,a spozywa się je polozone jeden na drugim i oblane najczesciej syropem klonowym. Co do 'ałtfitu': zazdroszcze Ci bardzo tych pieknych spodni,swietnie wyglądają w polączeniu z tym kolorem swetra!
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemny post - narobiłaś mi nim chęci na nalesniki - chyba dziś po pracy coś w tej kwestii trzeba wykombinować ;)
OdpowiedzUsuńA głowę straciłaś chyba dla tych naleśników właśnie ;) hi, hi
pozdrawiam serdecznie
Tego z niemyciem patelni nie wiedziałam. Chociaż u nas się nie sprawdzi, bo nie mamy takiej specjalnej. Ogólnie fanem naleśników jestem słabym i zazwyczaj koło takich naleśnikarni przechodzę obojętnie. Za to lubię krokiety z pieczarkami :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajne zestawy, szczególnie pierwszy bardzo mi się spodobał :)
w tamtym roku odwiedziłam tę naleśnikarnię. poszłam z kuponem z groupponu - jesz ile chcesz :P
OdpowiedzUsuńniestety jest jak dla mnie za drogo, by normalnie się tam stołować
http://www.ksymelon.net/kasia/?p=11
to moje zdjęcia z tego wypadu
ostatnio widziałam, że lokal był reklamowany w darmowej Agendzie
może ma ruch teraz :) jak myśmy byli to byliśmy sami
Jak wszystkie tego rodzaju knajpki koło Place chatelin, pełne sa w porze lunchu, gdy okoliczne biura pustoszeja. Myslę, że ceny też są ustalane pod tutejsza klientelę. Wiadomo, codziennie chodzic na te nalesniki byłoby za drogo, ale raz do roku, przy święcie ;) nie mogłam sie oprzeć! Pozdrawiam Kasiu!
UsuńSorry, że tak brzydko napiszę ale zaśliniłam prawie całą klawiaturę. Takiego smaku mi narobiłaś :-)))Kocham naleśniki ale tylko te na słodko. W pracy jak mam ochoę na coś słodkiego wymykam się do baru, którego właścicielem jest gość mający naleśnikarnię. Pycha...
OdpowiedzUsuńFajne zestawy. Ja wybieram drugi dla siebie :-)
Wczoraj oglądałam rewelacyjny film o żuczku w Puszczy Białowieskiej i tak sobie myślałam "jak mozna tak pięknie mówić o żuczku", a dzis myslę"jak mozna tak pięknie pisać o naleśniku" - a jednak można-
OdpowiedzUsuńUwielbiam i... w tym tygodniu będą!
Buziaki na dobranoc.Bacha
W sobotę smażyłam naleśniki(moja rodzinka uwielbia) twarożek waniliowy do naleśników robię sama żadnych tam gotowych serków sklepowych mmmmm pyszota:)
OdpowiedzUsuńP.s. Jeździec bez głowy ale seciki przednie:*
Podoba mi się wersja : spodnie + Huntery:)
OdpowiedzUsuńŚwietny kolor apaszki.
OdpowiedzUsuńNaleśniki ulubione danie mojego syna:))a że mamusia kocha synusia to ku przerażeniu reszty rodziny naleśniki robi często:)))))zestawy bardzo ładne szkoda że bez głowy:)))Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńNo jednak pozbierałam się trochę, bo mi goraczka spadła ... i zajrzałam do Ciebie. A tu same pyszności. Uwielbiam naleśniki ale tylko z nadzieniem serowym i podawane z różnymi owocami polanymi jogurcikiem... Pyszności.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego Agnieszko!!!
jak przyrządziłam mojemu włochowi , nasze polskie naleśniki , to tylko się uśmiechnął i stwierdził ,że to nie są pancakes, tradycyjne , grube ...tylko creperies i irytuje go, gdy polacy wypowiadają się nieprecyzyjnie;) ahhh :)
OdpowiedzUsuńAch ci mężczyxni! :) jak zwał tak zwał, grunt, że pyszne! :)
UsuńSuperbe endroit et batiment,et j adore ta tenue prise dehors ;o)
OdpowiedzUsuńBonne soiree !
Buuuu, narobiłaś mi smaka na naleśnika, a gdzie ja teraz o tej porze je znajdę ;p ?! Ja też lubię suzette. Takie proste przepisy,a ile można na ich podstawie wyczarować!
OdpowiedzUsuńHuntery świetnie wkomponowały się w twoje zestawy, sama nie wiem który bardziej mi się podoba! Spódniczka taka słodka, z tymi kropkami na rajtach, genialnie dopasowałaś czerwony szaliczek, z drugiej strony te kraciaste spodnie (uwielbiam je w każdej wersji), eh...kupuję obie wersje ;)!!!
Piękna kobieta w pięknej scenerii.
OdpowiedzUsuńCzegóż trzeba więcej dla oka.
Serdeczności o poranku przesyłam.
huntery! uwielbiam <3 niby to tylko kalosze, a takie piękne :)
OdpowiedzUsuń